Rozdział 55

1.3K 70 12
                                    


„Nie ma prawdy bez kłamstwa. Nie wszystko mogę ci wybaczyć, ale czasem jest szansa. (...)Co czujesz gdy zawodzą ci, za których dałbyś uciąć ręce? Co czujesz, gdy kochana ci kobieta mówi: nigdy więcej?"

***

Była 11.40, gdy nadeszło kolejne wezwanie. Zebranie tak wcześnie? Śmierciożercy aportowali się przed Riddle Manor, gdzie czekał już na nich Czarny Pan.

- Odwiedzi nas dziś wyjątkowy gość – powiedział Lord Voldemort na wstępie.Jego słowa zaintrygowały wszystkich. – i zostanie z nami na dłużej. Macie traktować go z szacunkiem tak, jak mnie i Christophera. Zrozumiano?

Rozległ się zbiorowy pomruk potwierdzenia. Kolejne minuty mijały w milczeniu. O 12 znikąd kilka centymetrów nad ziemią pojawił się mały obłok.Kurczył się powoli aż wyglądem zaczął przypominać kwiat. Po chwili zmienił się w białą lilię unoszącą się półtora metra nad ziemią. Tom uśmiechnął się do siebie i chwycił kwiat. Ponownie pojawił się obłok, tym razem większy. Powoli i dostojnie wyszła z niego kobieta.

- Witaj ponownie, Abigail – powiedział Tom podając kobiecie lilię. – Cóż za efektowne wejście.

Egipcjanka roześmiała się melodyjnie. Mimo chłodu miała na sobie ten sam złoty strój, co przyciągało uwagę wszystkich mężczyzn.

- Oh, jak zawsze uroczy, Tom... – podeszła do Czarnego Pana i pocałowała go w policzek. W ten sam sposób przywitała się z Chrisem, który wyraźnie był zachwycony z tego powodu.

- Moi wierni śmierciożercy – wskazał ręką kilkanaście ubranych na czarno postaci. – To jest Abigail. – zwrócił się do swoich popleczników. – Nasze wsparcie – na powrót spojrzał w stronę kobiety.

- Będziemy tu tak stać? – ponownie się roześmiała. – Odeślij tych ludzi do swoich domów, niech odpoczną, pewnie nie dajesz im wytchnienia. A ty zajmij się mną – uśmiechnęła się zalotnie.

- Oczywiście, moja droga – również się uśmiechnął. Spojrzał na śmierciożerców. – Możecie odejść, ale bądźcie gotowi na kolejne wezwanie.

Wszyscy posłusznie się skłonili i ciszę wypełniły trzaski teleportacji. W ogrodzie zostały tylko 4 osoby. Tom zaoferował ramię Abigail, a ona chętnie je przyjęła. Razem weszli do domu. Chris szybko poszedł za nimi. Nikt nie zwrócił uwagi na Hermionę, która obserwowała ich zmrużonymi oczami. Westchnęła i powoli podążyła w stronę dworu. Cicho otworzyła drzwi i weszła do holu. Z salonu dobiegał śmiech Abigail i Toma. Hermionie zrobiło się przykro. Zapomniał o niej. Od zaręczyn prawie się do niej nie odzywał. Poszła do siebie i usiadła na parapecie. Poczuła się samotna, jak nigdy dotąd. Tom, Chris i Abigail siedzieli w salonie i dobrze się bawili, a ona była tutaj sama. Nikogo nie obchodziła.Wpatrzyła się w okno. Nie wiedziała ile tak siedziała, ale ssanie żołądka przypomniało jej o obiedzie. Nie miała ochoty schodzić na dół, ale przemogła się. Strój śmierciożercy zmieniła na jeansy i luźną bluzkę. Zeszła do jadalni,już tam byli. Stół był obficie zastawiony.

- Spóźniłaś się. Wiesz, że obiad jemy o 13. – rzucił Lord Voldemort ostrym tonem. Hermiona nie wierzyła własnym uszom. Pozostało jej tylko dostosować się do nowej sytuacji i jego gierek.

- Daj spokój, Tom. To tylko kilka minut – nieoczekiwanie Abigail stanęła wjej obronie.

- Wybacz, Panie. To już więcej się nie powtórzy – Hermiona skłoniła się z szacunkiem. Zignorowała swoje stałe miejsce obok Toma i zajęła puste krzesło przy Chrisie. Mężczyzna zmarszczył brwi.

- Kim jesteś? –Abigail wydawała się nią zainteresowana. Z odpowiedzią pospieszył Czarny Pan.

- Oh, to tylko jedna z moich śmierciożerczyń. Hermiona Granger.

Oczy Twe tak pragnęły czułościDonde viven las historias. Descúbrelo ahora