6. Dlaczego oni są tacy uparci?

10 1 0
                                    

Już tylko sekundy dzieliły mnie od upadku i tragicznej śmierci. Nie chciałam umierać, na pewno nie teraz i nie w taki głupi sposób. Zostało już kilkadziesiąt metrów, a ja panicznie myślałam, jak wybrnąć z tej sytuacji. Przecież zawsze radziłam sobie ze wszystkim, to ucieczka z spadającego śmigłowca nie powinna być dla mnie większym wyzwaniem.

W końcu wymyśliłam.

Odpięłam się szybko, złapałam swoją broń, którą odłożyłam, aby mi nie przeszkadzała podczas lotu. Pospiesznie przerzuciłam sobie przez ramię wszystkie paski od broni i przyszykowałam się do skoku. Zostało już tylko dziesięć sekund... Pięć... Trzy... Wyskoczyłam. Przez tą chwilę, kiedy leciałam zamknęłam oczy i próbowałam sobie wyobrazić, co czują te wszystkie latające gady. Nie miałam specjalnej okazji by się wczuć, bo sekundę później zderzyłam się z twardą ziemią. Upadłam, aż całe powietrze uleciało z moich płuc, gdy wylądowałam na ziemi. Poczułam nieprzyjemne chrupnięcie w klatce piersiowej i lewym barku, na którym wylądowałam.

Jęknęłam z bólu, jaki przeszył mój bark i ramię. Przez chwilę myślałam, że złamałam sobie ramię, ale kiedy z wysiłkiem uniosłam się na łokciach stwierdziłam, że musiałam sobie je wybić. Z kolejnym jękiem przetoczyłam się na plecy i zerknęłam na helikopter, ale widziałam tylko płonący wrak kilka metrów dalej. Głowa opadła mi na ziemię, zamknęłam oczy z westchnieniem ulgi.

Żyję. Muszę się tylko się pozbierać i jakoś wrócić do domu z wybitym ramieniem i połamanymi żebrami. Ale to za jakieś pięć minut. Muszę odpocząć. Te pięć minut, które potrafią zregenerować siły.

Nagle z tego błogiego stanu wybudził mnie dźwięk zbliżających się silników.

- Nie... - jęknęłam, bo doskonale wiedziałam kto tu leci. Miałam nadzieję, że nie zauważą i uda mi się jakoś wymknąć.

