~ Nie chwal dnia przed zachodem słońca ~

8.1K 403 66
                                    

W końcu nastał dzień, którego tak bardzo obawiałam się, a  nawet pragnęłam, żeby nigdy nie nastąpił. Jednak nie mogłam zrobić nic innego, jak przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy i po prostu musiałam zaakceptować szarą okropną rzeczywistość, która powoli zaczęła mnie przytłaczać. To właśnie dzisiaj miałam zacząć nowy etap w życiu, jeśli mogę tak to nazwać. Jak to mówią? Coś się kończy, coś zaczyna, więc trzeba iść dalej, a ja jak na złość stanęłam w miejscu ze swoimi wyimaginowanymi problemami.

Pokręciłam głową, pozbywając się gnębiących mnie myśli i wstałam od stołu, by w końcu zebrać się do tej cholernej szkoły. Do której apropo nie wiedziałam kompletnie jak trafić, a mój Ojciec nie raczył obdarzyć mnie żadnymi wskazówkami, a już broń boże nie pomyślał, żeby mnie podwieźć, skoro to pierwszy dzień.

Ten dzień już od początku był skazany na katastrofę. Nie mógł się skończyć dobrze, po prostu nie mógł

Mimochodem spojrzałam na zegarek, który wisiał w kuchni i roztworzyłam lekko oczy, widząc, która jest dokładnie godzina. Szybkim ruchem pochwyciłam moją torbę, która leżała na krześle kuchennym i skierowałam się w stronę wyjścia, uprzednio wkładając jeszcze buty. Nie mogłam się spóźnić, tym bardziej że był to mój pierwszy dzień, więc trzeba było pokazać się z tej dobrej strony. A jeszcze pozostawała kwestia tego, jak ja w ogóle trafię do tej cholernej placówki, skoro nawet nie wiedziałam, gdzie dokładnie się znajduje. Przecież nie było opcji, że uda mi się stawić na czas.

Jedyną dobrą opcją było spytanie się jakieś osoby o drogę, chociaż jak na złość nie było nikogo w pobliżu.
W końcu lekko poirytowana tym wszystkim wyjęłam telefon z kieszeni bluzy i zaczęłam sprawdzać mapy Google, mając nadzieję że to mi pomoże. Już miałam wpisywać miejsce docelowe, kiedy nagle obok mnie zatrzymało się jakieś białe auto, a po chwili również rozbrzmiał dźwięk klaksonu. Co jest do cholery?

Lekko przestraszona podeszłam do auta, mając nadzieję że to nie żaden porywacz, który jak gdyby nigdy nic zgarnie mnie z ulicy do swojego auta. A potem wywiezie nie wiadomo gdzie. Zdecydowanie naoglądałam się zbyt dużo historii kryminalnych.

Gdy już znalazłam się obok wspomnianego auta niepewnie i ostrożnie zerknęłam na to, kto w nim siedzi. Po chwili owa persona otworzyła szybę od strony pasażera, więc miałam na nią idealnym wgląd i w końcu mogłam odetchnąć z ulgą, bo już doskonale wiedziałam, kto jest kierowcą. Brunet posłał entuzjastyczny uśmiech w moją stronę i machnął ręką, tym samym dając mi znak, bym do niego dołączyła.

— Widzę że do tej pory nic sobie nie zrobiłaś — zaczął entuzjastycznie, nawiązując do sytuacji, która miała wczoraj miejsce i przyczyniła się do naszego poznania. Oczywiście miał na myśli moją glebę stulecia, najwidoczniej nadal go to śmieszyło. I szczerze? Nie miałam co mu się dziwić, zachowałabym się tak samo na jego miejscu. — Doprawdy jestem dumny — odrzekł głosem, ociekającym kpiną i popatrzył na mnie z widoczną dumą w oczach. A raczej czymś podobnym do niej.

— To doprawdy bezczelne z twojej strony, że wytykasz mi taką rzecz — odpowiedziałam z przekąsem i założyłam ręce na klatce piersiowej, dalej stojąc przy jego samochodzie. W tym momencie nie spieszyło mi się, by do niego dołączyć, ale niestety był moją jedyną opcją, by dotrzeć do szkoły. Nie miałam innego wyjścia, chociaż to nie było wcale takie złe, ponieważ naprawdę polubiłam tego chłopaka. Nawet jeśli wymieniliśmy ze sobą kilka zdań, po prostu już od początku zrobił na mnie dobre wrażenie. Czego niestety nie można powiedzieć o mnie. Ja zepsułam nie tylko pierwsze, ale także drugie i trzecie, i pewnie z kolejnymi będzie tak samo. — Chyba masz mnie za skończoną łamagę panie Casanovo — dorzuciłam sarkastycznie, co wywołało krótkie parsknięcie u bruneta, który nadal wpatrywał się we mnie ze swoją rozbawioną miną. Pokręcił głową i wygiął usta jeszcze w szerszym uśmiechu, tym samym obnażając swoje proste zęby, które na pewno były efektem wcześniej noszonego aparatu.

Nasz Ostatni TaniecWhere stories live. Discover now