Rozdział IX

14.1K 734 242
                                    

Donovan pochyla się nad jednym z kwiatków, a ja z oszołomieniem podziwiam, jak mięśnie na jego plecach poruszają się pod obcisłą koszulką. Trwa to najwyżej kilka sekund, ale wystarczy, by moje gardło wyschło na wiór.

Kiedy tylko chłopak się odwraca, moje spojrzenie momentalnie ląduje na jego twarzy. Oczy błyszczą mu wrogo, a usta zaciśnięte są w wąską linię, przez co odnoszę wrażenie, że nie jestem tu mile widziana.

— Masz może jakiegoś ulubionego kwiatka? — pyta, nieco rozdrażniony.

— Ee... Lubię róże.

W odpowiedzi Don przewraca oczami.

— Oczywiście, że róże — mamrocze znudzonym głosem. — Mogłem się tego spodziewać.

Marszczę brwi, skonfundowana jego niegrzecznym zachowaniem. Hm, ja również nie byłam najmilsza podczas dzisiejszej lekcji angielskiego, ale nie obrażałam go. Nie ma więc powodu, by mi ubliżać.

— Czyli co, mam dać ci róże, tak? — Uśmiecha się sardonicznie i wskazuje na stoisko za mną. — Tam są. Weź sobie, ile chcesz.

Koniuszkiem języka oblizuję usta, usiłując uspokoić buzujące we mnie emocje. Rzadko się denerwuję, naprawdę, ale Donovan swoim niekulturalnym zachowaniem doprowadza mnie do szaleństwa.

— Nie chcę róży — oznajmiam, siląc się na spokojny ton. — Chciałabym coś niekonwencjonalnego, oryginalnego.

Chłopak kpiąco unosi brew, na co zaciskam zęby ze złości. O co mu chodzi? Dlaczego jest taki antypatyczny? Nie sądzę, żebym dała mu dostateczne pobudki, aby mógł zachowywać się wobec mnie tak nieuprzejmie.

— W takim razie może paprotka? — Wzrusza ramionami z cierpkim uśmieszkiem na ustach.

Uch, jeszcze trochę, a nie wytrzymam.

— Paprotka nie jest oryginalna. — Biorę głęboki wdech. — Ma ją mnóstwo ludzi, a ja chcę takiego kwiatka, którego nie będzie miał nikt.

Nie widzę w moich słowach czegokolwiek zabawnego, ale Donovana najwyraźniej rozśmieszają, ponieważ parska śmiechem. Moje zirytowanie rośnie z każdą sekundą przebywania w jego towarzystwie, ale ostatecznie to jego docinki doprowadzają mnie do białej gorączki.

— W takim razie na pewno spodoba ci się muchołówka — stwierdza małodusznie. — Będziecie razem łapać różne rzeczy, na przykład jedynki — dodaje.

Marszczę brwi, a następnie przygryzam wewnętrzną stronę policzka, zbulwersowana stwierdzeniem Dona.

— A więc o to ci chodzi? — Zaplatam ramiona na piersi. — Jesteś wkurzony, bo nie skorzystałam z twojej podpowiedzi na angielskim, tak?

Chłopak uśmiecha się chłodno, a potem patrzy na mnie z obojętnością. Wydaje się być niewzruszony moimi słowami, a jeśli już to raczej rozbawiony. Wprawia mnie to w konsternację. Albo jest znakomitym aktorem, albo najzwyczajniej w świecie to ja wymyśliłam bzdurną teorię.

— Gówno obchodzi mnie to, że dostałaś jedynkę — oświadcza bezczelnie i, tak jak ja chwilę temu, krzyżuje ramiona. — Ale, prawdę mówiąc, należała ci się, bo nie da się z tobą wytrzymać.

Fukam z rozwścieczeniem i odwracam głowę w bok, uporczywie próbując nie zacząć wrzeszczeć na Donovana. Co on sobie, do cholery, wyobraża, obrażając mnie w tak okrutny sposób?! Co ja mu takiego zrobiłam?! 

Gdy na powrót patrzę na Dona, na jego twarzy dostrzegam zwycięski uśmieszek.

To już zbyt wiele.

Klątwa księżycaWhere stories live. Discover now