2.9

3.1K 140 5
                                    

,,Pasażerowie są proszeniu o opuszczenie samolotu i zabranie ze sobą wszystkich rzeczy prywatnych, w szczególności bagażu podręcznego''.  Dziewczyna wstała rozglądając się po miejscu, na którym wcześniej siedziała. 

-Masz wszystko?-podniosła głowę znad siedzenia, zerkając w zielone oczy szatyna. Kiwnęła głową.

-No to idziemy.-poszła w ślad za chłopakiem, ciągle mając szczery uśmiech na twarzy. Przepchnęli się przez wyjście, schodząc po schodkach rozłożonych od progu dużego otworu, przez którego przeszli pasażerowie, aż do ciemno szarego betonu z białymi pasami lotniczymi. 

-Pekinie nadchodzimy!-zaśmiała się. Chłopak odwrócił się w jej stronę uśmiechając się lekko. 

-Harry.

-No co?-podniósł brew, przystając, by dziewczyna mogła dorównać mu kroku.

-Zachowujesz się jak dzieciak.-w jego cudownych policzkach pojawiły się dwa słodkie dołeczki.

-Bo nim jestem, przecież dopiero mam te parenaście lat. Nie rób ze mnie starego dziadka.-przejechał dłonią po swojej niesfornej, kręconej grzywce. 

-Chodźmy po odbiór naszych bagaży.-kiwnęła głową.

***

Ziewnęła, przykładając rękę do swoich ust, pomimo ciepłej pogody na dworze, założyła na siebie zimową kurtkę.  

-Jesteś śpiąca? Zaraz złapiemy jakąś taksówkę, mam nadzieję, że takowa się znajdzie, bo zegarek na mojej komórce wskazuję godzinę trzecią nad ranem.-zdziwiona spojrzała na jego twarz.

-Zmiana strefy czasowej.-rozejrzała się po wielkim parkingu, znajdującym się obok lotniska. 

-Mogłabym zasnąć pod tym pięknym drzewem i już nigdy się nie obudzić.-wskazała na małą kwitnącą wiśnię,  na której znajdowały się piękne, drobniutkie kwiatki. 

-Krzaki czerwonej róży są piękniejsze.-zerknęła wgłąb jego zielonych oczy, które niepewnie przeskakiwały z brązowych tęczówek, na jej pełne ciemnoróżowe usta.

***

Usiadła na betonowym murku, przymykając lekko oczy, próbując delektować się tym świeżym zapachem kwiatów chińskiej wiśni. 

-Rose?-podniosła głowę, kładąc swoje dłonie na brzuchu. Zmrużyła powieki, ponieważ światło najbliższej latarni raziło ją bardzo mocno. 

-Tak Harry?-wstała, otrzepując swoje dresy z drobnego piasku.

-Taksówka już jedzie.-skinęła głową.

-A gdzie my tak w ogóle jedziemy?

-Jak to gdzie. Do hotelu.-zaśmiał się, stawiając koło siebie swoją walizkę i jej walizkę. 

***

-Dobry wieczór, w czym mogę państwu pomóc?-recepcjonista, uśmiechnął się lekko, otwierając dużej wielkości księgę ze spisem gości.

-Po proszę o dwa jednoosobne pokoje, z pełnym wyżywieniem. Chciałbym również, żeby znajdował się tam  balkon, który połączy te dwa pokoje.-mężczyzna spojrzał na ekran komputera, wyszukując w liście odpowiedniego lokum. 

-Niestety nie mamy takich pokoju, chociaż proszę chwilkę poczekać.-recepcjonista, wyszedł zza lady, podchodząc w stronę siwego staruszka, ubranego w zielony strój z logiem hotelu. Pochylił się w jego stronę, szeptając do jego ucha i nieznacznie wskazując na dwójkę stojącą przy śnieżnobiałej kolumnie. Po chwli mężczyzna wraz z panem, zrobili krok w ich stronę lekko się uśmiechając.

-Witam państwa jestem kierownikiem tego hotelu, niestety nie posiadamy takich pokoi, ale za to z chęcią zapropunuję inny. Myślę, że wspólny apartament będzie w tej sytuacji odpowiedni. Mieszczą się w nim, dwie sypialnie, salon połączony z kuchnią i jedna łazienka. Pomieszczenia są utrzymane w ciepłej kolorystyce. Na pewno państwo będą czuli się tam bardzo komfortowo, w czasie pobytu tutaj.-pekińczyk, stanął za ladą, szarpiąc za kartę, która otwiera drzwi. Szatyn spojrzał na dziewczynę, która była tak rozmarzona całym tym miejscem. Nie mogła oderwać oczu. Wielkie białe kolumny, kryształowe żyrandole, pięknie ubrana obsługa, ten wystrój mówi sam za siebie. To wszystko musiało kosztować majątek.

-Dobrze, wezmę ten pokój.-uśmiechnął się, podpisując odpowiednie dokumenty. 

-Dziękuję, to wszystko. Życzymy miłego pobytu tutaj, w razie potrzeby proszę szukać mnie na terenie parteru. Na pewno będę się gdzieś tu kręcić.

-Dziękujemy. Dobranoc.-złapał za oba uchwyty walizek ciągnąc je za sobą.

***

Chłopak włożył kartę do drzwi, otwierając je na oścież. Wpuścił szatynkę pierwszą, na co ona podziękowała mu skinięciem głowy. 

-Tu jest tak pięknie.-dotknęła dłonią powłoki ciemnobrązowego drewna, z którego poskładana była szafka, stojąca w salonie.

-Cieszę się, bo na darmo bym tych pięniedzy nie wydawał.-ściągnął białe conversy z nóg. Postawił ich walizki w rogu pomieszczenia, wchodząc w jego głąb. 

-I pomyśleć, że spędzimy w tym miejscu, aż sześć nocy,-westchnęła, zrzucając ze swoich ramion, ciężarną parkę.

-Dziękuję, że ze mną tu przyjechałaś Rose. W końcu przez chwilę będzie jak dawniej. Podeszli do okna, w którym rozciągał się widok wielkich wieżowców, kwitnących rzek, ulic . 

-Spójrz tam.-wskazał na dużej wielkości plac, z pomnikiem na środku. 

-Będziemy się tam jutro po nim przechadzać. Jest to Plac Niebiańskiego Spokoju.  Ta metalowa rurka to maszt, na który codziennie o wschodzie słońca zawieszana jest czerwona flaga Chińskiej Republiki Ludowej. Resztę opowiem ci później, a teraz chodźmy już spać bo zapewne jesteś bardzo zmęczona. Dobranoc.-odszedł od okna, łapiąc za rączkę swojej brązowej walizki.

-Śpij dobrze.-uśmiechnął się w jej stronę, wchodząc do pomieszczenia zwanego sypialnią. Przymknął drzwi. Szatynka westchnęła, po długim rozmyślaniu o życiu w końcu wykonała to samo. Zrobiła prawie poranną toaletę. Zmęczona położyła się spać, zatapiając swój rumiany policzek w kremowej poduszce.

______________________________________________________

Jednak mi się udało. Padam na mózg..... Jak widzicie Zaczęłam pisać również nowe opowiadanie, bardziej dla niegrzecznych czytelników. Zachęcam do czytania.

Wasza Gosia.

Nadzieja ma kolor brązu (zakończone)Where stories live. Discover now