Rozdział 26

3.2K 297 199
                                    

Harry

Stałem tam, starając się nie rozpłakać. To wszystko ułożyło się tak kurewsko źle. Ja byłem pewny, że Adam nie żyje, podobnie jak wszyscy inni. Kurwa, ja byłem pewny, że widziałem jego zwłoki!

Louis przez ostatnie dwa dni był roztrzęsiony. Mało jadł, nic nie mówił, gdy się za coś zabierał, to rzeczy wypadały mu z rąk. Wiedziałem, że bardzo to przeżywał. Jedyną nieświadomą niczego osobą był Jean. Mój mały tygryś nie zdawał sobie sprawy, że przez tą jedną informację, jego całe życie się zmieni.

Bo w końcu to Adam był jego tatą....nie ja. I to mnie w tym wszystkim bolało najbardziej. Jeśli Louis zdecyduje się odejść, ja nie będę miał nawet szans by widywać mojego małego Tygrysia. Moje małe centrum wszechświata może mi zostać w każdej chwili odebrane.

Spojrzałem na Louisa, który trzymał w swoich ramionach synka, który niczego nieświadomy przysypiał. Oczy Omegi były czerwone i opuchnięte, a całe jego ciało drżało. Zrobiłem dwa kroki w stronę niebieskookiego i owinąłem go ramionami w taki sposób, że chłopak swobodnie mógł wtulić się w moją klatkę piersiową, cały czas mając w ramionach swoją kruszynkę.

-Tak bardzo się boję. -wyznał, a ja poczułem jak jego pięść mocno ściska moją koszulkę.

-Nie masz czego. -wyszeptałem całując czubek jego głowy- Będę tu przez ten cały czas.

-Harry, ja nie chcę wybierać między nim a tobą.

-Musisz słuchać serca, Lou.

Staliśmy tak, a gdzieś z boku przyglądali nas się nasi bliscy. Moi rodzice, Gemma z Derekiem i Niall. Czułem na sobie ich palący, współczujący wzrok.

Gdy usłyszałem nadjeżdżający samochód, poczułem jak moje serce przyspiesza swoje bicie. Pierwszy raz w życiu aż tak cholernie się bałem. Szatyn lekko się ode mnie odsunął, by przekazać mi Jeana. Mocno przytuliłem małe ciałko, jedną dłonią wsuwając w jego przydługawe włoski w kolorze ciemnego blondu. Zamknąłem oczy, próbując tym samym powstrzymać się od płaczu.

Otworzyłem je jednak, gdy usłyszałem jak samochód się zatrzymuje, a jego drzwi otwierają się.

Z Czarnego BMW najpierw wyszedł rudowłosy mężczyzna, a od razu po nim jakaś męska Beta o ciemnych brązowych włosach i oczach tego samego koloru. Dwójka mężczyzn podeszła do Gemmy oraz Dereka, w tym samym momencie gdy z auta wyszła kolejna postać.

Tym razem był to on. Wysoka Alfa o przenikliwych, szarych oczach oraz gęstych włosach tego samego koloru co włosy chłopca, którego trzymałem w ramionach. Mężczyzna ulokował swoje spojrzenie na Louisie, który blady również wpatrywał się w nowo przybyłą Alfę. Obserwowali się tak przez parę sekund, aż w pewnym momencie oboje zaczęli iść w swoją stronę, stopniowo przyspieszając, aż w końcu Louis z rozbiegu wpadł na Alfę, przyciskając swoje wargi do tych blondyna.

W momencie gdy to zrobił, moje serce rozpadło się na milion kawałeczków. Nie chciałem na to patrzeć, więc odwróciłem wzrok. Oparłem czoło o czubek głowy Jeana, a z moich oczu leciały łzy.

To był największy ból w moim życiu. Cierpienie spowodowane utratą czegoś tak ważnego, że byłoby się w stanie poświęcić dla tego całkowicie, jest o wiele gorsze od cierpienia fizycznego. W jednej chwili zdałem sobie sprawę, że moje życie się zrujnowało. Tak po prostu ktoś przyszedł i odebrał mi wszystko.

Ponownie spojrzałem w tamtą stronę, tym razem widząc jak Louis przytula jakąś blondynkę, która zapewne była jego siostrą. Zauważyłem również, że Adam zaczął zmierzać w moją stronę, przez co instynktownie jeszcze mocniej przytuliłem Jeana, oczekując tym samym, że to w jakiś magiczny sposób sprawi, że nie będę musiał go oddawać.

coronet of flowers || larry stylinson (ziam) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz