~ Cisza przed burzą ~

6.5K 379 15
                                    

— Koniec na dzisiaj! — wykrzyczał i wyłączył muzykę, po czym popatrzył na całą grupę. — Dzisiaj było mizernie, więc następnym razem radzę wziąć się do roboty — wymamrotał oschle, na co Alex obok mnie prychnął cicho, a Lucy przewróciła oczami, prawdopodobnie mając dość słuchania cały czas tej samej gadki. Byłam pewna, że Nolan stosował ją na każdej próbie. Sama byłam dopiero na trzech, a już zdążyłam usłyszeć podobne słowa z kilka razy. Musicie wziąć się w garść, z takim czymś nigdy nie wygramy mistrzostw, jeśli dalej będziecie się tak obijać, obiecuję wam, że długo nie zabawicie w tej grupie. Ciągła krytyka musiała działać im na nerwy i nie dziwię się, że mieli dość słuchania w kółko tego samego. Byłam ciekawa czy kiedykolwiek usłyszeli z jego ust jakąś pochwałę. Podziwiałam każdego z osobna, że tyle lat wytrwali z tym cholernym gnojkiem. Sama zaczęłam się zastanawiać czy na pewno dobrze zrobiłam, dołączając do jego grupy.

Czy naprawdę wygrana w tych cholernych mistrzostwach, faktycznie była warta tego wszystkiego?

— Człowiek stara się jak może, ale i tak usłyszy, że było marnie — prychnęła przechodząca obok mnie Lucy. — Powinnaś pomyśleć dwa razy, zanim zaczęłaś pchać się tutaj — wydukała, posyłając mi przelotne spojrzenie, po czym pomachała do mnie. — Widzimy się w środę Beani.

Właśnie w tej chwili skopała leżącego. Ała.

Zdecydowanie musiałam zająć czymś innym myśli, zanim podażą na nieodpowiednie tory, dlatego zaczęłam rozglądać się po sali. W końcu spojrzałam na Codiego, a gdy zobaczyłam, jak głęboko oddycha ze zmęczenia i jaką ma czerwoną twarz od wysiłku fizycznego, uśmiechnęłam się do siebie. Również odetchnęłam głęboko i odgarnęłam włosy, które przez pot przylepiły się do mojego czoła, co nie było zbyt przyjemnym uczuciem.

— Dał nam dzisiaj popalić co? — Ni stąd, ni zowąd obok mnie zjawił się Bartolomeo, z którym jak na razie złapałam najlepszy kontakt, jeśli chodzi o grupę Nolana. Reszta nie paliła się do kontaktu ze mną, ale nie miałam im tego za złe. Też czułabym się skrępowana, gdyby całkowicie nowa osoba dołączyła do mojej grupy, można powiedzieć, że byłam intruzem, który nagle zaburzył ich rutynę. Miałam tylko nadzieję, że przyzwyczają się do takiego stanu rzeczy i po jakimś czasie zaakceptują mnie, bez tego ciężko byłoby nam współpracować.

— Tylko dzisiaj? — zapytałam retorycznie i spojrzałam na niego z ukosa. — Ja na przykład codziennie czuję się jakbym była na obozie przetrwania. Patrz. — Wskazałam z uśmiechem na twarz Nolana, która jak zwykłe wyrażała irytację i niezadowolenie, spostrzec u niego pozytywne emocje to jak trafić szóstkę w totka. — Jego twarz mówi — Przetrwają tylko najwytrwalsi — zaczęłam go przedrzeźniać, modelując głos tak, żeby brzmiał podobnie do jego, na co białowłosy parsknął śmiechem, co zwróciło uwagę Nolana. Nasze spojrzenie skrzyżowały się na krótką chwilę i nawet taka drobnostka, wywołała u mnie dziwny skręt żołądka. Chyba powinnam się przebadać, może mam jakiegoś tasiemca albo wrzody.

Nagle uśmiechnął się wrednie i pokręcił głową, prawdopodobnie podejrzewając, że rozmawiamy o nim. Nawet widziałam po ruchu jego warg, że użył przezwiska, do którego o dziwo się przyzwyczaiłam. Nie denerwowało mnie tak jak na początku, nawet mogłam mu przyznać rację, że poniekąd do mnie pasowało. Jednak nie było mowy, że powiedziałabym to na głos, nie zamierzałam podbudowywać jego i tak już przerośniętego ego. Po chwili odwzajemniłam jego uśmiech i miałam nawet coś wykrzyczeć do niego, ale udaremnił mi to Bartolomeo, który nadal stał przy mnie. Tak bardzo skupiłam się na Nolanie, że zapomniałam o obecności chłopaka.

— Chyba się lubicie co? — spytał z przekąsem, co skłoniło mnie do spojrzenia na niego.

— Ja i on? — Spojrzałam znów w stronę ciemnowłosego, ale tym razem już nie patrzył na mnie, rozmawiał z jedną z dziewczyn, dlatego szybko odwróciłam wzrok. — Proszę cię nam ciężko się tolerować — skomentowałam rozbawionym tonem, nie do końca wierząc w prawdziwość swoich własnych słów. Czy naprawdę tylko się tolerowaliśmy? Przyjaźnią tego bym na pewno nie nazwała, ale wydawało mi się, że nasza relacja polepszyła się i było o wiele lepiej niż na początku. Nie pałaliśmy do siebie już taką nienawiścią, a nawet czasem udało nam się normalnie porozmawiać i pośmiać z niektórych spraw. Raz było lepiej raz gorzej, nasza relacja była zmienna jak pogoda. I naprawdę chciałam wierzyć, że kiedyś uda nam się zaprzyjaźnić i dogadać, z czasem zrozumiałam, że lepiej mieć w nim przyjaciela niż wroga. Jednak on chyba nie podzielał mojego zdania, widziałam po jego zachowaniu, że taki stan rzeczy mu pasował. Lubił mnie denerwować i ze mnie szydzić, a najbardziej uwielbiał uprzykrzać mi życie, sprawiając, że nienawidziłam go jeszcze bardziej. Właśnie w takich momentach porzucałam myśli o zaprzyjaźnieniu się z nim, a nawet nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.

Nasz Ostatni TaniecNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