06. trip

5.1K 500 178
                                    


- Jesteś szurnięty, Taehyung!

Instynktownie złapał za grube sznurki od bawełnianej bluzy i bezmyślnie za nie ciągnąc, podniósł się do siadu. Taehyung, leżący na szpitalnym materacu tuż obok niego, roześmiał się cicho i łapiąc dzieciaka za granatowy kaptur, znowu pociągnął go na twardy materac.

- Trochę szacunku dla swojego hyunga - skomentował z udawanym oburzeniem i aby dzieciak nie próbował mu ponownie nawiać, to przezornie przerzucił jedną nogę przez kolana Jungkooka.

- Czemu nie chcesz spędzić ze mną zbliżającego się Halloween?

Jungkook skrzywił się lekko i wolną ręką dotknął grzbietu nosa. Przesunął palcami nieco wyżej, aby ocenić, czy czarna przepaska z prawego oka nie zsunęła się z powieki. Westchnął przeciągle.

- Bo nie obchodzę takich dziecinnych świąt. - Wzruszył obojętnie ramieniem, odchylając do tyłu głowę.

Otworzył leniwie drugie oko niezasłonięte opaską. Nadal napotykając przed sobą ciemną breję, prychnął cicho. Nie rozumiał, po co miał nosić tę głupią i nieprzydatną dla niego rzecz, ale Taehyung uparł się, że będzie to dobra gimnastyka dla jego oczu. Wmówił mu, że nie powinien zbyt mocno ich przemęczać, gdy z upartą miną usiłował wpatrywać się w nieokreślonych punkt przed sobą.

Ale na co miał czekać?

Wszyscy wkoło mówili mu, że czasowa ślepota rządzi się swoimi prawami i wszystko dzieje się na zasadzie - samo przyszło, samo pójdzie - więc nie ma się co wściekać i popędzać samego siebie w dążeniu do zdrowia. A naprawdę nie chciał krzyczeć na Taehyunga przez brak jakichkolwiek postępów.

Bo Taehyung we wszystko angażował się całym sercem. Czasami zachowywał się jak małe dziecko, przez co Jungkook dość często zastanawiał się nad tym, jakim cudem jego opiekun jeszcze nie zginął na tym świecie. Jak to możliwe, że nikt go nigdy nie oszukał na pieniądze, nie wywiózł do lasu, ani nie wykorzystał na tysiące ohydnych sposobów. Bo na pewien sposób jego opiekun był jak krucha laleczka.

Bał się, że zwykłym słowem mógłby rozbić porcelanową powłokę, jaka osłaniała go przed otaczającym złym światem, więc bardzo często posuwał się do bezpiecznych półprawd i kłamstw, aby nie ranić swojego wrażliwego Taehyunga.

Bo osiemnastolatek był pewien, że skoro Tae był jego opiekunem - to jednocześnie może stać się jego kolegą i wkrótce jego najbliższym przyjacielem.

(Czy zostaniesz moim...?)

Dlatego uciekał do codziennych kłamstw, które powoli stawały się jego rutyną każdego ranka. I czynił to dla tej jednej, konkretnej rzeczy, którą i tak mógł sobie wyobrażać tylko we własnej głowie:

(Czy uśmiechniesz się dla mnie?)

○○○

- Dobrze spałeś?

- Tak. (Koszmary znowu nie dawały mi spać. Gdzie wtedy byłeś, Taehyungie?)

- Twój humor jest dobry?

- Tak. (Jestem z natury pesymistą, wiesz? Łaknę pochwał za każdy, nawet najmniejszy postęp, ale gdy nic mi nie wychodzi, to jak mogę być szczęśliwy i mieć dobry humor?)

- To dobrze, Jungkookie! To bardzo dobrze! To znak, że również mogę mieć dobry humor i mogę się dużo uśmiechać, bo wiem, że ty też jesteś pogodny, dzieciaku. A takie dopasowanie nastrojów jest bardzo ważne podczas terapii, byś całkiem wyzdrowiał, wierz mi. Bo wierzysz mi, prawda? Wiesz, że nie oszukałbym cię?

beauty ; jjk x kthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz