3.

594 54 12
                                    

Zeszłam po małych schodkach, chwiejąc się na boki. Przyciasne buciki utrudniały skutecznie normalny chód, a i do sukienek nie byłam przyzwyczajona. Mimo ładnej fryzury i ubioru, który podkreślał mą figurę, najzwyczajniej w świecie wyglądałam jak pokraka. I nie, wcale nie przypominałam jednej z tych drobnych, pełnych wdzięku i elegancji dam, które wszyscy znali z tej powieści. Byłam jak dżem owinięty w kruche ciasto. Pasowałam bardziej do pączka, aniżeli do szarlotki.

Westchnęłam i prawie potykając się na ostatnim schodku postawiłam stabilnie swe stopy w tanich baletkach na podłodze. Ruszyłam za Lydią, przyglądając się wszystkiemu po drodze. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające martwą naturę lub jakieś przypadkowe krajobrazy, tak niepasujące do tego domu. Dalej w holu, którym szłam, pod ścianą stała mała komódka, na której umieszczony był stary wazon z kwiatami. Przyglądając mu się uważniej, zauważyłam, iż z tyłu był wyszczerbiony. Widocznie ktoś ustawił go tak, by ta brzydka strona była zasłonięta.

Zupełnie jak mój fotel w domu w Londynie. Czerwony i pięknie obity z przodu, porozrywany i z zaklejonymi taśmą szwami z tyłu.

Uśmiechając się do siebie, zwróciłam się spowrotem w stronę odchodzącej Lydii, gdy zauważyłam wiszące na przeciwległej ścianie lustro. Podeszłam do niego, ostrożnie stawiając stopy. Byłam jednocześnie podekscytowana i lekko zestresowana. Chciałam wiedzieć jak wyglądała Lizzie naprawdę. Zawsze mnie ciekawiło czy była tak piękna jak głosiła książka. Różane poliki, malinowe usta, które składały się w uśmiech, ciemne włosy po ojcu i brązowe, rozmarzone oczy, spoglądające na rozmówcę z inteligencją.

Postawiłam ostatni krok przed lustrem i z pewnym rozczarowaniem zauważyłam, że brakowało wszystkiego z tego opisu. Wyglądałam zwyczajnie i miałam swoją zwyczajną twarz. Brązowe włosy bez blasku w jakimś mysim kolorze, proste, surowe usta i piwne oczy, głęboko osadzone w twarzy. Nic nowego.

Westchnęłam i odsunęłam się od lustra, idąc do pokoju, w którym zniknęła Lydia, a który miał okazać się jadalnią. Spojrzałam na obecne osoby krzątające się przy stole i po chwili wahania usiadłam na wolnym miejscu, tuż obok pana Benneta, przypominając sobie z książki o relacjach Lizzie z ojcem. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, odpowiadając na mrugnięcie okiem rozbawionego mężczyzny.

Gospodarz domu siedział u szczytu stołu, nakładając na talerz smażone jaja z szynką i kilka przypiekanych krom chleba posmarowanych margaryną. We współczesności to był standardowy posiłek na śniadanie i nikt się tym nie dziwił, lecz fakt, że przeniosłam się do dziewiętnastego wieku wciąż wprawiał mnie w niezłe zdziwienie, sugerując iż wszystko będzie zupełnie inne niż dwa wieki później.

- Drogi panie Bennet, nalegam byś niezwłocznie udał się w odwiedziny do Pana Bingleya - odezwała się pani Bennet nieznoszącym sprzeciwu tonem, który był taki, jak go sobie wyobrażałam. Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc do czego ta rozmowa zmierza.

- Panie Bennet, jak możesz być tak nieczuły dla mojego biednego, skołatanego serca? Czy nie masz już litości dla swej biednej żony i moich zszarganych nerwów? - zapytała z wyrzutem pani Bennet, która siedziała naprzeciwko mnie, grzebiąc w swej jajecznicy, tym samym maczając w niej rękaw taniej codziennej sukni. Niezgrabnie dołożyła kilka gotowanych kiełbasek, dodając do śniadaniowego arsenału trochę tłustego mięsa.

Pokręciłam głową w ciszy nakładając sobie jajecznicy i tostów. Cała ta sytuacja mimo swej absurdalności przypominała zwykłe śniadanie normalnej angielskiej rodziny, co napawało me serce otuchą. W końcu to oznaczało, iż nie wszystko różniło się tak diametralnie i miałam szansę, by nie stać się kompletną idiotką w oczach mego przyszłego męża. Musiałam się tylko zachowywać jak Lizzie.

- Zapewniam cię, moja droga, że darzę twoje nerwy niezmiernym szacunkiem. Są w końcu moimi kompanami od ponad dwudziestu lat - odpowiedział pan Bennet z dozą rozbawienia, nalewając sobie i mi kawy do ręcznie malowanych, lecz wyglądających na tanie, filiżanek.
Podziękowałam mu uśmiechem i skinieniem głowy.

- Ależ, panie Bennet, jak możesz mówić o mnie tak okrutnie?! Jestem pewna, że jeśli nie odwiedzisz pierwszy naszego nowego sąsiada, pana Bingleya, to sir William zrobi to pierwszy, a wtedy Lady Lucas będzie się chełpić swym zwycięstwem, nalegając, by móc przedstawić mnie i moje córki temu szanownemu dżentelmenowi, co byłoby nie do pomyślenia, gdyby nie fakt, że jest wolnego statusu i z pewnością szuka żony. A taki kawaler jak on, z pięcioma tysiącami dochodu rocznie jest wyśmienitą partią dla którejś z naszych córek - wygłosiła pani Bennet, zdumiewając wszystkich informacjami o jego dochodzie.

Kitty pierwsza zaczęła świergotać z podekscytowaniem, zaś Lydia przytaknęła jej, już snując plany odnośnie jej niespodziewanej i pełnej namiętności przyszłej historii miłosnej, w której zostaje żoną Bingleya. Wywróciłam oczami, spoglądając na rozbawionego pana Benneta.

- Moja droga pani Bennet, okrutnym bym był, gdybym ci wprost wyznał, iż żałuję jednej ze swych najważniejszych podjętych w życiu decyzji, która niemniej okrutnie o nim przesądziła, lecz nie powiem tego. Za to byłabyś z pewnością wielce niepocieszona, gdybym zataił przed tobą, iż pan Bingley był zachwycony moją poranną wizytą i wręcz z niecierpliwością oczekuje balu w Meryton, na który go zaprosiłem w imieniu wszystkich sąsiadów - oświadczył spokojnie ku uciesze obecnych w pokoju kobiet.

Nie słuchałam dalszych świergotów i zachwytów. Zajęta jedzeniem, rozmyślałam nad balem. W końcu tam właśnie miałam poznać Darcy'ego. I tam miał mnie obrazić, choć teoretycznie nie będzie wiedział, że słucham. Tylko jak Lizzie mu się później odgryzła?

Zastanawiałam się w myślach, jak to wszystko rozegrać, by tego nie zepsuć. W końcu wystarczyło bym powiedziała jedno słowo za dużo na balu, a wszystko potoczy się inaczej. Upiłam łyk gorzkiej kawy, zaczynając mieć wątpliwości. Gdybym tylko miała przy sobie Jenny!

Chwilka. Przecież mam.



Wracam po naprawdę długiej przerwie. Nie bijcie. Obiecałam, więc jestem i choć przyznam, iż tego nie zamierzałam to jednak cieszę się, że jestem. Postaram się nadrobić zaległości i prowadzić powieść systemtycznie.

Jednakże, znacie mnie. Niczego nie obiecuję ^^

Być Elizabeth | Duma I Uprzedzenie Inna HistoriaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt