Rozdział 2

250 5 3
                                    




*10:50*

W poniedziałek w szkole wznowiłyśmy temat piątkowej imprezy. -Czy ty wiesz, co zrobiłaś? -spytała nerwowo Vilde. -Wiesz, jak zepsułaś nasz status społeczny?

-Zależy ci tylko na reputacji? Jakim prawem atakujesz Sanę? Myślisz, że zrobiła to bez powodu? Weź się ogarnij Vilde i pomyśl, zanim coś powiesz dziewczyno. -zabrała głos Noora.

Sana nie wytrzymała nerwowo.

-Zrobiłam to dlatego, bo Ingrid nazwała cię dziwką. Wiesz, czego nienawidzę? Gdy poświęcasz się dla kogoś, a ten ktoś tego nie docenia. Nie mogłam patrzec na to, jak ta szmata nazywa cię dziwką, więc oblałam ją tą wodą. Zastanów się, co jest dla ciebie ważniejsze. Przyjaciele, czy reputacja i twój status społeczny. -powiedziała i wyszła z sali.

-Gratuluję Vilde. -powiedziała Noora i pobiegła za Saną.

-A wy co? Nie możecie chociaż raz stanąc w mojej obronie? -spytała Vilde sarkastycznie.

-Przegięłaś. Noora ma rację. Przemyśl, z kim chcesz się przyjaźnic. Przemyśl, kim jesteś. Bo wiesz, to, że prześpisz się z Williamem podniesie reputację tylko tobie i to w tym złym znaczeniu. Będziesz tą puszczalską. Jak wolisz. Jesteś żałosna Vilde. -powiedziałam i wybiegłam.

Chris się nie odezwała i również wyszła.

Zdążyłam jeszcze usłyszec "zajebiste przyjaciółki jesteście! Spierdalajcie wszystkie!"

Miałam w dupie jej opinię. Nie chciałam jej teraz widziec, ani słyszec.

*dzień później*

*8:10*

W drodze do szkoły zaczepił mnie dres. Dobrze znany w Oslo. Lepiej mu nie wchodzic w drogę. Gdy nie reagowałam, nagle wpadł na mnie.

-Dawaj mała, zabawimy się!

-Puśc mnie! -zaczęłam się wyrywac. Zaciągnął mnie za budynek i już prawie by ściągnałby mi koszulkę, gdy nagle z dupy pojawiła się pewna postac.

-Puśc ją. -powiedział spokojnie.

To był głos Christoffera. Wtf? Co on tu robił? Śledził mnie?

-Spierdalaj, bo ząbki stracisz. -powiedział napastnik sarkastycznie.

Schistad nie wytrzymał. Przyłożył mu prawym sierpowym. Polała się krew, ale ten cholerny dres zostawił mi w spokoju.

-Masz przejebane Schistad! -krzyknął.

Schistad już się wrócił, żeby mu przyłożyc po raz kolejny, ale złapałam go za ramię.

-Chris odpuśc.

-Masz szczęście kurwa, że jest tu Eva. Gdyby nie ona, to bym cię zabił gnoju. -splunął w jego stronę.

Poszedł w stronę wystawnego Porsche.

-Odwiozę cię do domu. Chyba nie pójdziesz teraz do szkoły, prawda?

-Ehh no dobra.

Udaliśmy się w stronę mojego domu.

-Dobra, wejdź. Uratowałeś mi życie, należy ci się. -rzuciłam.

Uśmiechnął się.

-Chris?

-Tak, Eva?

-Dziękuję.

-Drobiazg. Teraz powiedz mi, dlaczego mnie tak nienawidzisz. Myślisz, że tego nie widzę? Odpowiedz szczerze.

-Bo jesteś dupkiem. Sypiasz z każdą dziewczyną robiąc jej nadzieję, po czym rzucasz w kąt, jak jakąś zabawkę. Tak się nie robi Chris. Zależy ci tylko na opinii najlepszego fuckboy'a w szkole. Zlewam cię, bo nie chcę byc twoim kolejnym celem.

Impossible | MohnstadWhere stories live. Discover now