2.20

2.5K 158 31
                                    

Epilog części drugiej.

Playlista do ostatniego rozdziału drugiej części NMKZ.

1. Sam Smith- Lay Me Down

2. One Direction- You & I

3. Disclosure- Latch feat. Sam Smith

Przestańcie puszczać piosenkę do momentu, aż w drzwiach u mieszkania Rose pojawi się Louis. 

Wyszła z domu zamykając drzwi. Matka Rose postanowiła ten dzień spędzić w towarzystwie swoich przyjaciółek, nie patrząc na to w jakim stanie jest jej córka. Włosy dziewczyny związane zostały w kłosa, z którego wychodziły, niektóre kosmyki brązowych włosów. Założyła miętową opaske z drobnymi, odstającymi kwiatkami, która idealnie pasowała jej do sukienki.  Jej czerwona od płaczu twarz została pokryta wiekszą ilością pudru, niż zazwyczaj. Był to jedyny kosmetyk, którego postanowiła użyć. Opatuliła się szczelniej czarnym kominem. Jej ciało pokryte było materiałową jasno niebieską sukienką, która pokryta została brązowym zimowym płaszczem. Przymknęła powieki, ciężko wzdychając. Dzisiejszą całą noc spędziła na wyrzucaniu masy białych chusteczek, piciu gorącej czekolady i ciągłym wylewaniu łez. Miała wszystkiego dość, nawet przez głową przemknął jej obraz siebie wbijającej nóż prosto w swoje serce, które zdążyło już wcześniej pęknąć na milion kawałków. Do czego potrzebne były te krótkie wakacje? Do wykorzystania jej? Czy może jej uczuć, którymi zdążył pobawić się już wystarczająco. Miała dość siebie za to, że nadal kocha mężczynę, który żeni się dzisiaj z kobietą niby jego życia. Jednak postanowiła tam pójść tylko dlatego, że obiecała mu to, a obietnic się dotrzymuje. Prawda? Nie ważne jak by bolała, nie ważne jak by raniła. Ona postanowiła ją wypełnić do samego końca. Przestała patrzeć na siebie. Przestała patrzeć na dziecko. Myślała, że zdarzy się cud, który połączy ich ponownie razem. 

Skierowała się w stronę kościoła, który znajdował się blisko domu jej matki. Weszła po schodach pokrytych śnieżnobiałych śniegiem. Podniosła głowę rozglądając się po osobach, które śmiały się do siebie, głośno rozmawiając o parze narzeczonych. Szatynka zmrużyła oczy chcąc odszukać w tym tłumie dwa znajome szmaragdy. Nie widząc Harrego, podeszła do drzwi. Szarpnęła za duże drewnane wrota, które prowadziły do wnętrza siwej budowli. Weszła do środka, zajmując miejsce w ostatniej kościelnej ławce. Spojrzała na ołtarz przed sobą. Wszędzie mogła zauważyć czerwone i białe róże. Dywan leżący po środku drewnianych mebli dobrze dopasowywał się do całego wystroju wnętrza.

Nagle zobaczyła siwego księdza ubranego w złotą, długą, aż do ziemi szatę. Za nim wyłonił  się dobrze ubrany mężczyznę. Zawsze o każdej porze nocy i dnia mogła rozpoznać te niesforne loki, w których jeszcze kilka dni temu mogła zatapiać swoje małe palce, sprawiając, że mruczał z zadowolenia. Po chwili do kościoła zaczęło wchodzić jeszcze więcej ludzi, zapewne rodziny przyszłych nowożeńców. Szatynka położyła swoje dłonie na brzuchu, oddychając głęboko.

-Rose co ty tutaj panienko robisz?-podniosła wzrok, napotykając starszego mężczyznę w berecie, który po chwili powędrował na przednią część ławki.

-Gene?-uśmiechnęła się lekko. Skinął głową zajmują miejsce zaraz obok niej. 

-No, a kogo się tu spodziewałaś?

-Nie wiem. Po prostu dziwię się, że cię tu widzę. Kim jesteś dla?

-Jestem dziadkiem Harrego.-przerwał jej. Dziewczyna zdziwiona spojrzała na niego.

-Dziadkiem? Ale jak to?

-Przyszywanym, ale ciiii.-zaśmiał się. -Ceremonia się właśnie zaczyna.-jak na zawołanie wszyscy wstali, a z góry rozbrzmiały pierwsze dźwięki marszu weselnego. Jej wzrok spoczął na szatynie, który stał tam taki zestresowany, rozglądając się po tłumie znajdującym się w kościele. Nagle zobaczyła sprawczynię tego całego zamieszania, który sprawia jej tyle bólu. Panna młoda ubrana w krótką białą suknię z welonem i dużą ilością tapety na twarzy.

Nadzieja ma kolor brązu (zakończone)Where stories live. Discover now