Rozdział 6

4 0 0
                                    

Po rozmowie z Jakob'em wracam do domu. Powiedział, że jak coś wymyśli to zadzwoni. Jak na razie to trochę się boję, przecież on mnie obserwuje i podsłuchuje najprawdopodobniej. Wchodzę po schodach na górę. Chcę przekręcić kluczyk w zamku, otwarte. Przecież zamykałam, wchodzę do mieszkania trochę przestraszona. Nie ma żadnych butów. Nikogo nie ma. Słyszę wiadomość, zerkam na ekran telefonu. To co ujrzałam zmroziło mi krew w żyłach. 

Prześladowca: Widzisz? Nie ukryjesz się przede mną. A to? To jest dopiero początek twoich męczarni. 

Ja: Czemu to robisz? Czemu rujnujesz moje życie? 

Prześladowca: Bo chcę abyś była tylko moja. Rozumiesz? MOJA!

Ja: Skoro chcesz abym była twoja to czemu to robisz? 

Prześladowca: Ponieważ jak się nie zgodzisz ze mną chodzić to będzie jeszcze gorzej, a teraz miłego dnia kochana;* 

Coraz mniej mi się to podoba. Wchodzę do mojego pokoju. Wszystko rozwalone. Książki na podłodze, poduszki i prześcieradło rozwalone na łóżku, wszystko z biurka jest na ziemi. Ten koleś jest jakiś psychiczny. Wchodzę do kuchni, salonu, kibla, łazienki. Wszystko pięknie ułożone, tak jak było. Czemu mści się tak? Przecież to nie ma sensu. Wracam z powrotem do mojego pomieszczenia i zaczynam sprzątać. Jest 15:21 mam około godzinę zanim przyjdzie tata, a pół tora zanim mama. To nie jest dużo czasu na ogarnięcie całego pokoju, który wygląda jak po huraganie. No cóż, jak trzeba to trzeba. Zacznę od tych głupich książek. 

Jakob

- Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że ja do niej coś czuję? - pytam zdezorientowany.

- A nie? - pyta Jakson. 

- Nie, to jest TYLKO przyjaciółka - zaprzeczam. Jestem z kolegami w barze. U jednego nocuje na czas rozwiązania sprawy z adoratorem Rose. Ciągle gadają mi tu, że mi się podoba co jest bzdurą. 

- Kolo, zrozum. Przecież przyjechałeś do niej z drugiego końca Polski. Jakbym ja od przyjaciółki usłyszał, że mnie potrzebuje to bym nie jechał do niej tylko po to, tylko przez telefon bym to rozwiązał - powiedział Cameron.

- Ale ja nie jestem tobą - odpowiadam stanowczo przez co się trochę unoszę. 

- Rozumiem, ale przemyśl sobie to czy ona jest twoją tylko przyjaciółką czy coś więcej. Mówię serio - wypowiada się znowu Cameron. 

Mam już ich dość biorę kurtkę i wychodzę z baru. Kieruję się nerwowo w stronę jakiejś uliczki. Przecież jej nie kocham, nie podoba mi się. To jest p-r-z-y-j-a-c-i-ó-ł-k-a, nic więcej. Może i kiedyś coś do niej czułem, ale to przeminęło z wiatrem. Nie ma tu nic do gadania. Przyjechałem, bo mieliśmy obietnice, a ja obietnic nie łamię. Siadam na ławce jakiejś i trzymam łokcie na kolanach, a głowę dłońmi. Nawet jeżeli bym do niej coś czuł to ona nie będzie chciała ze mną być. Jestem do kitu, zasługuje na kogoś lepszego niż mnie. Nawet nie wiem czemu ja jestem jej przyjacielem. Ciągle jej uprzykrzam życie, denerwuję ją i inne okropne rzeczy, a nadal ze mną się zadaje. Za każdym razem coś chce, a ja stanowczo nie. Przez jej pięk... głupie oczy wszystko jej spełniam. Nie rozumiem dziewczyny, ale jej to w ogóle. Moje rozmyślenia nad nią przerywa krzyk i pisk opon. 

Rose 

No. Już wszystko wysprzątane, patrzę na godzinę 16:19. Za raz będą więc mogę spokojnie odetchnąć. Kładę się na kanapie, włączam telewizor na TVN. Akurat lecą "Trudne sprawy", może i nie najlepszy program, ale może być. Jest o rodzinie w której córka coś przed nimi ukrywa. Super, ja też ukrywam przed rodzicami, że mam adoratora. Jeszcze ta głupia dziewczyna wszystko mówi chłopakowi, a on ma ją w dupie. Mądra to ona nie jest. Słyszę jak wchodzi ktoś, najpewniej to jest tata więc nie wstaje nawet. Tata staje przede mną przez co nie widzę ekranu telewizora. 

- Co to ma być do cholery?! - krzyczy do mnie i pokazuje mi jakiś papier. Zabieram go od niego i zaczynam czytać. Jest zdjęcie. Widać na nim jak ja kradnę coś z sklepu, ale przecież nic takiego nie robiłam. 

- To nie ja! - zaprzeczam i wstaje. 

- Wyraźnie widać, że to ty smarkulo! - nadal na mnie krzyczy. 

- To. Nie. Ja. 

- Weź mi nie wciskaj kitów - mówi trochę łagodniej, ale nadal jest wkurzony - marsz do swojego pokoju! 

- Nie wierze, że mi nie wierzysz. Własny ojciec - mówię cicho i wchodzę posłusznie do pokoju. 

- Niech to szlak! - słyszę jak coś szklanego rozbija się po podłodze chyba. 

Przecież to nie ja. Może i jestem wredna, wulgarna, klnę i jestem źle wychowana, ale nie posunęłabym się do takich rzeczy jak kradzież. Patrze jeszcze raz uważnie na tą fotografię. Moje włosy, moje ciuchy, ale to nie jestem ja! Chwila. Przecież włamali mi się do domu. Otwieram szafę i szukam czarnej bluzy z kapturem oraz spodni z dziurami. Nie ma! Czyli szukał moich ciuchów aby mnie wrobić. Co za podły gnojek. Dzwoni mój telefon, odbieram od razu nie patrząc kto dzwoni. 

- Rose - słyszę przerażony głos Jakob'a. 

- Co się stało? - pytam od razu. 

- Kogoś uprowadzono, myślałem, że to ty!

- Chwila, skąd wiesz, że kogoś uprowadzono? 

- Słyszałem krzyk, a później pisk opon - przerażona jestem. Która godzina? 17:08. Kurde.

- Był to damski krzyk? 

- Tak - odpowiada od razu.

- Cholera - mówię do siebie, ale chyba słyszał.

- Rose? 

- Moja mama powinna wrócić pół godziny temu, a jej jeszcze nie ma - mówię - i jeszcze coś... dzisiaj się włamał do mieszkania On. Wziął moją bluzę i spodnie. Wrobił mnie w kradzież. 

- O kuźwa - klnie - powinnaś ojcu już powiedzieć bo coraz poważniejsze się to robi.

- Powiem mu i to teraz bo nie wiem co jeszcze zrobi ten kretyn, dobra jak coś jesteśmy w kontakcie.

- Jasne, pogadaj poważnie z nim, pa. Trzymaj się - rozłączył się. 

Wychodzę ostrożnie z pokoju, ale zatrzymuje mnie znowu telefon. Patrze, znowu ten idiota. 

Prześladowca: Słyszałem i masz nie mówić ojcu o niczym inaczej po mamci koniec, rozumiesz? 

Chodźmy razem za horyzontWhere stories live. Discover now