4.6.Szykujcie broń.

1.9K 126 4
                                    

Dotarliśmy do miasta Azgeda. Bellamy i Octavia mieli zakraść się do lochów i stamtąd uciec razem z Clarke. Ja i reszta staliśmy na czatach. Nikogo nie było w pobliżu ani nikt się tu nie zbliżał. Wydało mi się to podejrzane. 

- Pójdę się rozejrzeć - mruknęłam do reszty grupy i poszłam w las.

Szybko jednak moi towarzysze mnie znaleźli, ale nie było w śród nich Clarke.

- Nie ma jej w więzieniu - powiedziała Octavia, a ja znieruchomiałam.

W milczeniu wróciliśmy do naszego małego obozowiska. Weszliśmy do wspólnego namiotu i mieliśmy przedyskutować to co teraz zrobimy, ale nikt się nie odzywał. 'Nie ma jej w więzieniu' te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Byliśmy już tak blisko. Nie mogłam przegrać. Nie teraz. Nie tak. Wyszłam z naszego namiotu bez słowa i pokierowałam się prosto do wioski Azgeda. Usłyszałam kroki i wiedziałam, że Bellamy idzie za mną. Nie odwracałam się tylko szłam przed siebie. Słyszałam więcej niż jedną parę nóg, więc doskonale wiedziałam, że idzie z nim też Octavia. Misja dyplomatyczna z rodzeństwem Blake. Na pewno wypali. Po 20 minutach marszu dotarliśmy do wioski. Weszliśmy do niej bez problemu. Było to bardzo podejrzane, ale nie traciliśmy czujności. Wkroczyliśmy do głównej Sali gdzie siedział Król Azgeda. Uśmiechnął się wrogo i wstał. Podeszłam bliżej i zatrzymałam się. Przekręciłam głowę w stronę rodzeństwa i dałam im do zrozumienia, że dalej idę sama. Podeszłam pod tron i skłoniłam się. Levi siedział i patrzył na mnie swoimi przenikliwymi, szarymi wręcz stalowymi oczami. Jego spojrzenie miało w sobie jednocześnie nienawiść i pożądanie do mnie. Brzydził mnie. Zawsze rywalizował z Lexą o wszystko. Byli szkoleni razem, ona zawsze była lepsza. Jej śmierć go bardzo ucieszyła, bo mógł czuć się najlepszy. Kątem oka dostrzegłam Victora i jemu też się skłoniłam. Wszyscy się znaliśmy. Ja i Victor byliśmy w tym samym wieku, a Levi był w wieku Lexy. Zawsze nam zazdrościli, bo nie byli Czarnokrwistymi, czyli nie mogli zostać Komandorami, a ja i Lexa miałyśmy ten zaszczyt. Lubiłam Victora, to dobry chłopak, ale jego brat to największy dupek jaki kiedykolwiek chodził po Ziemi. Większy niż Bellamy na początku naszej znajomości, a to jest wyczyn.

- Ai laik Nadija kom trikru, Heda, sis gon Leksa. Ai came hir kom shil ai lukot Klark. (Jestem Nadia z Trikru, Komandor, siostra Lexy. Przybyłam tutaj żeby uwolnić moją przyjaciółkę Clarke) – przedstawiłam się jak to wypadało zrobić, mimo że Levi i Victor doskonale mnie znali - Disha ste Belomi en Okteivia kom skaikru. Emo laik ai lukots. (To są Bellamy i Octavia ze Skaikru. Są moimi przyjaciółmi).

Levi wstał i podszedł do mnie. Uśmiechnął się złośliwie.

- Whai beda ai teik em kamp? (Dlaczego miałbym ją wypuścić?) – zapytał.

- Gon ai beja, ai Heda (Bo ja proszę, jako Heda)– odpowiedziałam najbardziej pewnym głosem na jaki było mnie stać.

- Teik em (Wypuścić ją) – rzucił z pogardą w głosie i wrócił na swój tron.

Trzech strażników wprowadziło Clarke. Jej twarz była cała poobijana, ale na nasz widok rozpromieniła się. Rozwiązali ją, a ona od razu pobiegła do nas. Ku mojemu zdziwieniu najpierw pobiegła do mnie i mocno mnie przytuliła. Objęłam ją równie mocno i pogładziłam po włosach. Nie traciłam kontaktu wzrokowego z Levim, bo czułam, że za łatwo poszło. On czegoś chciał. Nigdy nie dawał niczego za nic. On chciał mnie. Chciał mojej śmierci.

- Przepraszam, Clarke. Tak bardzo przepraszam. – szepnęłam jej do ucha – Wybaczysz mi?

- Już dawno to zrobiłam – odpowiedziała.

Odsunęła się ode mnie i przywitała z Bellamy'm i Octavią. Ukłoniłam się nisko.

- Mochof kink gon Azgeda (Dziękuję, królu Azgedy) – rzekłam z udawanym szacunkiem.

Skłonił lekko głowę. Odwróciłam się i powiedziałam do moich towarzyszy najciszej jak mogłam tylko dwa słowa.

- Szykujcie broń.

Zobaczyłam jak ręka Bellamy'ego powoli przemieszcza się na pasek, gdzie miał ukryte dwa pistolety. Powoli zaczęliśmy się wycofywać z tamtego miejsca. Rzuciłam ostatnie przelotne spojrzenie Victorowi i wyszliśmy z posiadłości króla.

Connected | Bellamy BlakeWhere stories live. Discover now