4. Sprawa wybuchowa: jak mają mnie nie zgarnąć?

6 1 0
                                    

No dobra, czas ruszać do akcji. Celuję w jeszcze stabilną część budynku i strzelam z sieciowodów, ale nic się nie dzieje. No tak spider-man'ie. Sieci kiedyś się kończą. Na szczęście wziąłem zapasowe naboje. Trzeba je tylko włożyć i gotowe. 

Po skończonej czynności mogę wreszcie... czy to był krzyk? Chociaż bardziej pisk. Czyli w środku jest małe dziecko. Muszę je uratować.

***

Dobra, ostatnio skończyło się na tym, że... hej! To nie jest początek rozdziału, więc kto wam nawiijał przede mną? Eh, nie ważne. Teraz jadę autobusem na miejsce wybuchu. Skąd wiem, że tam właśnie jedzie? Na to pytanie może odpowiedzieć tylko wzruszenie ramionami. 

Ok, to mój przystanek. Budynek, który... którego w zasadzie już nie ma, jest za zakrętem. (Sama sobie zaprzeczam... znowu). Szybko wyskakuję z autobusu i biegiem udaje się w tamtym kierunku.

Nie lubię i nie umiem szybko biegać, więc dobrze, że mam blisko. 

Sytuacja wygląda źle. Jeszcze nigdy nie widziałam budynku po podłożeniu bomby, tak realnie. Na żywo.

Zamyślam się tak bardzo, że nie zauważam, kiedy przede mną pojawia się czerwono-biała wstęga, która oddziela prawie całe zawalone gruzami miejsce, od ulicy. 

Stoję tuż przed nią (wstęgą nie ulicą) i prawie nie zauważam kolejnej rzeczy, a raczej osoby. A nawet dwóch osób! Prawie przede mną zjawił się policjant. No wiecie, taki wysoki gość w granatowym ubraniu i charakterystycznej czapie. Najczęściej wredny.

- Co ty tu robisz? Nikt nie powinien tu przebywać. - to ciekawe co on tu robi.

Po swojej prawej usłyszałam drugi głos, bardziej chrypliwy:

- Szczególnie dzieci. - powiedział jakbym zrobiła coś złego.

Mówiłam, że wredni.

Przez parę sekund przyglądają mi się, po czym jeden z nich pokazuje mi miejsce oddalone od nich parę metrów, gdzie zebrało się już parę osób.

Podchodzę tam. Wstyd mi i sama nie wiem dlaczego. Głupio mi też iść odwrócona do tych dwóch plecami, wiedząc, że się na mnie gapią. Czy ja nie powinnam się wyrażać o władzach z większym szacunkiem?

W każdym razie przez chwilę mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą - policjanci i ci ludzie, w których stronę właśnie idę. Trochę jak w klasie, kiedy na lekcji nie chcę wykonywać żadnego ruchu, bo czuję na sobie wzrok wszystkich otaczających mnie osób.

Wiem. Głupia jestem.

Gdy już stoję wśród tłumu, znów czuję się normalnie. No i mogę teraz zastanowić się nad paroma najistotniejszymi pytaniami: Jak duże są szkody? Kto podłożył bombę? Gdzie są bohaterowie? I czy mogę jakoś pomóc? Odpowiadam od razu na każde z nich: duże, nie wiadomo, pewnie w budynku (albo w tym co zostało), i nie.

Rozglądam się. Widzę kolejne "służby ratownicze", ale tym razem to strażacy. Słyszę jak rozmawiają o całej tej sytuacji. Znaczy, myślę, że o niej, ale nie jestem do końca pewna, bo przecież ich nie podsłuchuję.

Hmm... znaczy, jeszcze nie podsłuchuję. No bo kto powiedział, że nie można? Nie czytałam ani nie studiowałam prawa, ale chyba nie jest tam napisane: "za nielegalne podsłuchiwanie rozmów strażaków grozi zapłacenie grzywny w wysokości iluśtam dolarów". 

A jak pisze, to i tak się o tym nie dowiem.

