※7※

5.9K 302 22
                                    

Po pierwszych zaklęciach w tym roku, a w zasadzie dla mnie pierwszych w ogóle w Hogwarcie, czuję, że chyba jednak polubię ten przedmiot. Profesor Flitwick uczy świetnie, a w porównaniu do nauczycieli z Durmstrangu to geniusz. Mówię zupełnie serio.

Teraz, po szóstych zajęciach zaklęć i uroków, wracam do pokoju wspólnego Gryffindoru. Zauważam tłumek wokół tablicy ogłoszeń i kilka osób rozmawiających z jakimś szóstoklasistą. Jest on dość wysoki i dobrze zbudowany, ma też brązowe włosy. Na słowa dwóch czarnowłosych chłopaków kiwa głową. Po chwili zaczyna się też rozglądać po pomieszczeniu. Kiedy przepycham się przez grupkę piątoklasistek, zauważam, że ta dwójka, która towarzyszyła szesnastolatkowi to James i Syriusz. Okularnik zauważa mnie i pokazuje mi ruchem dłoni, żebym do niego podeszła. Ja jednak kręcę głową i patrzę z wyrzutem na stertę podręczników w moich rękach, a potem ruszam w stronę schodów prowadzących do dormitoriów.

Po chwili słyszę kroki za moimi plecami. Stwierdzam, że to prawdopodobnie Lily albo Dorcas, które też idą do naszego pokoju, więc nie przystaję, tylko stawiam kolejne kroki. Kiedy przy drzwiach odwracam się nieco bokiem, żeby nacisnąć łokciem drzwi, zauważam tamtego chłopaka, który zmierza w moim kierunku.

– Pomóc ci? – pyta, kiedy już stoi dość niedaleko mnie. Widzę jednak, że nie zbliżył się do schodków przed drzwiami.

– Nie trzeba – mówię. Sterta książek ma jednak odmienne zdanie, bo właśnie w tym momencie się wywraca i spada po schodach. – Może jednak tak.

Zbierając podręczniki, chłopak rzuca:

– Jestem Frank Longbottom, kapitan gryfońskiej drużyny Quidditcha.

– Basia Wrońska.

– Słuchaj, nie będę owijał w bawełnę. W zeszłym roku odszedł nam szukający, a twój tata jest najlepszym polskim graczem na tej pozycji i jest znany z tego na cały świat. Z tego powodu sądzę, że coś potrafisz na tej pozycji i chciałbym, żebyś spróbowała zagrać u nas. Wiadomo, że są inni chętni na tę pozycję, więc robię w sobotę kwalifikacje do drużyny. Mam nadzieję, że przyjdziesz.

Patrzę na niego całkowicie zszokowana. Czuję się nieco urażona, że patrzy na mnie przez pryzmat mojego ojca, ale mimo to uśmiecham się mimowolnie.

– Kiedy są te kwalifikacje? – pytam.

– W sobotę o dwunastej. Wszystkie informacje masz na tablicy ogłoszeń na dole – mówi, po czym odwraca się, żeby odejść. Chwilę później wraca i podaje mi książki. – Proszę. Chociaż nie, najpierw otwórz drzwi, a dopiero potem je zabierz, bo znowu będziesz musiała je zbierać.

Nadia

Siedząc na trybunach i oglądając kwalifikacje do gryfońskiej drużyny Quidditcha, zastanawiam się, po co w ogóle ruszałam się z pokoju. No dobra, Basia mnie poprosiła, ale po pierwsze, jest zdecydowanie zbyt ciepło, żeby z własnej woli przebywać na polu. Po drugie – mam niedokończoną książkę, która leży samotnie na moim łóżku. No i po trzecie, czyli jestem Krukonką, która na dodatek jest w drużynie, więc z pewnością szpieguję dla mojego domu.

Mimo, że przyszłam tu tylko pokibicować Basi, to i tak bezwiednie zapamiętuję style kandydatów na dane pozycje. Na przykład jedna dziewczyna, na oko z trzeciej klasy, lecąc, bardzo zasłania kafla. Inna z kolei, chyba piętnastoletnia, posiadająca splecione w warkocza rudoblond włosy, strasznie chwieje się na swojej miotle. Po chwili podlatuje do niej Frank i mówi coś, na co ona wzrusza ramionami i kieruje się w stronę ziemi. Longbottom w tym samym czasie mówi coś tej drugiej, na co ona prawie spada za piątoklasistką, ale w ostatnim momencie łapie się trzonka jedną ręką, a drugą chowa za ucho kosmyk brązowych włosów, który musiał jej się wysunąć z kucyka w trakcie lotu. Wnioskując po jej reakcji, a także po uśmiechniętej twarzy szóstoklasisty, chyba została przyjęta.

Ej, James, co to była za dziewczyna? /Syriusz Black/Where stories live. Discover now