Rozdział 7

4 0 0
                                    

Stoję przed drzwiami od pokoju i trzymam dłoń na klamce. Eh... Co mam zrobić? Jak powiem to mama może nie żyć, a jak nie ujawnię prawdy to będę w tym gniła nie wiadomo ile. Właściwie jaki ma dowód, że mama została przez Niego porwana? Żaden. Wiem, sięgam po telefon. 

Ja: Udowodnij  

Prześladowca: Co? 

Ja: Udowodnij. Udowodnij, że to ty porwałeś mamę. 

Czekam na wiadomość zwrotną. Trochę mu to zajmuje, pewnie nie wie jak. Tak jak myślałam. Szuka teraz czegoś co by mogło być dowodem. Zanim odpisze powiem tacie. Otwieram drzwi i wchodzę do salonu. Na sofie leży rozłożony, ogląda mecz Polsko-czeski  i... pije?! On nigdy nie pije chyba, że ma do tego powód, ale to rzadkość. Przekraczam próg. 

- Tato... - mówię cicho przeciągając "o". 

- Czego?! - wrzeszczy. Co ten alkohol robi z ludźmi. 

- Możemy porozmawiać? - odkłada na stolik piwo, wyłącz telewizor i wstaje. 

- Możesz powtórzyć, bo nie usłyszałem - mówi podchodząc do mnie. 

- Możemy porozmawiać? - powtarzam. 

- O czym ty chcesz do jasnej ciasnej gadać kobieto?! - krzyczy, a ja czuję okropny smród alkoholu. Jest pijany, to był zły pomysł zaczynać tą rozmowę. Ale jak to możliwe, po jednym piwie być pijanym?! Patrze na stolik i kanapę, kilka puszek się wala. 

- Już o niczym tato - odwróciłam się na pięcie i już miałam zamiar pójść do pokoju. 

- Gdzie panienka idzie? - pyta i chwyta mnie za ramię, zbyt mocno. 

- Puszczaj mnie!- powiedziałam prawie krzykiem. 

- Tak nie będziemy gadać młoda panno - pierwszy raz boję się własnego tatę. 

- Puszczaj! Bo zacznę krzyczeć! - wiem bez sensu jak już krzyczę, ale ja panikuje mam już tak. 

- A krzycz sobie i tak nikt ciebie tu nie zna - to prawda nikt mnie nie zna, a krzyczenie nic nie pomoże. Zawsze jednak warto spróbować. 

- Pomocy!!! Ratunku!!! - krzyczę na całe gardło - Pomóżcie!!! - rzuca mnie na kanapę.

- Gadaj! - krzyczy. 

- Jesteś pijany! Nie będę z tobą gadać! - zaprzeczam. Nie będę z nim gadać bo i tak jutro nic nie będzie pamiętać z tej rozmowy. 

- Chciałaś rozmawiać to mów!- krzyczy głośniej. 

- Nigdy!!! 

- Nie chcesz po dobroci to nie! - sięga po coś do kieszeni. Pistolet?! 

- Będziesz gadać teraz? - przykłada mi lufę do szyi. Skąd on ma w kieszeni broń?! Co do kuźwa alkohol robi z ludźmi! Chyba dla mnie już nie ma żadnego ratunku. Zamykam oczy i przełykam gule w gardle. Po moim policzku spływa pojedyncza łza. Chciałabym pójść za horyzont, tam gdzie nikogo nie będzie prócz mnie i Jakob'a. On jedyny mnie rozumie. Chciałabym aby teraz tu był. 

Jakob 

Wróciłem dawno już do mieszkania kumpla. Leżę na kanapie w salonie i rozmyślam. Może jednak coś do niej czuję? Nie wiem. Wszyscy siedzą w pokoju Liam'a. Nie chciało mi się ruszyć dupska do nich, a oni nie chcą mieć rozmyślającego debila, więc wyszło jak wyszło. Słyszę jak ktoś biegnie do moje, wstaje do pozycji siedzącej, a przede mną staje Cameron. 

- Co się dzieje downie? - zaczynam.

- Rose...krzyk... z jej mieszkania - mówi zdyszany przez co nie rozumiem niczego. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 30, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Chodźmy razem za horyzontWhere stories live. Discover now