Rozdział 21

3.7K 275 85
                                    

Harry

Stałem właśnie przed jednym z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Mogłem wybrać zło lub większe zło.

Ostatecznie postanowiłem jednak, że sam zmienię pieluchę Jeana i dam dalej pospać Louisowi.

Położyłem malucha na przewijaku. Chłopiec złapał swoją stopę w rączki i włożył ją sobie do buzi, cicho przy tym gaworząc. Ta mała bestia była pełna energii nawet o szóstej rano!

Odpiąłem jego body i podciągnąłem do góry. Gdy poczułem ten okropny smród, miałem ochotę wyjść z pokoju, zostawiając Jeana z jego smrodkiem. W końcu jemu to w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało i gdy ja miałem ochotę wymiotować, on jedynie bezczelnie się ze mnie śmiał.

-Zobaczysz, że kiedyś się zemszczę. -powiedziałem, zaczynając odpinać pampersa.

Gdy gdy już go zdjąłem, nie mogłem powstrzymać odruchów wymiotnych. Chłopiec zaczął się głośno śmiać i machać nóżkami.

-Jean, nie rób tak! -złapałem jego nogi, tym samym uniemożliwiając mu rozsmarowywanie brudu po całym przewijaku. -Co ten tata daje ci jeść, że takie kupy walisz?

Po wyrzuceniu brudnego pampersa do kosza, chwyciłem mokre chusteczki dla dzieci i dokładnie wyczyściłem Jeana, starając się być dzielnym, i zrobić to jak na mężczyznę przystało, czyli bez dramatyzowania.

Gdy po wyrzuceniu zużytych chusteczek do kosza chciałem posypać pupę maluszka pudrem, poczułem jak na klatce piersiowej robi się mokro, a po chwili również ciepło. Szybko przeniosłem wzrok na chłopca.

-Jean! Czy ty sobie ze mnie żartujesz?! -pisnąłem, odsuwając się od niego.

-Co się dzieje? -usłyszałem zaspany głos Louisa.

Odwróciłem się w stronę drzwi. Szatyn stał oparty o framugę, z lekko uchylonymi powiekami, więc wywnioskowałem, że musiał wstać dosłownie chwilę temu.

-Twój syn perfidnie zlał mnie ciepłym moczem. -burknąłem, kontynuując przewijanie tygrysia.

-Och, czyli teraz to tylko mój? -zaśmiał się podchodząc bliżej.

-Ja naprawdę lubiłem tę koszulkę.

-A kto powiedział że musisz od razu ją wyrzucać? Przecież ci ją wypiorę.

-Sam sobie poradzę.

Gdy już przebrałem malucha, założyłem mu świeże śpioszki. Byłe one przeurocze, dzięki szaremu liskowi, który znajdował się na pupie. Były ond bezokazyjnym prezentem od Nialla.

-Zjesz z nami śniadanie? -zapytałem biorąc Jeana na ręce i kierując się w stronę korytarza- Do pracy idę dopiero za czterdzieści minut, to w tym czasie możesz jeszcze pospać.

-Zjem z tobą i tak już nie zasnę. Tylko szybko pójdę się ubrać.

-Okej.

Zszedłem na dół. Najpierw wszedłem do salonu, by zostawić Jeana w kojcu, w którym znajdowały się jego ulubione zabawki. W momencie w którym malec będzie zajęty swoimi grzechotkami i gryzakami, ja będę mógł przygotować jedzenie. Myślę, że nam obu odpowiadała taka opcja, bo gdy Jean dostał w łapki swój ulubiony gryzaczek w kształcie motylka, na jego usta wpłynął ogromny uśmiech.

Gdy w końcu dotarłem do kuchni, wstawiłem wodę na herbatę i zabrałem się za robienie kanapek. Gdy już wypełniłem dwa talerze kanapkami z serem oraz szynką, postawiłem je na stole, stawiając obok dwa kubki z gorącą, czarną herbatą. Teraz mogłem zabrać się za robienie śniadania dla Jeana, który ostatnio był strasznym głodomorem i najchętniej cały czas by coś jadł.

coronet of flowers || larry stylinson (ziam) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz