~Wygrał bitwę, ja wygram wojnę ~

7.9K 385 69
                                    

— Co ty Kurwa robisz?! — Jego  krzyk boleśnie rozbrzmiał w moich uszach, raniąc moje biedne bębenki. W odpowiedzi na jego napad skrzywiłam się lekko i zadrżałam z powodu dreszczy, które zawładnęły moim ciałem, gdy tylko jego morderczy wzrok padł na moją osobę. Wszelakie szmery, rozmowy ustały, a korytarz owiała głucha cisza, która cieła powietrze niczym ostrzę. Nikt nie raczył się odezwać, cóż najwidoczniej brali przykład ze mnie, bo ja również zamilkłam, nie będąc zdolna do wydobycia z siebie ani jednego słowa. Teraz po prostu stałam nieruchomo, czując, że moje nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa, a ja padnę jak kłoda prosto pod nogi brązowowłosego drania. A on? Gdyby tylko mógł, zabiłby mnie spojrzeniem, nie zważając że wokół nas roi się od świadków, którzy prawdopodobnie i tak siedzieliby cicho, mając w głębokim poważaniu, jak mój los się potoczy. — Języka ci w gębie zabrakło? — Nagle głośne warknięcie wydobyło się z tych cholernie pełnych i różowych ust, wybudzając mnie tym samym z chwilowego stanu otępienia.

To był właśnie pstryczek, którego potrzebowałam, żeby się wybudzić i oznajmić temu dupkowi, że nic złego nie zrobiłam, a za naskakiwanie na mnie bez powodu, powinien dostać po twarzy.

W końcu uniosłam dumnie głowę, którą przez ten cały czas miałam spuszczoną i popatrzyłam prosto w te intrygujące, ciemne ślepia, które wyrażały jawną chęć mordu. Dobrze, że nie żyje w filmie lub w jakieś bajce, gdzie spojrzeniem można zabić, bo prawdopodobnie już dawno wykrwawiałabym się na ziemi.

— Po pierwsze grzeczniej — zaczęłam w miarę opanowanym głosem i posłałam mu surowe spojrzenie, co skwitował cichym prychnięciem. Próbowałam grać opanowaną, jednak w środku byłam jedną wielką tykającą bombą, jeszcze jedno nieprzychylne słowo, a przysięgam, że zmiotę go z powierzchni ziemi. — Po drugie, nie wiem, jaki jest twój problem. Patrzyłam tylko, jak ćwiczycie, chyba nie powiesz mi, że to jest złe lub zabronione — dodałam pewnym głosem i stanęłam bliżej niego, by pokazać, że wcale się go nie boje. Chociaż moje pokłady odwagi z każdą chwilą się ulatniały, kiedy widziałam jego wrogie spojrzenie, mówiące bym lepiej zważała na słowa. Może nie wyglądał, ale w tej chwili zachowywał się jak kompletny świr, który jest w stanie posunąć się do wszystkiego. A przypomnijmy że zaczęło się od tego że po prostu patrzyłam, jak tańczą!

Gdzie ten ojciec mnie wysyłał?!

— Oglądałaś tak? — powtórzył kpiącym głosem moje słowa i popatrzył na mnie z góry, jakbym w jego mniemaniu była nic nieznaczącym robakiem, którego trzeba się pozbyć, zanim zacznie przynosić szkody. I niestety tak właśnie się czułam. Jego osoba, jak pijawka wysysała całą moją pewność siebie i odwagę zostawiając za sobą strach i niepewność. — Myślisz że tak po prostu w to uwierzę? — spytał ostrym tonem i przybliżył się do mnie, przez co musiałam cofnąć się, bo zdecydowanie zaburzał moją osobistą bańkę. Osłona odwagi powoli zaczynała się kruszyć i jeszcze chwila, a będzie mógł zobaczyć cały mój strach, który nieudolnie próbowałam przed nim ukryć. Cholera nie mogłam na to pozwolić! Nie byłam jakąś pierwszą lepszą paniusią, która ot tak mu się podłoży.

— Wierz sobie, w co chcesz. Nie zrobiłam nic złego, a to że coś ci się uroiło w tej chorej główce, to już nie moja broszka — odwarknęłam, kompletnie nie panując nad szalejącymi we mnie emocjami. Tego już było za wiele. Mój spokój i opanowanie poleciały sobie na wakacje.

Chciałam już odejść od niego, wyrwać się z tej okropnej sytuacji, ale jak na złość nie pozwolił mi na to. Stanął przede mną, zagradzając mi drogę, co doszczętnie wytrąciło mnie z równowagi.

Co jest nie, tak z tą szkołą? Co jest nie, tak z tym kolesiem i o co on właściwie się czepia?! Czy naprawdę  podglądanie go było aż takie złe? Jeśli tak przysięgam że dam sobie spokój z facetami na najbliższe kilka lat.

Nasz Ostatni TaniecWhere stories live. Discover now