※5※

9.5K 399 122
                                    

Oszołomiona wstaję z taboretu. Idę w stronę mojego stołu otoczona okrzykami radości. Od razu kieruję się w stronę Dorcas, która nie czekając na nic, zgniata mnie w uścisku. W trakcie trwającego wieczność zgniatania żeber mówi mi do ucha:

– 6 minut i 23 sekundy. Jesteś kolejną Hatstalls. Chyba jesteś pierwsza od czasów McGonnagal. To ponad 50 lat!

Zanim siądę przy moich prawdopodobnie współlokatorkach, zauważam Huncwotów, czy jak im tam jest. Podchodzę do nich i rzucam do okularnika:

– I co, jestem mała?

– Mniejsza ode mnie – odgryza się. – Siadaj tutaj.

Ciągnie mnie na ławkę. W wyniku jego manewru dość boleśnie ląduję między nim a tym drugim. Syriuszem, tak..?

– Słuchaj, gryfoneczko ty nasza – zaczyna szarooki z uśmiechem.

– Nie, to wy słuchajcie. Po pierwsze: nie jestem „waszą gryfoneczką", jak to ująłeś. Po drugie, to jak wy się w ogóle nazywacie? Po trzecie: nie tylko Krukoni czytają książki – Gdy widzę ich pytające spojrzenia, wyjaśniam. – Trzeba było nie drzeć się ze swoimi mądrościami po całym pociągu.

W końcu na ich twarze wpływa zrozumienie.

– Jeszcze jedno. Ty – mówię, wskazując palcem na Syriusza. – Weź te ręce od moich włosów.

W tym momencie drugi z nich ciągnie za mój kucyk. Gdy zabijam go wzrokiem, zaczyna się tłumaczyć.

– No co... mówiłaś do niego. Tylko. Pokazałaś nawet palcem. O tak – Wymierza we mnie swoim długim palcem wskazującym, którego łapię.

– Dobra, spokój już tam, Potter, bo Evans będzie zazdrosna – rzuca przyjaciel okularnika, po czym zwraca się do mnie. – Po kolei. On, ten idiota, to James Potter. Ja jestem Syriusz Black. Ten wysoki szatyn to Remus.

Chłopak nie reaguje, więc Syriusz krzyczy w jego stronę:

– Ej, Lupin, przedstawiam cię właśnie! Zostaw na chwilę tą książkę.

Remus podnosi głowę, macha mi i znów zagłębia się w lekturze.

– Ten ostatni – kontynuuje Black i wskazuje na nieco grubszego od reszty czternastolatka – to Peter Pettigrew – Na pulchnej twarzy chłopaka wykwita miły uśmiech. – Co do pierwszego, to musimy ci najpierw wymyślić jakieś inne przezwisko, więc chwilowo zostanie. Po trzecie: wiemy.

– Czwarte już ogarnęliśmy – dorzuca James z głupkowatym uśmiechem.

– Teraz nasza kolej – oświadcza po chwili Syriusz. – Czy jesteś córką Józefa Wrońskiego, polskiego szukającego, od którego nazwiska został nazwany ten świetny zwód? – pyta.

– Tak – odpowiadam krótko.

– I tyle? – pyta nieco zdziwiony, a może i nawet zirytowany Black. – Nie powiesz nic więcej?

– Nie. Idę do Dorcas.

A potem rzeczywiście odchodzę.

Syriusz

Czemu ona nie chce nic mówić o sobie? To dziwne, zwłaszcza, że jest córką tego Wrońskiego. Ja bym się na jej miejscu z tym afiszował, a ona? Gada z Dorcas i co chwilę wybucha śmiechem. Nagle niebieskowłosa, swoją drogą lepiej jej tak niż w czarnych, podchodzi do Evans, a następnie wracają do nowej, która zdążyła już wyjąć małą książkę z obszernej kieszeni czarnej szaty. Zauważam, że jej naszywka na mundurku zmieniła się z herbu Hogwartu na tą gryfońską.

Gdy Ruda tylko ją widzi, od razu zaczyna trajkotać. Normalnie usta jej się nie zamykają. Basia też nie jest jej dłużna. Chyba zaczęły gadać o mugolskich książkach, bo Meadowes wygląda, jakby nie była pewna, o czym one nawijają. Z tego powodu wzrusza bezwiednie ramionami i rusza w naszą stronę. Nie siada jednak z nami, tylko idzie dalej. Do Franka Longbottoma. Zaczyna z nim żywo dyskutować o wakacyjnych meczach Quidditcha.

– Jak myślisz, zgłosi się do drużyny? – Swoim pytaniem James wyrywa mnie z zamyślenia. – No wiesz, Wrońska.

– Nie wiem. Może – Po jego pytaniu zaczynam się głębiej zastanawiać. To nie jest wcale głupia kwestia. – W zasadzie to po zeszłym roku odeszli nam obrońca, ścigający... Aha, jeszcze szukający.

– Wiem właśnie, ale Frank, wiesz, został kapitanem, może zrobić całkowitą zmianę składu. Wiesz, o co mi chodzi?

Zatkało mnie. Nie pomyślałem o tym, ale szóstoklasista mógł się na to zdecydować.

– Tak, wiem. A tak w ogóle, to kto jest nowym kapitanem Slytherinu? – pytam, mając nadzieję, że to nie ona.

– Agnes Montague – rzuca Remus. – Lily mi powiedziała. Gadała ze Snape'em, więc chyba wie, co mówi.

– Nie! Tylko nie ona! – wyję.

– Rozumiem twój ból, stary – James klepie mnie po ramieniu. Doskonale wiemy, jak trudny sportowo rok nas czeka.

Agnes Montague. Czwartoroczna Ślizgonka. Czysta krew. Idealna wręcz członkini swojego domu, bo wokół siebie tworzy gruby pancerz z opryskliwości i pogardy. Jeszcze do tego jest sarkastyczna i nigdy nie traci okazji, by komuś dociąć. Na boisku sypie gromy ze swoich błękitnych oczu, gdy tylko ktoś zrobi coś źle. Na dodatek nigdy nie fauluje, chociaż to bardzo często z jej winy graczom coś się dzieje. Chociażby po perfekcyjnie wykonanej transylwance. Odlot od dziewczyny szybko przemienia się w niekontrolowane zderzenie z inną osobą. Sam tego kiedyś niestety doświadczyłem. To chyba James we mnie wleciał. Blondynka chwilę później leciała już dalej łopocząc na wietrze swym długim warkoczem.

Choć w zeszłym roku była drugą najmłodszą członkinią swojej drużyny, grała najlepiej z całej siódemki Ślizgonów. Nie dziwi mnie, że została wybrana, ale wolałbym chyba, żeby jej miejsce zajął ktoś inny.

– Wiesz, jakie są inne składy? – pytam Jamesa. – Puchonom chyba nikt nie odszedł, co nie?

– Nie. Odpadła Eva Sollace, obrończyni – mówi z ulgą. Potem dodaje – Ravenclaw ma teraz dwójkę ścigających, jednego pałkarza, obrońcę i szukającą.

– No nie, pewnie dalej grają Nadia i Victoria...

– Czego się spodziewałeś? Są na naszym roczniku – potwierdza moje obawy Potter. – A tak w ogóle, to słyszałem, że Nadia ma Nimbusa 1500.

– Serio? Już ostatnio była tak szybka, że ciężko ją było trafić tłuczkiem. Teraz to już...

Ehhh... to będzie ciężki rok. Bardzo ciężki.

Ej, James, co to była za dziewczyna? /Syriusz Black/Where stories live. Discover now