Prolog

6K 139 2
                                    

Zamrugałam oszołomiona. Rozejrzałam się dookoła, lecz nie wiedziałam, gdzie jestem i jak tu trafiłam. W głowie miałam pustkę. Ostatnie co pamiętałam to moment, gdy wracałam wieczorem do swojego mieszkania i nagle usłyszałam dziwny hałas. Odwróciłam się i... Nie wiem, co się stało. Nie czułam żadnego bólu - dobry znak. Podniosłam się z kanapy, na której leżałam i spojrzałam na swoje odbicie w pięknym zdobionym lustrze wiszącym na ścianie tuż obok. Wyglądałam zupełnie normalnie. Żadnych śladów, a jedynie lekko pognieciona koszula. Dziwne to wszystko. Nasłuchiwałam jakiś dźwięków, lecz bezskutecznie. Panowała absolutna cisza. Pokój, w którym się znajdowałam wyglądał całkiem zwyczajnie, łóżko przy oknie, beżowe ściany, białe zasłony i w rogu szafa. Wszystko było mdłe i takie nijakie. Dostrzegłam dwoje drzwi, pierwsze prowadziły do małej łazienki. Z lekkim wahaniem otworzyłam te drugie. Moim oczom ukazał się długi korytarz, a na końcu winda. Byłam w hotelu. Ale co ja tu właściwie robię​? Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie mam telefonu. Musiałam zgubić. Skierowałam się na parter do recepcji, tam muszą coś wiedzieć. Ujrzałam młodego chłopaka przy kontuarze. Próbowałam się uśmiechnąć, żeby ewentualnie więcej informacji z niego wyciągnąć, ale natłok emocji jaki panował w mojej głowie mi to uniemożliwił. Wzięłam głęboki wdech i już chciałam się odezwać, jednak w tym momencie ujrzał mnie recepcjonista i z wielkim uśmiechem powiedział:

- Dzień dobry Pani Sharon. W czym mogę pomóc?

Zamurowało mnie. Skąd on znał moje nazwisko? Przecież ja go pierwszy raz na oczy widzę. Mike, bo takie imię widniało na jego plakietce, widząc moje zmieszanie posłał mi niepewny uśmiech. 

- Czy wszystko w porządku? Źle się Pani czuje? Przynieść wody? - teraz patrzył z niepokojem. Otrząsnęłam się szybko z szoku i jeszcze raz rozejrzałam dookoła.

-Nie trzeba, nic mi nie jest. - uspokoiłam chłopaka. - Wiem, że to trochę dziwne, ale możesz mi powiedzieć jaki mamy dzisiaj dzień?

- Czwartek – odrzekł bez mrugnięcia okiem. W myślach obliczyłsm, że ostatnie moje wspomnienia pochodzą z wtorku. Co się zatem działo przez te zagubione niespełna dwa dni? Dobre pytanie. Musiałam się dowiedzieć, co tu się zdarzyło, więc postawiłam na szczerość.

- Mike, czy wiesz jak ja się tu znalazłam? I co to w ogóle za miejsce?

Recepcjonista spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale nie skomentował tego pytania. Powiedział tylko:

- Przyjechała Pani we wtorek późnym wieczorem, razem z Panem Graysonem,oczywiście.

Jakim Panem Graysonem? Boże, co tu się stało? Mam totalny mętlik w głowie. Nie chciałam pokazywać, że nie mam pojęcia o czym on mówi, więc tylko zapytałam:

- A gdzie jest Pan Grayson?

- Wyjechał dzisiaj wczesnym rankiem. Pokój jest opłacony do jutra, więc proszę się nie martwić.

Łatwo powiedzieć - pomyślałam. W co ja się wpakowałam? Kim jest ten Grayson i co ja mam z nim wspólnego? To jakieś wariactwo. Nagle sobie uświadomiłam, że powinnam zadzwonić do Marco. On się na pewno o mnie martwi.

- Pan Grayson prosił żeby to Pani przekazać – Mike podał mi kopertę. Byłam ciekawa, co skrywa się w środku, jednak najpierw chciałam się stąd wydostać.

- Mike, czy mógłbyś wezwać mi taksówkę? - poprosiłam jak gdyby nigdy nic, jakby wszystko było w porządku, gdy tak naprawdę nic już nie wiedziałam i czułam się jakby to było jedno wielkie nieporozumienie.

- Oczywiście Pani Sharon. Za 10 minut podjedzie kierowca. Czy coś jeszcze mogę dla Pani zrobić?

- Dziękuję Ci bardzo. Dalej już sobie poradzę sama. Do widzenia Mike.

Czekając na taksówkę zauważyłam, że hotel nosi nazwę Magic Hotel. No faktycznie – to jakaś magia i tylko czary mogły sprawić, że nie ogarniam, co się ze mną ostatnio działo...

