Rozdział czterdziesty czwarty

10.4K 497 18
                                    

- Czy doczeka mnie zaszczyt zatańczenia z Panią? - Lucas pochyla się w moją stronę w charakterystyczny dla arystokratów sposób i wyciąga w moją stronę dłoń.

- Jakże by inaczej proszę Pana -  wsuwam dłoń w jego. Pociąga mnie do góry i prowadzi na parkiet.

Przesuwa nas na środek i zaczynamy tańczyć. DJ zmienia piosenkę na coś wolniejszego, a Lucas automatycznie przenosi dłoń na moje biodra. Idę w jego ślady i przenoszę dłoń na jego ramię. Drugą rękę prostuje, a ja robię to samo i zaczynamy tańczyć. Udając bardzo poważnych i wykwintnych. Chichoczę cicho, a piosenka dobiega końca. Wyciągam dłoń z jego uścisku i przenoszę ją na jego drugie ramię. On kładzie swoją na moim biodrze i tańczymy powoli przytuleni do siebie.

- Jest coś czego nie potrafisz? - śmieję się i unoszę głowę do góry.

- Jestem kiepskim kucharzem - krzywi się. - Zawsze, gdy wychodzę z kuchni po buszowaniu w niej czy gotowaniu zostaje tam cholerny bałagan. Nie umiem tego posprzątać - przyznaje krzywiąc się. Chichoczę cicho i opieram głowę na jego ramieniu. - Poza tym moje zdolności kucharskie są ograniczone.

Nawet nie wiem, kiedy wokół nas robi się kółko zamykające nas w kręgu. Rumienię się na ten widok i spoglądam na Lucasa, którego twarz zdobi piękny szeroki uśmiech. DJ puszcza coś szybszego, a brunet zaczyna szybciej prowadzić, robiąc obroty, szybko z pełnią życia. Skocznie i przyjemnie. Śmieję się ledwo za nim nadążając. Taniec nie jest moją mocną stroną. Piszcze cicho, a on przytrzymuje mnie mocniej, bo prawie się przewracam. Zaczynamy się cicho śmiać. A znajomi do okoła nas klaszczą głośno, a co po niektórzy gwiżdżą.

- No to skoro taniec pary mamy za sobą to czas na konkurencje i zabawy - krzyczy Jackson, unosząc w górę ręce, w których trzyma butelki wódki. - Shoty - dodaje głośniej, a tłum mu wiwatuje. Podchodzi do stolika i wypełnia alkoholem kilka kieliszków. Wyswobadzam się z uścisku chłopaka i kieruje się w stronę brata. Nie jest mi dane przejść nawet połowy dzielącej nas odległości, a już w pasie otacza mnie czyjąś ręką. Nie wyrywam się, bo czuje za sobą Lucasa.

- A panienka to dokąd się wybiera? Chyba nie po to, żeby pić? - szepcze mi na ucho i przygryza jego płatek. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Kładę dłoń, na jego dłoni, którą otacza mnie w pasie.

- W końcu to moja impreza - wzruszam ramionami i ciągnę go za sobą.

- Nie chce, żebyś piła - jęczy mi do ucha.

- Nie będę pić - wzdycham i wywracam oczami. - Idę tylko dopilnować zabawy -  śmieję się. - Jeszcze nigdy nie probowałam alkoholu i nie zamierzam tego robić w najbliższym czasie -  przyznaję mu się.

- Cieszy mnie to - odpowiada.

- Przejmuję - wyciągam z reki brata butelkę z alkoholem i odpycham go uderzając go biodrem. Śmieje się cicho z pijackim błyskiem w oku i dołącza do śmiałków.

Po pół godziny odpada coś ponad połowa osób, która pije shoty. Zostają tylko ci z najwytrzymalszą głową i niestety jest wśród nich mój brat.

- A ty czemu nie pijesz? - zwracam się do Lucasa i wypełniam kieliszki. - Jesteś abstynentem?

- Piję, ale nie dzisiaj. Muszę tych debili odwieźć do domu - ruchem głowy wskazuje na mojego i swojego brata.

- Ty biedaku. Nie możesz się napić jakie to smutne - mówię z sarkazmem.

