Resurrection. - 28.

257 18 0
                                    

Nie podobało mi się to ani trochę.
Byłam wściekła. Sytuacja była co najmniej śmieszna i o ile młodego i Michaela to wszystko bawiło, ja byłam wściekła. To j musiałam opędzać się od 'męża', to ja musiałam wciskać mu kit za każdym razem, kiedy chciał się do mnie zbliżyć, to ja w końcu wyjebałam go na kanapę w salonie. I spał tam już kilka dobrych dni. Chyba naprawdę nie miał pojęcia dlaczego raptem zaczęłam się tak zachowywać, albo miał jakieś swoje podejrzenia, ale nic o nich nie mówił. Nic też z niczym nie robił. Kiedy on wychodził do pracy, ja spotykałam się z Michaelem. Albo u mnie, albo u niego. Sami, tylko we dwoje, albo z młodym, który jakoś tak z biegiem czasu zaczął spędzać z nim co raz więcej czasu w ciągu dnia. Kiedy wracał ze szkoły, szedł do niego. Wieczorem zamieniałam się z nim miejscem, on wracał do siebie i odrabiał lekcje, uczył się na dzień następny, a ja urzędowałam z jego ojcem. Może to i było trochę komiczne. Ale po jakimś czasie zaczęło mi to uwierać.
- Dona, skarbie. - wymruczał mi DAREK pewnego wieczoru, na co natychmiast się cała w sobie wstąpiłam. Kurwa. Wciąż i wciaz próbował się zbliżać, wracał jak bumerang po prostu.
- Co? - zapytałam uciekając od niego do lodówki. Odgrodziłam się od niego jej drzwiami...Chwila ciszy, podczas której mi się przyglądał...
- Pomyślałem sobie... że może byśmy gdzieś razem pojechali. Tylko ty i ja. Wezmę wolne w pracy na kilka dni... - aż mi się zrobiło słabo. Kilka dni?!
- Niby kiedy? - zapytałam nieco nerwowo, choć starałam się brzmieć zwyczajnie. Poczułam jak obejmuje mnie w pasie. Miałam ochotę porazić go prądem...
- Kiedy tylko chcesz. Mam zaległy urlop, muszę go w końcu wykorzystać. - odpowiedział i przytulił mnie do siebie. Zaczęłam gorączkowo myśleć, jak mu uciec by nie wzbudzić żadnych podejrzeń... I wybawił mnie piekarnik. Usłyszałam jak facet westchnął ciężko, gdy mu się wyrwałam i podleciałam do pieca wyciągając z niego blachę z jakimś plackiem.
- W najbliższej przyszłości nie będę miała czasu na takie wyjazdy. - mruknęłam w następnej chwili.
- A to czemu? - albo mi się zdawało, albo dosłyszałam się jakiejś nuty zrozumienia w jego głosie. Czyżby się domyślał? Szczerze mówiąc... myślałam, że tak. Z pewnością się domyślał. Ciekawa tylko byłam czemu jeszcze nie sprowadził mi tu apokalipsy z tego powodu.
- Mój ojciec ostatnimi czasy gorzej się czuł. Niby nic wielkiego, ale wczoraj wieczorem miał dość wysoką gorączkę. Obiecałam mamie, że w najbliższym czasie będę jej pomagać przy nim.
- Jest leżący czy co? - trochę mnie tą uwagą zirytował.
- Nie, nie jest leżący i nie jest umierający, jeśli o to ci chodzi. - warknęłam. - Ale mama też nie jest już za młoda i chcę ją trochę odciążyć. Żeby wieczorem mogła usiąść i odpocząć. I tak nie pracuję, siedzę cały czas sama w domu, więc dupa mi się od tego nie urwie.- westchnął.
- Wiem, że cię ostatnio zaniedbałem. Ale taka praca...
- Nie o to chodzi. Ja wiem, że masz taką pracę i takiego szefa, i jeśli gdzieś cię wysyła to musisz jechać. Tu chodzi o to, że to moi rodzice, rozumiesz? - spojrzałam na niego w końcu. Tym razem łatwo mi było mu to wciskać, bo poniekąd tata naprawdę ostatnio czuł się źle. Nie miał już przedniego zdrowia, zaczynały się jakieś problemy z żołądkiem typu refluks, wieczna zgaga itp. Do tego stopnia, że w środku nocy potrafił bez najmniejszego ostrzeżenie po prostu zerwać się z łóżka i biegiem lecieć do łazienki, żeby wypluć cały kwas, który nabiegł mu do buzi. Kiedy zapytałam od kiedy tak mu się dzieje, mama powiedziała, że od niedawna. Zaczął przyjmować jakieś leki i było dobrze, czasami tylko stwierdzała, że siedzi taki niemrawy, jakby coś go naprawdę mocno gniotło. Kiedy pytała go o co chodzi, on jak zawsze uśmiechał się, przytulał ją i mówił, że wszystko jest w porządku. Cały tata. Z tym, że akurat ja mogłam dobrze wiedzieć CO TAKIEGO mogło go gryźć.
Michael opowiedział mi o spotkaniu z moim tatą pod marketem.
Nie miałam pojęcia czy to mogło mieć na mojego ojca aż taki wpływ, ale... w sumie... na mnie i na synu też zrobiło to piorunujące wrażenie, więc... Mój ojciec jest jeszcze pare lat starszy od Mike'a. Miał prawo znieść to trochę gorzej. O ile wziął to wszystko na poważnie. A wszystko wskazywało na to, że owszem, wziął. Bałam się trochę spotkania z nim. Tego co mi może powiedzieć. Nie zamierzałam go okłamywać, ale mama chyba nic nie wiedziała. Pewnie jej nie powiedział. Niby jak miałby to zrobić.
- No dobrze. - odezwał się po krótkiej chwili dając za wygraną. Odetchnęłam lekko. - Pojedziemy gdzieś później, jak twój tata poczuje się lepiej. - mruknęłam tylko coś pod nosem. - A ten nasz sąsiad. - zaczął znowu i znów całą się spięłam. Naprawdę musiał??? - Nadal tak często tu wpada?
- Dlaczego pytasz? - odpowiedziałam dyplomatycznie, mam nadzieję.
- Ty naprawdę tego nie widzisz? - stanął za mną kilka metrów.
- Czego?! - zdenerwowałam się. Zaczęłam ścierać wszystkie powierzchnie w kuchni jakie tylko były. Prychnął.
- On poluje na ciebie jak na królika, Dona. - powiedział, na co aż parsknęłam śmiechem, ale nic nie powiedziałam. - Tak. I ani troche mi się to nie podoba. Nie chcą, żeby on tu się pojawiał. - Boże, pomyślałam.
- Przychodzi do młodego. - warknęłam znów. Jakoś nie umiałam nie warczeć.
- Daj spokój, za każdym razem, kiedy go tu widzę, siedzi z TOBĄ, nie z młodym. Naprawdę nie wiem o co mu chodzi?
- Oświeć mnie.
- On chce cię po prostu wziąć, rozumiesz? Przelecieć, nic więcej! Włazi tu jak pająk, przez każdą dziurę, ja zakleję jedną, on znajdzie drugą, albo ewentualnie sam sobie taką wydrapie! I według mnie, gorszego gnoja od niego być nie może, a wiesz dlaczego? Gdyby to był ktoś inny, jakiś przystojniaczek z jakiegoś biura, to byłaby zupełnie inna sprawa. Ale on wygląda kropka w kropkę jak JACKSON!!! Jakby go żywcem zeżarł, rozumiesz?! I on na to właśnie chce cię złowić. - zakończył wymachując mi paluchem przed nosem. Popatrzyłam na niego, a potem zaczęłam się w głos śmiać. Nie skomentowałam tego jednak. - Nie śmiej się! Mam rację!
- Tak, masz, oczywiście, że masz. - mruknęłam chichocząc.
- Dona... - złapał mnie za ramię, aż się lekko wystraszyłam i okręcił przodem do siebie. - Tak naprawdę nieważne jak on wygląda. Proszę cię, trzymaj się od niego z daleka. Nie chcę, żeby coś ci się stało. - popatrzyłam na niego przez chwilę. Co ja miałąm mu na to powiedzieć? Masakra...
- Nic mi się nie stanie. - odpowiedziałąm w końcu próbując mu się jakoś wywinąć, ale nie pozwolił mi. Trzymał mnie mocno. Ale nie bolało mnie to. Chociaż tyle, pomyślałąm z ironią.
- Nie znasz tego faceta, w ogóle! A wpuszczasz go swojego domu co najmniej jakby... nie wiem! - wkurzało go to. Chyba naprawdę nie mógł tego znieść.
- Nic mi się nie stanie. - powtórzyłam.
- Dona... Jak już się stanie, będzie za późno, wiesz? - prychnełam nie mogąc się spodziewać.
- A co on może mi takiego zrobić, co? Zgwałcić? Zamordować? Pokroić na kawałki i zakopać?
- Mniej więcej! - fuknął. - Dlatego chciałem gdzieś z tobą wyjechać, żeby odseperować cię od niego chociaż na chwilę! - wytrzeszczyłam na niego oczy i zacisnęłam usta.
- Słuchaj. Przestań pieprzyć, dobra? Powiedziałam, że NIC MI SIĘ NIE STANIE. Na ile jeszcze sposobów mam ci to powiedzieć, co?
- Po prostu... uważaj. - powiedział jakby już nie wiedział CO tak naprawdę powiedzieć w tej chwili. Westchnęłam ciężko.
- Ok. - powiedziałam tylko z zamiarem odwrócenia się od niego w końcu, ale wtedy mnie zaskoczył. Kompletnie, do tego stopnia, że znieruchomiałam. Na pewno nie miałam na to ochoty, ale w pierwszej chwili mnie to oszołomiło.
Przywarło do mnie mocno swoimi ustami, aż mi dech zaparło. Nawet nie próbował wtargnąć językiem do

I have fallen, I will rise - Resurrection.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz