Na lądowisku zebrała się chyba cała Wieża. Byli chyba tam wszyscy Strażnicy, którzy nie mieli jakiejś misji, by zobaczyć, kim jestem. Nadal podpierałam się na Keizalu i jednocześnie rzucałam we wszystkie strony spłoszone, jak i wrogie spojrzenia. Arni wprawdzie mówił, żeby wszyscy wracali do siebie i nie robili zamieszania, ale jakoś nikt kwapił się, aby się rozejść. Wszyscy przyglądali mi się z zainteresowaniem. Warknęłam cicho tak, by nikt nie słyszał. Nienawidziłam być w centrum uwagi.
Nagle z naprzeciwka przyszła owa trójka, o której mówił mi Keizal, czyli Zavala, Ikora i Cayde. Zavala patrzył na mnie bez emocji, albo doskonale potrafił je maskować, Ikora z zainteresowaniem pomieszanym ze współczuciem, a Cayde z rozbawieniem.
- A zatem to ty przywiozłaś naszą zagubioną trójkę - pierwszy odezwał się tytan, splatając ręce na piersi.
Skinęłam głową, potwierdzając. Nie zamierzałam mówić więcej niż to było konieczne.
- Co spowodowało upadek śmigłowca? - zapytała Ikora, poprzedzając Zavalę.
Wzruszyłam ramionami, lekko krzywiąc się.
Gdy Zavala miał zamiar ponownie się odezwać wtrącił się Cayde.
- Zavala, daj jej spokój. Przecież widzisz, że ledwie trzyma się na nogach i jeszcze musi się z tobą użerać. Dla mnie to byłby koszmar - dodał, a kilku Strażników zaśmiało się, ja zaś lekko się uśmiechnęłam.
- Dobrze - mruknął. - Porozmawiamy później, ale najpierw oddaj broń - rozkazał.
- Nie.
- Słucham? - wydawał się niedowierzać, słysząc moją odmowę.
- Powiedziałam: nie - powtórzyłam zimniejszym tonem.
- Wiesz, że to jest niesubordynacja?
- Nie należę do was i nigdy nie będę należeć, więc mnie to nie dotyczy...
- Nigdy nie mów nigdy - wtrącił Cayde.
- Słuchaj Zavala - wtrącił Shaxx zapewne czując, że napięcie sięga zenitu. - Jako, że Falka jest tylko do czasu, kiedy wyzdrowieje, więc lepiej niech zatrzyma swoje rzeczy przy sobie.
- Właśnie dla zachowania bezpieczeństwa innych, wolę przechować jej broń w bezpiecznym miejscu - powiedział naciskając na słowo: przechować.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Czułam niemałą satysfakcję, że boi się mnie nawet sam Naczelnik.
- Nie będę się z wami bawił - mruknął pod nosem. - Duch, zabierz jej całą broń - rozkazał swojemu towarzyszowi.
Zanim zdążyłam się sprzeciwić, nie miałam już nic do obrony ani ataku. Nie miałam nawet noża harcerskiego, który zawsze trzymam u boku.
Myślałam, że mnie krew zaleje. Wyrwałam się trzymającemu mnie Keizalowi i pomimo promieniującego bólu w klatce piersiowej i w ramieniu, rzuciłam się na Zavalę z żądzą mordu i ogniem w oczach. Pewnie źle by się to dla mnie skończyło, gdyby Shaxx mnie nie powstrzymał. Złapał mnie w tali i odciągnął szarpiącą się, wrzeszczącą różne przekleństwa we wszystkich językach, jakie znam.
- O tym właśnie mówię - powiedział Zavala, patrząc na mnie z pogardą.
Przepędził wszystkich Strażników, którzy byli na lądowisku, a Keizala i Arniego wezwał do siebie. Po niecałej minucie zostałam sama z Shaxxem, a gdy wszyscy wyszli, w końcu mnie puścił. Nie miałam sił, więc po prostu osunęłam się na ziemię.
- Nienawidzę go... I wy się jeszcze dziwicie, dlaczego nie chcę należeć do was... - mówiłam głosem zimniejszym niż najzimniejsza noc na najdalszej północy.
- Powiem szczerze, że się nie dziwię - powiedział ponuro. - No dobrze, chodź do punktu medycznego, trzeba cię opatrzyć i ktoś musi cię pilnować żebyś nie zrobiła sobie krzywdy.
Skinęłam głową, a tytan pomógł mi wstać i ruszyliśmy w głąb siedziby Strażników.
Gdy tak szliśmy przez Wieżę, Shaxx opowiadał mi gdzie, co jest, witał się serdecznie z mijającymi nas Strażnikami, a ja cały czas milczałam. W pewnym momencie dostrzegłam coś, co przykuło moją uwagę. Odłączyłam się od tytana i ruszyłam w tamtą stronę, ale zderzyłam się z przechodzącym Strażnikiem. Przez chwilę byłam pewna, że mój kręgosłup przywita się z podłogą i nawet odruchowo zamknęłam oczy. Zamiast podłogi poczułam jak czyjeś ręce oplatają się na moich plecach i tali, i przyciągają bliżej tego, który mnie złapał.
Gdy otworzyłam oczy moja twarz znajdowała się w niewielkiej odległości od czarnego hełmu, pozbawionego jakichkolwiek zdobień, ze skośną, czerwoną szybką. Po chwili jedną ręką ściągnął sobie hełm i złapał mnie jak poprzednio. To był Exo, który był magiem. Miał fioletowe optyki, na twarzy dominowały kolory zieleni i czerwieni z domieszką czarnego, brązu i srebrnego. Kątem oka zobaczyłam, że ma czerwony płaszcz z zielonymi krawędziami i z czarno-srebrnymi naramiennikami, na jednym z nich był złoty znak klasy magów.
- Cóż za niezwykle piękna istota wpadła me ramiona - powiedział po chwili milczenia, lekko się przy tym uśmiechając.
Zarumieniłam się spuszczając wzrok. Byłam łagodnie mówiąc zaskoczona. Nie spodziewałam się takich słów, skierowanych tym bardziej do mnie. Przez chwilę otwierałam i zamykałam usta w zdumieniu. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Mag zaśmiał się i pomógł mi stanąć normalnie, ale nie puścił. Tymczasem Shaxx podszedł i śmiejąc się, poklepał maga po ramieniu.
- Widzę, że już poznaliście się. Falka to jest Senil, Senil nasz gość Falka.
Senil ponownie się zaśmiał i w końcu mnie puścił.
- Niezmiernie miło mi cię poznać - powiedział, po czym ujął moją dłoń i pocałował delikatnie, powodując u mnie większe oszołomienie i rumieńce. Znowu zaśmiał się. - A gdzie idziecie?
- Do punktu medycznego - odparł Shaxx.
- A co się stało? - czyżbym wyczuła w jego głosie troskę?
- Wybite ramie i połamane żebra - odpowiedziałam
Senil pokręcił głową cmokając.
- Kiepsko - mruknął, a potem zwrócił się do Shaxxa. - Eris cię szuka. Mówi, że masz jej pomóc w jakieś sprawie.
Shaxx jęknął.
- Nie mogę teraz iść. A kto będzie jej pilnował?
Przewróciłam oczami, jakbym sama nie mogła o siebie zadbać. Inna sprawa, że ja w ogóle nie znam Wieży.
- Ja mogę - powiedział mag.
- Na pewno? - tytan spojrzał na niego uważnie. - Zapewne słyszałeś, co się działo na lotnisku.
- Trudno było nie słyszeć - zaśmiał się. - I jestem pod wrażeniem. Mało kto jest zdolny, pomimo ran, rzucić się na naszego Naczelnika - spojrzał na mnie z uznaniem.
Uśmiechnęłam się lekko. Nie spodziewałam się, że komuś się to spodoba, wręcz przeciwnie, byłam pewna, że wszyscy będą podchodzić do mnie jak pies do jeża.
- Dlatego chętnie cię zastąpię przyjacielu - powiedział, biorąc mnie pod zdrowe ramię.
- No dobrze - mruknął Shaxx z lekkim powątpiewaniem. - Tylko nie rób nic głupiego - powiedział do mnie pół żartem, pół serio.
Skinęłam głową. Jak nikt nie będzie mnie wkurzał to nic nie zrobię, powiedziałam sobie w myślach. Po chwili zostaliśmy sami.
- To, co piękna, idziemy?
Ale ze mnie buntownik XD
YOU ARE READING
Destiny Ścieżki Przeznaczenia
FanfictionMam na imię Emilia, ale mówią na mnie Emi albo Falka. Mieszkam w starej bazie wojskowej w Polsce - ostatnim kraju, który popadł w ruinę. Wszystko toczy się swoim rytmem aż do pewnego dnia...