Po czterdziestu minutach byłam pod swoim mieszkaniem. Było już późne popołudnie, a ja czułam się zmęczona, głodna i zdezorientowana. Weszłam po schodach na drugie piętro i otworzyłam drzwi mieszkania. Klamka na szczęście ustąpiła, oznaczało to, że Marco jest w środku. Nabrałam powietrza do płuc i przekroczyłam próg salonu. Moje mieszkanko znajdowało się na obrzeżach miasta, było małe, klitka trochę, ale sama za nie płaciłam, więc byłam z tego dumna i nie narzekałam. Jak tylko Marco usłyszał moje kroki zjawił się przede mną i z furią w oczach wrzasnął:

- Gdzieś ty się kurwa szlajała tyle czasu?

Nie spodziewałam się aż takiej reakcji. Wiedziałam, że facet jest porywczy i nie przebiera w słowach, ale żeby aż tak? Nie miałam jednak siły na kłótnie, więc wolałam spokojnie mu wszystko wyjaśnić.

- Uspokój się. Ja tylko... - nie dał mi dokończyć tylko zamachnął się i uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej twarzy. Wzdrygnęłam się przerażona, bo nigdy dotąd się tak nie zachowywał. Zrobiłam kilka kroków w bok, żeby być poza zasięgiem jego rąk. Marco znów spojrzał na mnie i z pogardą krzyknął:

- Ty szmato! Znowu znalazłaś sobie jakiegoś frajera, z którym się puszczasz za moimi plecami? Myślisz, że nie wiem jaka łatwa jesteś?

Zrobiło mi się słabo. Nigdy go nie zdradziłam. Zawsze zgadzałam się na wszystkie jego pomysły, odkładałam własne marzenia, żeby go nie zranić i nie zawieźć. Jeszcze godzinę temu myślałam, że opowiem mu, co mi się przytrafiło, a on pomoże mi znaleźć jakieś rozsądne wyjaśnienie i rozwiązanie. Co się do cholery dzieje? Mam wrażenie, że wszystko od momentu przebudzenia w hotelu jest jakimś złym snem. Nie poznaję własnego życia. Zamrugałam w nadziei, że gdy otworzę na nowo oczy to wszystko wróci do normy, ale tak się nie stało. Z natury jestem dość uległa, nie lubię otwartych sporów, wolałam poczekać aż emocje opadną, dlatego ostatni raz spojrzałam na Marco i poszłam do swojej sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i padłam załamana na łóżko.​

Ze snu wyrwał mnie huk za oknem, to gałąź rosnącego pod blokiem buka uderzyła w szybę. Wiał silny wiatr i zacinał deszcz, znak nadchodzącej jesieni. Zdezorientowana uchwyciłam fragment snu, który jeszcze przed momentem rozgrywał się pod mymi powiekami. Ujrzałam mężczyznę. Miał bardzo przenikliwe szare oczy. Wręcz czułam to palące spojrzenie. Przeszyły mnie dreszcze. Po chwili wizja ta rozpłynęła się, jakby wcale jej nie było. Nie pamiętam nic więcej. Co się ze mną dzieje​? Masakra jakaś. Leżałam tak wsłuchując się w dźwięki uderzających o szkło kropli deszczu przez dłuższy czas, aż nagle przypomniałam sobie o kopercie wciśniętej do kieszeni jeansów. Wstałam cicho i zapaliłam lampkę nocną. Pogrzebałam chwilę i znalazłam. Wyjęłam małą karteczkę, na której mocnym twardym pismem skreślone były słowa:

„Od teraz jesteś moja.

Nie zapominaj o tym. Nigdy.

Zawsze będę blisko."

Co do cholery? Ktoś sobie ze mnie jaja robi, jak nic. Tylko kto? Wspominając rozmowę z Mike'em postanowiłam poszperać w sieci, szukajac czegokolwiek na temat „Pana Graysona", może jak raz.

Wyjęłam laptopa spod łóżka i wstukałam nazwisko w wyszukiwarkę. No i buuum. Jak ja mam tu coś znaleźć​? Wyników pełno, skąd mam wiedzieć, o którego chodzi? Spróbowałam ponownie dodając nazwę miasta. Nic. Mike wspomniał, że musiał wyjechać, ale dokąd? On wcale nie musi mieszkać w okolicy. W tej chwili może być gdziekolwiek, w innym kraju, może nawet kontynencie. To bez sensu. Powinnam pewnie pogadać z chłopakiem z hotelu, może powie mi coś więcej, jak wygląda, ile ma lat, czy coś... Ale jak niby mam tam iść i powiedzieć, że co​? Porwali mnie? Nie wiem co robiłam i nawet nie wiem z kim? Co to to nie. Tak właściwie nic się nie stało. Nic mi nie jest i to najważniejsze. Lepiej zapomnieć i żyć dalej jakby nigdy nic się nie wydarzyło.



Przebudzenie (cz.1.)Where stories live. Discover now