Marysia

3.9K 685 287
                                    


Przez całe życie uciekałaś, Marysiu. Najpierw przed problemami, później rodziną i zatrzymałaś się na konsekwencjach, które dopadły cię jako ostatnie. Historia twojego życia nie jest jakoś szczególnie skomplikowana. Byłaś siostrą, wnuczką i córką. Żyłaś w bloku, chodziłaś do szkoły i nie odstawałaś od reszty. Słuchałaś o komunie z uśmiechem, wiedząc, że to tylko brednie, że to cię nie dotyczy, bo w końcu mamy XXI wiek i możesz się malować, i modnie ubierać, i jedzenia zawsze w domu było pod dostatkiem.

Twój ojciec za to czasami nadużywał alkoholu. Tego w tych czasach też było pod dostatkiem. Jedno piwko tu, drugie tam, jeszcze trzecie pod sklepem, a tu córka sąsiada miała urodziny i nie wypadało nie wypić. Twojej mamusi również nie wypadało uderzyć, ale nigdy nie powiedziałaś tego na głos. Andrzejek, który bał się w nocy spać sam, przychodził do pokoju, gdzie leżałaś w ciszy z Basią, słuchając za to krzyków, i bez słowa kładł się obok ciebie. Nigdy go nie wyganiałaś, nigdy nie komentowałaś i nigdy nie pocieszałaś, wiedząc, że nie chce być uznany za mazgaja. To Basia wzdrygała się na dźwięk rozbitej szklanki lub rzuconego w ścianę talerza.

To ona też patrzyła na ciebie, jakbyś mogła to powstrzymać i czasami miałaś na to ochotę.

– Czemu od niego nie odejdziesz? – pytałaś matki co roku, gdy ojciec nie zasiadał z wami do wigilijnego stołu. Jego wieczerza zakończyła się godzinę temu, tyle że na dwunastu puszkach.

– To jego dom. Gdzie mielibyśmy odejść?

W milczeniu nosiła swoje brzemię, a ty w milczeniu jej na to pozwalałaś, odliczając dni do osiemnastych urodzin. Po skończeniu szkoły zawodowej zatrudniłaś się jako krawcowa. Pensja była nieduża, ale tobie wystarczała. Przede wszystkim była twoja własna. Pozwalała ci kupić rodzeństwu jakieś słodycze, pomóc mamie w odkładaniu pieniędzy na czarną godzinę w razie, gdyby ojciec znowu ukradł jej wypłatę. (Choć obiecał, że tamten raz miał być razem ostatnim. Obie w to nie wierzyłyście.)

W pracy nie nawiązałaś z kimś głębszych relacji. Byłaś skryta i cicha. Lubiłaś słuchać, nie musząc zdradzać o sobie zbyt wiele, więc większość rówieśniczek traktowała cię z sympatią, ale raczej nigdzie nie zapraszała. Weronika była inna. Werka miała jasne włosy i niemal zawsze nosiła uśmiech na twarzy. Traktowała to jak must have każdego sezonu. Nie krępowała się niezbyt dyskretnymi pytaniami, gwizdami na ulicach ze strony robotników, a już tym bardziej nie krępowała się mówić ci o wszystkim. I bywały momenty, gdy ty też chciałaś jej powiedzieć o wszystkim, co kłębiło się w twojej głowie, ściągając na samo dno.

Po pracy zwykle chodziłaś spać albo pomagałaś przy obowiązkach w domu. Czasami szykowałaś dzieciaki do szkoły, skoro między tobą i Basią było pięć lat różnicy. Tylko wieczorami zastawałaś mamę skuloną w kącie, czasami z dłonią przytkniętą do policzka. Tylko czasami nie odwracałaś wzroku, robiłaś wam herbatę i pozwalałaś sobie na nienawiść, na niemoc, na gniew, na wrzask. I tylko czasami płakałaś. Lubiłaś myśleć, że wszystkie łzy zużyłaś, gdy byłaś w wieku Andrzejka.

– Obiecaj mi, Marysiu – prosiła mama – że znajdziesz sobie porządnego męża, który będzie cię kochał i dbał o wasze dzieci.

– Obiecuję.

Okazała się to obietnica bez pokrycia.

Werka wbrew pozorom nie była kolejną postacią bez znaczenia w twoim życiu. To ona was poznała.

Wychodziłaś wtedy z zakładu po nocce, a po nią jak zwykle przyjechał ciemny samochód marki polonez. Pożegnałyście się, ale nie zdążyłaś ruszyć, gdy z pojazdu wyskoczył roześmiany chłopak w czapce.

Śmierć w pigułceWhere stories live. Discover now