- Wiem - wydyma wargi. Staję na palcach i całuję go szybko. Uśmiecha się i otacza mnie ramieniem. Przyciska mnie plecami do swojej klatki piersiowej. Dziwi mnie jego nagłe zachowanie. Spoglądam przed siebie i widzę wysokiego chłopaka z drużyny brata, który uważnie mi się przygląda. Wręcz pożera mnie wzrokiem. Wywracam oczami i wystawiam mu faka. Wzrusza ramionami. Odwraca się i zaczyna wgapiać w kolejną laskę.

- Dupek - syczę pod nosem i ściągam ze swojego ciała dłoń Lucasa. - Zazdrosny? - Uśmiecham się przebiegle.

- O takiego dupka? - pyta i wypycha dumnie pierś do przodu. - W życiu. Ale o ciebie to już tak - puszcza mi oczko i całuje we włosy.

- Mam dość - pojawia się przy mnie Taylor razem z Britt, podtrzymując się nawzajem. Ledwo stoją. Podchodzę bliżej nich. Wyczuwam od nich alkohol. Niewielka ilość, ale jedna.

- Chcę do domu - jęczy Britany.

- Zamówię wam taksówkę - kręcę głową i uśmiecham się zrezygnowana.

- Dobra - odpowiadają chórem.

Odchodzę od przyjaciół i idę na zaplecze, gdzie leży moja torebka z rzeczami. Zamykam za sobą drzwi i macham do wujka, który ogląda mecz w telewizorze. Siadam obok niego i wyciągam z torebki telefon. Mężczyzna otacza mnie ramieniem.

- Ale wyrosłaś - komentuje i dalej ogląda mecz.

- Żeś nawet zauważył - odcinam się i wybieram numer do taksówkarza. Tak często do niego dzwonię żeby nas odwoził, że zna już nasze adresy domowe na pamięć. Podaję mu ten gdzie teraz jesteśmy i rozłączam się.

- A teraz wybacz, ale wrócę do znajomych - ściągam z ramienia rękę Alana, odkładam telefon do torebki i wychodzę z pomieszczenia.

- Zaraz po was przyjedzie Emanuel -  uśmiecham się do dziewczyn. - Czemu stoicie? - marszczę brwi spoglądając na wolne krzesła za nimi.

- Już im to proponowałem. Stwierdziły, iż nie będą siadać na takich babcinych krzesłach - chichocze Lucas. - Już po jedenastej. Za godzinę powinni się wszyscy zbierać - zauważa.

- I dobrze - mówię tak, żeby tylko on słyszał. - Jestem już trochę zmęczona - jak na potwierdzenie swoich słów ziewam.

Taylor i Britt zabrał taksówkarz. Ja przez kolejne pół godziny tańczyłam z kim się dało, a Lucas przyglądał mi się spod ściany. Zatańczyłam nawet z Florence z drużyny futbolowej, który okazał się marnym tancerzem i podeptał mi palce, przez co teraz siedzę przy stoliku i krzywię się delikatnie z bólu.

- Malutka Kayla cierpi? - brunet dosiada się do mnie ze śmiechem.

- Hahahah - mówię ironicznie poprawiam sukienkę i wyciągam stopy z butów. Podciągam nogi pod brodę i delikatnie rozmasowuje sobie palce. Z czyjeś perspektywy musi to strasznie dziwnie wyglądać. No ale w końcu ja jestem dziwna.

- Gdzie nasza solenizantka? - zza pleców dobiega mnie czyjś głos. Odwracam się i macham do grupki osób. Podchodzą do mnie, a ja spuszczam nogi na podłogę. -   Będziemy się już zbierać. Wszystkiego najlepszego kochana - Samanta z mojej klasy przytula mnie i macha mi na pożegnanie. Wychodzi z kilkoma, prawie wszystkimi osobami z klasy. Co kilka minut ubywa coraz więcej osób, aż w końcu zostaję sama z trójką chłopców. Bratem, Lucasem i Rafaelem.

- Wezmę swoje rzeczy i możemy iść -  uśmiecham się do bruneta, który skina głową. - Czekam w samochodzie - bierze pod ramiona naszych braci i powoli wyprowadza ich z klubu. Zalali się jak jakieś menele.




******

Rozdział poprawiła Karolina.












You'll be Mine Where stories live. Discover now