Z wysiłkiem i syknięciami usiadłam i bezradnie przyglądałam się, jak leci w moją stronę statek Strażników. Wylądował jakieś sto metrów niżej, na niewielkiej polance u podnóża góry. Widziałam fioletową sylwetkę Keizala, szarą zbroję Arniego i pomarańczowo-białą zbroję innego Strażnika, tytana. We trójkę zaczęli się wspinać pod górę do wraku, zapewne by poszukać mojego ciała. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jeżeli go nie znajdą, zapewne będą przeszukiwać okolicę, ale jakoś teraz mi nie było spieszno gdziekolwiek. Położyłam się z powrotem. Jak mnie znajdą, to znajdą, jak nie, to nie. Ta druga opcja zdecydowanie bardziej mi odpowiadała.

~~~

Dopiero po około półgodzinie usłyszałam krzyki, które wskazywały, że mnie znaleźli. Otworzyłam oczy. Z kolejnymi syknięciami bólu, który promieniował w klatce piersiowej i ramieniu usiadłam. Widziałam jak Arni wskazuje w moją stronę, zwracając uwagę pozostałych Strażników. Po chwili dotarli do mnie.

- Rany! Myśleliśmy, że nie żyjesz! - krzyknął młody tytan.

- Wielkiej straty nie byłoby - odparłam wzruszając ramionami, krzywiąc się przy tym z bólu.

- A, więc to jest ta wasza Falka - powiedział pomarańczowo-biały tytan o dwóch rogach na hełmie, z czego jeden był złamany.

- Owszem to ja, a teraz pozwolicie, że się położę, ponieważ gdybyście nie zauważyli, wyskoczyłam ze spadającego śmigłowca i jestem trochę poturbowana - powiedziałam i położyłam się z powrotem na ziemi.

- Położysz się w Wieży, teraz musimy sprawdzić, czy nic poważnego sobie nie zrobiłaś - powiedział Keizal, przyglądając mi się uważnie.

Prychnęłam pogardliwie.

- Słuchaj, mówiłam, że żadna siła mnie tam nie zabierze, a poza tym bywało gorzej i wtedy nie potrzebowałam niczyjej pomocy, tak jak teraz. Czyli niepotrzebnie się fatygowaliście. - przez przypadek machnęłam wybitą ręką, która spowodowała, że aż zgięłam się w pół z bólu.

Mag jednak pokręcił głową.

- Nie możemy cię tak przecież zostawić - mruknął. - Arni, weź ją na ręce. Jak sama nie chce iść, to trzeba będzie ją zanieść - polecił.

Już widziałam jak przymierza się, gdy zdrową ręką wyszarpnęłam rewolwer i wycelowałam.

- Tylko spróbuj - warknęłam cicho.

Dla lepszego wrażenia, odblokowałam kurek i położyłam palec na spuście. Nagle czyjaś ręka złapała mój nadgarstek, wyginając go tak, bym już nie celowała w nikogo. Szarpnęłam się z wściekłości.

- Do jasnej... Zostawcie mnie w spokoju! - krzyknęłam wściekle, odwracając głowę do drugiego tytana, który mnie złapał i splunęłam mu pod nogi.

- Uspokój się! - rozkazał mocniej ściskając mój nadgarstek, tym samym zmuszając mnie do wypuszczenia broni. - Zrozum, chcemy tylko pomóc, tak jak ty pomogłaś im - tu wskazał na Arniego i Keizala.

- Wolałabym umrzeć, niż dać sobie wam pomóc - warknęłam.

Tytan przekrzywił głowę zdziwiony, po czym spojrzał pytająco na Keizala.

- No tak. Zapomniałem dodać, że tak jakby nasza droga Falka nie cierpi Strażników - powiedział niewinnie zaplatając ręce z tyłu pleców.

- Skoro tak nas nienawidzisz, to czemu pomogłaś Cayde 'emu, Arniemu i Keizalowi? - zapytał przypatrując mi się uważnie.

Nie odpowiedziałam. W sumie sama nie wiedziałam, dlaczego tak dokładnie im pomogłam. Może dlatego, że liczyłam na łupy? Instynktownie? Z dobrej woli? Nie wiedziałam.

- No właśnie - tytan pokiwał głową. - Teraz my chcemy ci pomóc, więc pozwól, że zabierzemy cię do Wieży. Gdy tylko dojdziesz do siebie, będziesz mogła iść w swoją stronę. To co, umowa stoi? - puścił mój nadgarstek.

- Dwa dni - powiedziałam po chwili milczenia. - Dwa dni, nie więcej. Gdyby się jednak okazało, że muszę zostać dłuże,j to ucieknę i tyle mnie będziecie widzieć - dodałam chowając mój rewolwer.

- Oczywiście - powiedział rozpromieniony Keizal. - No dobrze Arni...

- A może to być Shaxx? - jęknął błagalnie. Chociaż wiem już jak się nazywa ten drugi tytan. - Nie chcę mieć po drodze odstrzelonej głowy...

- No niech ci będzie... - westchnął Shaxx. Już się przymierzał, aby wziąć mnie na ręce, ale gwałtownie zaprotestowałam.

- Nie, nie, ja sama wstanę!

- Jesteś pewna? - zapytał Keizal. - Dasz radę iść?

- Jak widzisz, mam nogi, nie jestem kaleką, więc pójdę - powiedziałam dźwigając się z ziemi, oszczędzając drugą rękę.

Starszy tytan zaśmiał się.

- Uważaj, byś nie przeceniła swoich sił.

Prychnęłam, ale nic nie powiedziałam. Po chwili stałam chwiejnie na nogach. Keizal mnie podtrzymał i powoli zaczęliśmy schodzić do statku.

Ogólnie zeszliśmy sprawnie, tylko po drodze poślizgnęłam się na kamieniach, ale Keizal trzymał mnie mocno za zdrowe ramię, dzięki czemu nie upadłam. Gdy znaleźliśmy się na statku, który leniwie leciał w stronę Wieży, Keizal stwierdził, jak podejrzewałam, że mam wybity lewy bark i złamanych kilka żeber.

- Coś mi się zdaje, że będziesz musiała zostać na dłużej - powiedział Shaxx oglądając moje wybite ramię.

Zdjęłam kurtkę, reszta moich broni leżała obok mnie.

- Nie zamierzam - mruknęłam. - Już wiele razy miałam połamane żebra, wybite ramiona, więc poradzę sobie i z tym.

Strażnicy pokręcili jednak głowami. Siedzący obok mnie tytan wstał.

- W Wieży nastawię ci bark, by nie ryzykować gwałtownych wstrząsów.

- A poza tym już jesteśmy na miejscu - dodał Arni, wskazując na okienko znajdujące się za mną.

Odwróciłam, lekko krzywiąc się z bólu. Rzeczywiście już lądowaliśmy na lądowisku w Wieży. Po raz pierwszy od bardzo dawna sparaliżował mnie strach przed ludźmi.

Taki trochę krótki rozdział, ale i tak mam nadzieję,  że się spodobał ;)

Destiny Ścieżki PrzeznaczeniaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora