Mogłaś źle skończyć

60 3 0
                                    

Otworzyłam drzwi i popchnęłam jego wózek na świeże letnie powietrze. Jego twarz od razu została naświetlona przez słońce. Zrobiłam głęboki wdech i popatrzyłam na piękne niebo o niebieskich, pomarańczowych i różowych barwach.

-Zobacz jak ślicznie.- Zaczęłam, po czym popchnęłam go bardziej do przodu i zjechałam z nim po podejście dla niepełnosprawnych unikając schodów.- To, co? Gdzie idziemy? Może nad jezioro?

-Po, co?

-Jezus... Ciągle, po co i po co.- Westchnęłam.- Czy wszystko w życiu musi mieć wytłumaczenie?

-Chcesz żebym popatrzył na ludzi płynących kajakami i robiących coś, czego ja nigdy nie będę mógł zrobić?

Wzdrygnęłam się. Ależ jestem głupia. No przecież! Kajaki!

-A, kto ci powiedział, że nie możesz?

*****

Zaprowadziłam go prosto nad jezioro. Tam, przy brzegu, rozstawione były czerwone kajaki, a w środku czekały wiosła. Było ich ogromnie dużo, ludzie zazwyczaj lubili wypożyczać takie rzeczy i korzystając z ładnej pogody, pływali po jeziorze równocześnie się opalając i chłodząc zimną wodą.

Patrzyłam na odbijające się od tafli światło słoneczne, kiedy Edmund rozglądał się za kimś objeżdżając budynek dookoła. Podjechał do mnie, kiedy stwierdził po dłużej chwili, że szkoda na to baterii.

-Chyba nici z naszych kajaków.- Popatrzył na mnie z lekkim rozczarowaniem, ale też i ulgą.

Wiem, że boi się ryzykować. Boi się robić wszystkiego, co może doprowadzić do katastrofy. Ale przecież, co gorszego może go jeszcze spotkać? Chciałam mu sprawić przyjemność w tym jednym jedynym dniu. Myliłam się, co do niego, chociaż dał mi do tego powody. Ale ja postanowiłam, że przebrnę przez ten turnus i zrobię to po swojemu.

-Na pewno nikogo nie ma?

-Potrzebujecie czegoś?

Głos mężczyzny zbił mnie ze wszelkich złych myśli. Pojawił się tak nagle ubrany w czerwoną koszulkę kliniki. Był jakimś organizatorem czy coś w tym stylu. Na pewno nie był pomocnikiem takim jak ja. Miał więcej niż dwadzieścia lat. Normalnie nie gustuję w starszych ode mnie o dziesięć lat, ale ten był przystojny. Był bardzo przystojny i trochę przypominał mi wyglądem Edmunda.

-Cześć, Erik.- Edmund przybił z nim piątek i rozpromienił się na jego widok.

Erik miał ręce całe w czarnej smole i właśnie wycierał je mokrą szmatką. Nagle popatrzył się na mnie i oderwał od przyjaciela wzrok.

-Witam śliczną panią.- Podszedł do mnie.- Erik Henderson, do pani usług.- Wyciągnął czystą dłoń, jeszcze wilgotną i chwycił moją żeby ją ucałować na przywitanie.- Przedstawisz mnie koleżance?

-Inka to jest Erik, Erika moja opiekunka Inka.

Uśmiechnęłam się, bo co innego miałam zrobić? Chociaż jego białe zęby i uścisk zaczęły mnie denerwować nie dawałam tego po sobie poznać.

Uścisnęłam jego dłoń.

-Miło mi poznać.

-Wzajemnie.- Uśmiechnął się. Przez chwilę zaczął mi przypominać Jacka w dniu naszego pierwszego spotkania tylko, że on wydawał się mniej sztuczny.- Co tu robisz Hart? Myślałem, że nie wychodzisz z dwudziestki?- Odwrócił się w jego stronę.

Jedna Biała RóżaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang