Rozdział 2

6 0 0
                                    

- Za dwa tygodnie przeprowadzam się - zamarłam.

- Czemu? Gdzie? Daleko? Na ile? Chcesz mnie zostawić? - chciałam zadać milion pytań jak już otrząsnęłam się.

- Spokojnie, zaraz ci wszystko wytłumaczę - dała mi rękę na ramię abym ochłonęłam.

- Dobrze - przytaknęłam.

- Okey. To wyjeżdżam do Nowego Jorku. Na kilka tygodni. Dostałam się tam do najlepszej szkoły projektantów mody w Europie - mówiła, a ja nie mogłam uwierzyć, że jej się udało - a i najważniejsze. Jedziesz ze mną! - na ostatnie trzy słowa aż podskoczyłam. Przytuliłam ją z szczęścia najmocniej jak potrafiłam - ale nie duś mnie - na te zdanie oddaliłam się od dziewczyny i usiadłam po turecku na ławce.

- Jak to się stało? - byłam ciekawa bo nie mówiła mi o żadnym konkursie ani nic.

- Dałam podanie do tej szkoły - cały czas była uśmiechnięta.

- Jak się nazywa?

- Parisian fashion house.

-Uuu - jeszcze raz przytuliłam przyjaciółkę z zadowolenia. Spojrzałam na zegarek. 16;30 - Eh...

-Co się stało? - posmutniałam.

- Muszę o 18 być w domu - popatrzyła się na mnie z miną jakby zobaczyła ducha albo jakiegoś potwora - no co?

- Czemu tak wcześnie? Zawsze mogłaś do 20 albo 21 - spytała zaskoczona moją wiadomością.

- Nie wiem, pewnie coś się stało bo... - zaczęłam, ale się zacięłam i popłynęły mi łzy po policzkach znikąd.

- Ej, wszystko będzie dobrze - robiła niewidoczne kółka swoją dłonią po moich plecach.

- Widziałam dzisiaj... jak... mama płakała - mówiłam przez płacz. Zakryłam twarz rękoma i dałam się ponieść emocjom.

- Przecież twoja mama nigdy nie płakała. Przynajmniej nie przy tobie - przytuliła mnie, a ja oddałam gest.

- Która... która godzina? - otarłam oczy rękawem. Oddaliłam się od dziewczyny.

- 17: 11, mamy jeszcze niecałą godzinę - powiedziała patrząc na telefon. Nagle się uśmiechnęła znikąd.

- Z czego tak się śmiejesz? - ona zdezorientowana, schowała szybko telefon z powrotem do kieszeni w spodniach i udawała, że nic się nie stało.

- Z niczego - próbowała udawać poważną.

- Pokaż telefon! - zabrałam samsunga jej zanim się zorientowała o co chodzi. Zobaczyłam na ekranie blokady wiadomości od "Cham:*". Odblokowałam telefon (kiedyś podała mi hasło) i weszłam w powiadomienia. Zaczęłam czytać je.

- Zostaw! - krzyknęła próbując zabrać mi urządzenie z ręki. Pierwsza wiadomość którą ona napisała "Nienawidzę cię" następna była jego "Też cb kocham" i znowu jego "Ej no, nie denerwuj się". Kolejnych nie zdążyłam przeczytać bo chwyciła telefon i zabrała mi - Mówiłam, zostaw.

- Kto to? - byłam ciekawa. Udawała obrażoną - "ej no, nie denerwuj się" - zacytowałam jeden z SMS'ów.

- Ehm, Meryn - powiedziała z rezygnacją.

- Ten z pierwszej liceum? - chciałam się upewnić.

- Dokładnie- odpowiedziała z uśmiechem na ustach.

Meryn to wyższy ode mnie i od Olivii blondyn o niebieskich oczach. Typowy łamacz serc. Dla niego nie liczy się dziewczyna, liczy tylko ile przeleciał i z iloma był. Nigdy go nie lubiłam, współczuje przyjaciółce, że jest z nim. Mam nadzieje, że jej nie skrzywdzi bo jak tak to ja mu poprawie tą piękną inaczej buźkę. Dosyć mam takich typków. U nich jest prosty plan : zdobyć, przelecieć, porzucić.

- Coś nie ufam jemu, uważaj na niego - powiedziałam.

- On się zmienił - mówiła z radością. Ta akurat się zmienił, już ci wierze.