Znów patrzę. Naprzeciwko rozmawiających leży jakaś decha. (Nie pytajcie mnie skąd ona się tam wzięła. Nie jestem biografem życia przedmiotów nieorganicznych). Podchodzę i siadam na niej. Jestem na tyle blisko, żeby coś usłyszeć, ale nie za blisko, żeby mnie nie zgarnęli.

Słucham.

- Ostatnio nic szczególnego się nie działo, więc można było się tego spodziewać. - mówi jeden.

Potem słyszę jakiś niewyraźny pomruk, pewnie przytaknięcie ze strony tego drugiego. 

Żeby nikt nie podejrzewał dlaczego tu siedzę, wyjmuję telefon i coś na nim grzebię. 

- Ktoś w ogóle wie, jak do tego doszło? - znów odzywa się ten rozmowniejszy.

Drugi nie odpowiada. Może kręci głową na znak, że "nie", albo szepta. (Nieładnie szeptać przy dzieciach).

Podnoszę telefon i robię jakieś zdjęcia, ale patrzę bardziej na nich niż na komórkę.

- Dobra odpowiedź. - czyżby coś mnie ominęło? - Tak samo mówił Foss. - że kto? - Ciekawe gdzie on teraz jest.

I znów pomruknięcie ze strony tego drugiego. Tamten "macha" rękami i obaj odchodzą, zostawiając mnie samą, ze strzępkiem informacji, które nigdy mi się nie przydadzą i telefonem.

***

W środku jest... niebezpiecznie. Wszystko zniszczone. Po mojej lewej są jakieś... trociny? Bardziej wióry. Wygląda na to, że ktoś chciał się doszczętnie pozbyć tego co tutaj było. Wyciągnąłem stąd już trzy osoby i nie rozpatrujmy tego, że jakaś miła pani, na mój widok zaczęła machać rękami, a staruszek zapytał "Dlaczego tak długo?". Typowe w Nowym Jorku. 

W każdym razie została tu jeszcze co najmniej jedna osoba i muszę ją odnaleźć. Znów ten krzyk.

No dobra myśl pajączku. Odgłos dobiega z dołu, ale nie znalazłem żadnego przejścia na dolne "piętro". Pajęczy zmysł! Szybko odskakuję na bok, a na moje super szczęście, zgliszcza podłogi robią pode mną dziurę. No to lecimy w dół!

 No to lecimy w dół!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

***

Przybliżam obraz kamery w telefonie i dzięki temu widzę teraz dokładnie część tego, co jeszcze się nie zawaliło: przedniej ściany w połowie nie ma, od dołu całkowicie. Wyżej widać rusztowania. Po lewej stronie coś się chyba pali. 

Nagle w telefonie coś się pojawia. Trochę oddalam... czy to buty? Dokładniej to białe adidasy. 

Znów się rozglądam. Nikogo nie ma, więc wstaję i podchodzę szybkim krokiem. Schylam się lekko i widzę... chłopca. Około siedmiu lat. Chyba mnie nie zauważył. Zaczął się tylko lekko cofać. Po kilku sekundach słyszę krzyk, ale jakby bardziej cienki. A więc w środku jest jeszcze dziewczynka? Wypadało by coś zrobić...

No to tam właź! Akurat nikt nie patrzy. Wprost idealna okazja! 

Tylko co, jak się wtedy zawali?

Weź się w garść! Jeśli nie pójdziesz, będziesz żałować!

Wiem... Wiem, że mam rację i chce posłuchać tej "odważniejszej" strony, ale nie mogę.

Wtem przejście zawala się i słabsza strona zwycięża. Teraz pojawia się inny problem - w moją stronę idzie strażak. Nie chce, żeby znów mnie ktoś zgarnął, więc...

No hej! Wracam po dość długim czasie! Długo ten autobus jechał na miejsca zdarzenia. Wiecie - korki. Trochę inny rozdział, bo pisany w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym. Wyszedł czy nie? Jeśli tak, to te poważniejsze będę tak pisać. 

A poza tym, to jak wam idzie w szkole? "Zgarnął" już was jakiś nauczyciel? Myślicie, że na mnie znów będzie ktoś marudził? Oby nie... Ale z moim szczęściem wszystko możliwe.

Spider man - Kto to bohater?Where stories live. Discover now