※2※

10.6K 458 212
                                    

Po raz pierwszy jadę do Hogwartu. Po wyrzuceniu mnie z Durmstrangu mój ojciec napisał do dyrektora brytyjskiej Szkoły Magii i ku mojemu zaskoczeniu zostałam przyjęta. Poznałam nawet w wakacje głowę mojej nowej szkoły, czyli Profesora Albusa Perciviala Wulfryka Briana Dumbledore'a. Tak, wiem, strasznie dużo imion.

Siedzę sama w przedziale, choć jako czwartoroczna, na dodatek nowa, powinnam spróbować kogoś poznać. Wiec poznam. Z wielką chęcią. Bohaterów mojej nowej, mugolskiej książki.

Po przeczytaniu zaledwie kilku słów czuję irytację. Moje długie, brązowe włosy znowu lecą mi do oczu. Szybko związuję je w kucyk na czubku głowy. Teraz łaskoczą mnie tylko po karku. Zasłaniam twarz książką i znikam w świecie liter.

Nie dane jest mi długo czytać, bo przez korytarz niosą się wrzaski jakichś chłopaków. Po chwili do mojego przedziału wpada całkiem wysoki czarnowłosy chłopak z okularami na nosie, a zaraz za nim posiadacz stalowoszarych oczu i czupryny w tym samym kolorze co okularnik. Obydwaj są dość przystojni, ale to ten drugi zwraca bardziej moją uwagę.

– Hej, mała, nie było tu może Lilki? – pyta ten pierwszy.

– Po pierwsze, nie jestem mała. Po drugie, nie było tu Lilki – odpowiadam niechętnie, gdyż nieproszeni goście przerwali mi w momencie tak wspaniałym, że aż niemożliwym.

– Dobra, mała – Okularnik przewraca oczami. – Chodź, Syriusz, idziemy.

Za drzwiami w „bezpiecznej" odległości słyszę głos chłopaka nazwanego imieniem Syriusz:

– Ej, James, nie kojarzę tej dziewczyny. Z którego ona jest domu?

– Obstawiam Ravenclaw. Tylko tam tak zapamiętale czytają książki. No, jest jeszcze Evans, ale ona to...

Reszta zdania wypowiadanego przez chłopaka ginie w gwarze rozmów innych uczniów.

Syriusz

Tajemnicza Krukonka nie zaprząta długo moich myśli, choć jestem zdziwiony, że jej nie kojarzę. W końcu kto jak kto, ale ja kojarzę Krukonki całkiem nieźle. Zanim jednak zdążę zaprzątnąć moje myśli zupełnie twarzami dziewczyn w niebieskich mundurkach, moją uwagę przyciągają pasażerowie przedziału, obok którego właśnie przechodzimy.

Na widok Smarkerusa krzywię się. Jak miło spotkać go już pierwszego dnia szkoły. Rogacza jednak bardziej obchodzi Lily, która rozmawia ze Ślizgonem i Dorcas. Widać, że ta ostatnia źle, a przynajmniej gorzej czuje w tym towarzystwie, choć od czasu do czasu też coś wtrąca do rozmowy.

– Hej, Evans – Serio? Znów, znów ten oklepany tekst? A zaraz znowu ta sama odpowiedź?

– Nie, nie mam zamiaru się z tobą umawiać. Zwłaszcza, jeśli przerywasz mi w rozmowie – odpowiada ruda.

Powinienem dostać przynajmniej P z wróżbiarstwa. Serio.

– Naprawdę? Ze Smarkiem? – rzucam. Wyzwisko za 3... 2... 1...

– On przynajmniej ma interesujące tematy do rozmów. Inne niż o twoich byłych, Black – odgryza się Evans.

Może jednak powinienem się pokusić o W z wróżbiarstwa.

Kątem oka widzę, że James wyciąga różdżkę, więc zaczynam jeszcze bardziej atakować Snape'a. Po chwili naszej kłótni wstaje Dorcas. Zapewne chce nas wywalić z przedziału, jednak wybrała sobie zdecydowanie zły moment. W tej samej chwili Rogacz próbuje strzelić jakimś zaklęciem w Smarka. Próbuje, bo trafia w dziewczynę. Z tego powodu stoi przed nami wkurzona Gryfonka, której naturalnie czarne loki przybrały teraz barwę błękitu.

– Wiecie co? Walcie się wszyscy.

I wyszła.

Basia

Czytanie mojej książki przerywa mi gwałtowne otwarcie drzwi i pojawienie się w nich dziewczyny. Niebieskowłosej dziewczyny.

– Mogę się dosiąść? Wkurzyli mnie Huncwoci, więc muszę się gdzieś podziać. No wiesz, wbili mi do przedziału i zaczęli się kłócić z Lily, bo broniła Seva, a ci idioci chcieli rzucić w niego zaklęciem. Coś im nie pykło, bo trafili sobie we mnie – mówi na jednym wydechu, a ja patrzę na nią z szeroko otwartymi oczami.

– Eee, słuchaj, bo ja tak jakby... Ehhh, trochę mi głupio, ale ogólnie to nic nie ogarnęłam z tego, co mówiłaś, bo w zasadzie jadę do Hogwartu po raz pierwszy. Nazywam się Basia, tak swoją drogą – tłumaczę się i mam nadzieję, że nie brzmię bardzo głupio.

– O matko! Serio? No w sumie to rzeczywiście cię nie kojarzę. Jestem Dorcas Meadowes, Gryfonka, czwarty rok. Tylko powiedz mi, czemu jedziesz do Hogwatru dopiero teraz? Wyglądasz na mniej więcej w moim wieku – Ale ona ma słowotok...

– Głupio się przyznać, ale wylali mnie z Durmstrangu, chociaż nic nie zrobiłam – przyznaję się. – Znalazłam się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie...

※※※

Nasza rozmowa naprawdę nieźle się klei. Mamy mnóstwo tematów do gadania. Nim się orientujemy, już musimy zmieniać szaty. Powoli Ekspres Hogwart dojeżdża do celu. Dora mi wszystko wytłumaczyła. Dzięki temu wiem, że mimo tego, że jestem na czwartym roku, muszę popłynąć łódkami razem z pierwszoroczniakami. Wolałabym pojechać normalnie powozem z moim rocznikiem, ale jak mus to mus.

Gdy tylko wysiadam z pociągu, staję zachwycona widokiem. Mogłabym tam sterczeć godzinami, ale tamuję przejście tabunom uczniów, więc szybko się odsuwam. Kieruję się w stronę, z której dobiega gruby głos, wołający: „Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj!".

Kiedy siedzę w łódce, patrzę tylko na zamek. Wygląda obłędnie, cudownie, ślicznie. Kiedy wchodzimy do budowli, czuję ogarniające mnie ciepło i cichy gwar rozmów.

Przechodzimy pod drzwi Wielkiej Sali, a hałas się nasila. Dopiero wtedy orientuję się, że jestem przynajmniej o głowę wyższa od najwyższych pierwszoklasistów. Gdybym tylko nie była taka wysoka...

Po jakiejś minucie przychodzi Profesor Minerwa McGonnagal. Po krótkiej przemowie robi efektowną pauzę i dodaje:

– Teraz zapraszam was wszystkich do Wielkiej Sali. Zostaniecie tam przydzieleni do swoich domów.

A potem otwiera drzwi. 

Ej, James, co to była za dziewczyna? /Syriusz Black/Where stories live. Discover now