- Niech ci będzie, ale uważaj na siebie i nie rób niczego szybko.

- Dobrze, mamo - nabijała się. Wybuchłam śmiechem, a zaraz ona zaczęła się brechtać. Omal nie spadłam z ławki z tego wszystkiego. Zerknęłam na zegarek, 17:48.

- Muszę się już zbierać - wstałam. Wyprostowałam się i poprawiłam spodnie.

- Powodzenia, jak coś pisz albo dzwoń - posłała mi promienny biały uśmiech i poszłam do klatki i ona do swojej też.

Weszłam ponownie do domu i rzuciłam buty pod ścianę. Zauważyłam wszystkie pary butów rodziny. Dziwne.Zdjęłam kurtkę, powiesiłam. Wszystkie nakrycia członków rodziny. Ostrożnie spojrzałam do salonu. Mama, tata, siostra i... EMIL?! Co on tutaj robi? Emil to mój były chłopak z czasów kiedy chodziłam do piątej klasy, a on do drugiej gimnazjum. Byłam w nim bardzo zakochana, ale nie była to miłość. Zdradził mnie z moją siostrą która była z jego równoległej klasy. Chodzą do teraz. Nie odzywałam się do niej przez pół roku, płakałam każdej nocy, nie miałam dobrych ocen przez to i się nie wysypiałam. Z nim zerwałam definitywnie. Stanęłam na progu, miałam otwarte na oścież oczy i otwarte lekko usta. Wszyscy gawędzili sobie przy stole pełnym różnych potraw. Stałam i nie mogłam uwierzyć. Tata gadał sobie z Derką, a mama z Emilem. Wszyscy się albo śmiali albo byli zajęci rozmową. Po chwili chłopak popatrzył się na mnie, a ja próbowałam się zachować jakbym przed chwilą przyszła co mi się chyba udało.

- O! Rose! - wstał i odsuwajął krzesło.

- Witaj słońce - przywitała się rodzicielka do mnie z uśmiechem, ale jej oczy pokazywały... smutek i rozpacz? Chłopak podszedł do mnie i przytulił. Nie oddałam gestu, stałam jakbym wrosła się w podłogę.

- Zapraszamy do stołu - teatralnie machnął ręką Emil zapraszając do posiłku. To wszystko jest dziwaczne.

- O co tu chodzi? - spytałam prosto z mostu jak już usiadłam na wyznaczonym miejscu. Wszyscy popatrzyli się na siebie wzajemnie, a później na mnie.

- Ja powiem - odparła siostra - Ehm - westchnęła.

- Mów prosto z mostu - pozwiedzałam zanim zdążyła zacząć.

- Okey, więc za tydzień jedziesz do dziadków - spoko rozumem, ale kurde czemu Emil tu jest?

- Spoko - odparłam - to czemu Emil tutaj jest?

- Jadę z tobą, kochanie - odpowiedział chłopak i pokazał mi swoje śnieżnobiałe uzębienie. Załamałam się. Popatrzyłam na niego i wywaliłam mu język, a pod stołem kopnęłam go w piszczel. Cicho pisnął i przegryzł dolną wargę z bólu.

- CZEMU?! DLACZEGO?! - wrzasnęłam.

- Uspokój się córuś - próbował mnie uspokoić tata - nikt z nas nie może z tobą pojechać. Mama i ja pracujemy cały czas, a Derka ma praktyki i nie może ich odpuścić - poddałam się. Nie chcę się z nimi kłócić, a ile to może trwać? Trzy- cztery dni?

- Niech wam będzie. Na ile?

- Dwa tygodnie - usłyszałam od mamy.

- Ehm... dobra niech - przerwałam - Nie mogę.

- Dlaczego? - powiedzieli wszyscy prawie jednocześnie.

- Olivia dostała się do szkoły modowej i mam z nią jechać za dwa tygodnie bo może z jedną wybraną osobą jechać aby robiła jej za modelkę jak będzie projektować - wszyscy wpatrzyli się na mnie jakby ujrzeli jakiegoś potwora czy coś.

- Idź do pokoju swojego - wypowiedziała mama.

- Ale...

- Nie ma ale. Już! - krzyknęła. Poszłam jak najszybciej do pomieszczenia. To wszystko jest zbyt dziwne. Ich zachowanie i wszystko.

Chodźmy razem za horyzontOnde histórias criam vida. Descubra agora