Rozdział 29.

1.7K 64 0
                                    


- Jako dziecko uwielbiałem tu przebywać. W sensie w mieście, w tym domu, ale i w tej chatce również. Przeprowadziliśmy się tu, gdy miałem jakieś 10 lat. Posiadłość należała do dziadka, ojca mamy. Po jego śmierci mama odziedziczyła ten dom, a ciocia Rose, matka Aidena, zamieszkała w drugim domu, nad morzem. Dziadek był dość zamożnym człowiekiem, miał fabrykę włoskich mebli. Dosyć słabo go znałem, zawsze był bardzo zapracowany i brakowało mu czasu dla rodziny. Zamieszkaliśmy tu we troje, ja, moja mama i tata. Wiedliśmy szczęśliwe życie, rodzice bardzo się kochali. Mój tata też był strażakiem. To głównie dlatego chciałem iść w jego ślady. - mówił głosem nasyconym emocjami. Myślami znowu błądził w przeszłości. - Mama była pisarką, spędzała każde popołudnie siedząc na tarasie, otulona kocem i z filiżanką kawy w ręce. Godzinami wsłuchiwała się w dźwięki natury mówiąc, że to właśnie z niej czerpie wenę i natchnienie do pisania. Była wspaniałą mamą. Była pełna życia i miała wiele świetnych pomysłów. Uwielbiała też gotować, zawsze czekała aż tata wróci z pracy i wtedy razem jedliśmy kolacje. Byłem szczęśliwym dzieckiem. Gdy miałem 15 lat zdarzył się wypadek. Mama pojechała na zakupy do miasta i wtedy jakiś początkujący kierowca wjechał w jej samochód. Nie miała szans. - Przerwał swą opowieść, a ja ze łzami cisnącymi się do oczu, oparłam głowę o jego ramię. Nie chciałam go rozpraszać, czułam, że tego właśnie potrzebuje, że musi wreszcie podzielić się z kimś swoimi zmartwieniami. Chciałam być tą osobą. Chciałam żeby on mi też ufał, tak jak ja zaczynałam ufać jemu. - Od tego czasu wszystko się zmieniło. Zostaliśmy z ojcem sami. Dwóch zagubionych chłopców, którzy bez tej jednej kobiety zatracili sens życia. Ojciec jeszcze bardziej poświęcił się pracy. Ja skupiłem się na nauce, wkrótce wyjechałem na studia. Zawsze pozostaliśmy jednak w bliskich kontaktach, ale każdy z nas inaczej przeżywał stratę.

- Gdzie jest teraz Twój tata? - wtrąciłam nieśmiało. Nie byłam pewna, czy Liam będzie chciał odpowiadać na moje pytania.

- Zginął nieco ponad rok temu. Był już emerytowanym strażakiem, ale w sąsiedztwie jego mieszkania wybuchł pożar. Ratowanie ludzi było celem jego życia, nawet się nie wahał, tylko od razu ruszył do akcji. Akurat do niego jechałem, gdy się dowiedziałem. Tego dnia również nie pełniłem służby, ale nie mogłem pozwolić by sam na własną rękę, jeszcze przed przyjazdem chłopaków z bazy ratował tych ludzi. Był uparty. - zaśmiał się, ale w jego głosie nie było ani krzty wesołości.

- Przynajmniej wiadomo po kim to odziedziczyłeś. - dodałam z delikatnym uśmiechem, jednak Liam nie zwrócił na to żadnej uwagi.

- Gdy wpadłem tam to jeden pokój cały zajęty był przez ogień. Do drugiego dopiero się wdzierał. Niespodziewanie zawaliła się płonąca belka, która przygniotła tatę. Widziałem to. Widziałem jak mój tata umiera. A umierając i tak najważniejsze dla niego było uratowanie tych ludzi. W pożarze tego mieszkania zginęły dwie osoby, mężczyzna i nastolatka. Przeżyła tylko jedna młoda kobieta. Sonia. - i zamilkł.

Siedziałam roztrzęsiona. Nie miałam o tym pojęcia. Czy to właśnie to wydarzenie śniło się Liamowi po nocach? Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Nie znalazłam słów, które oddałyby to, co czułam w tym momencie. Nie wyobrażałam sobie nawet, co musiał czuć ten siedzący koło mnie załamany chłopak, który stracił oboje rodziców. Cóż to za niesprawiedliwość. Objęłam go ramionami, chciałam dodać mu otuchy, a tak naprawdę to on dodawał siły mi. Siedzieliśmy wtuleni w swe ciała, pogrążeni w ciszy i własnych myślach. Czas mijał niezauważenie, a my słuchaliśmy tylko bicia naszych serc.

Wróciliśmy do domu, gdy zaczynało zmierzchać. Oboje byliśmy wyczerpani, nie czuliśmy nawet głodu, więc zrezygnowaliśmy z obiadu, czy raczej kolacji. Liam odprowadził mnie pod drzwi mojej sypialni i wyszeptał:

- Dziękuję – pochylił głowę, bo chciał mnie jak zawsze złożyć pocałunek na mym czole. Idąc za głosem serca, uniosłam ku niemu głowę tak, że jego ciepłe usta spoczęły na moich. Wreszcie. Zamarliśmy w bezruchu na czas jednego oddechu. Patrzyliśmy sobie w oczy, które mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Odsunęliśmy się od siebie, więc odpowiedziałam:

- To ja Tobie dziękuję, Liam. - może to głupio zabrzmi, ale cieszyłam się. Byłam szczęśliwa i nie dlatego, że wreszcie poznałam smak jego pocałunku. Radowałam się, bo czułam, że Liam tym wyznaniem oddał mi kawałek siebie. To dla mnie znaczy więcej niż wszystko inne, co czułam do tej pory.

Przebudzenie (cz.1.)Where stories live. Discover now