Rozdział 71

1.2K 61 8
                                    


„Zgasło wszystko. Blady świt odebrał przyszłość. Fikcję zmienił w rzeczywistość."

***

Obudziła się, gdy tylko pierwszy z promieni wstającego słońca zaświecił jej prosto w twarz. Tak jak przewidywała, dzień zapowiadał się pięknie. Zegar w celi wskazywał 6. 27. Zostało im niecałe 6 godzin. Tom jeszcze spał. Wpatrzyła się w niego starając się wyryć jego twarz w swojej pamięci. W czasie snu zniknęły wszystkie ślady zaniepokojenia, jakich Hermiona doszukała się w jego obliczu za dnia. Poruszył się nerwowo. Najwyraźniej jego sen też dobiegał końca. Powoli otworzył oczy mrużąc je od słońca wpadającego do celi.

- Dzień dobry, maleńka – głos miał przyjemnie ochrypnięty od snu.

- Dzień dobry. – dopiero teraz uświadomiła sobie jak wiele znaczą dla niej te słowa kiedy wie, że słyszy je po raz ostatni.

- Dawno wstałaś? – Tom usiadł i ukrył na chwilę twarz w dłoniach.

- Nie, przed chwilą.

- Boisz się?

- Chyba tak.

- Chyba?

- No tak. Właściwie to dobrze, że zginiemy razem. Nie muszę żyć bez ciebie. Nie wyobrażam sobie jakby to było.

- Dokładnie tak jak wtedy, gdy jeszcze się nie znaliśmy.

- Wydaje mi się jakby to było w innym życiu.

- Minął zaledwie rok.

- Jeden rok dokonał rewolucji w moim życiu. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę miała okazję zaznać takiego szczęścia.

- To, że zginiesz za kilka godzin nazywasz szczęściem?

- Tom, wiesz o co mi chodzi.

- Tak, tak, maleńka. Chodź do mnie – rozłożył ramiona, by Hermiona mogła się przytulić.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też.

- Oszczędźcie mi tego widoku – powiedział ktoś głosem pełnym obrzydzenia. – Ktoś do was przyszedł. – z cienia wyszła dość wysoka postać ubrana w ciemne szaty. Hermiona rozpoznała gościa bez trudu.

- Harry! Co ty tutaj robisz?

- Jak to co, Miona. Musiałem się z tobą zobaczyć. Z wami –poprawił się patrząc na Riddla i skinął do niego głową. Tom odpowiedział tym samym. Hermiona przytuliła się do Harry'ego.

- Udało ci się wtedy, Potter? – Czarny Pan był autentycznie ciekawy.

- Tak. Dziękuję za pomoc.

- Nie ma sprawy. A co teraz?

- To mnie kazali to zrobić – popatrzył na Hermionę z wzrokiem przepełnionym bólem.

- Dlaczego? – Tom zareagował pierwszy.

- Dumbledore twierdzi, że jeśli was zabiję to będzie ostateczne zwycięstwo Chłopca, Który Przeżył. Zyskam prestiż, a rodzice uspokojeni waszą śmiercią zaczną przysyłać coraz więcej dzieci do Hogwartu. Dyrektor liczy też na to, że dzięki temu Beuxbatons i Durmstrang upadną z braku kandydatów. Głupi starzec.

- Zgodziłeś się?

- Oczywiście, że nie – żachnął się Harry.

- NIGDY nie zabiłbym przyjaciółki ani nikogo, kto jest dla niej ważny. No, przynajmniej nie z własnej woli. Hermiona, widziałem cię na pogrzebie.

- Byłeś? – wspomnienie tamtego strasznego dnia wróciło do świadomości Hermiony.

- Tak. Można powiedzieć, że przez ostatni czas miedzy mną i Draco wywiązała się swego rodzaju więź. W każdym razie, szkoda mi go... -dokończył zawstydzony swoją szczerością.

- Miona, tak strasznie mi przykro, że tak wyszło. Czuję się okropnie.

- Daj spokój, Harry. To nie twoja wina.

- Zachowałem się jak cholerny egoista uciekając. Powinienem tam zostać i pozwolić się pojmać. Być może teraz zginąłbym razem z wami.

- Nie opowiadaj bzdur. Dobrze, że się uratowałeś.

- Życie bez ciebie już nie będzie takie samo. Poprawka: bez was. Ciągła monotonia. Próby zabicia cię to zawsze była jakaś rozrywka –zwrócił się do Toma z bladym uśmiechem.

- Vice versa, Harry.

- Harry? Już nie Potter?

- Są w życiu takie chwile, że naprawdę chcesz być przez niektórych dobrze zapamiętanym, a dawne kłótnie przestają mieć znaczenie.

- Wiesz, właściwie to nie jesteś taki zły, Voldemort.

- Och, nie, Harry. Ja jestem zły. Okropnie. Tylko teraz mam przerwę.

Hermiona obserwowała ich z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony odczuwała radość i ulgę, że w końcu mężczyźni jej życia zaczęli odnosić się do siebie w miarę normalnie, ale z drugiej była zła i czuła przejmujący żal, że to zaczęło się późno i nie może trwać tak długo, jak by chciała. Na twarzach Harry'ego i Toma równocześnie pojawiły się uśmiechy. Hermiona nie wytrzymała –przytuliła obydwóch. Harry'emu przypominało to sytuację, która miała miejsce tuż po pierwszym zadaniu Turnieju Trójmagicznego. Zmieniła się tylko scenografia i jeden z bohaterów. Wtedy przytulała jego i Rona, którzy właśnie pogodzili się po długotrwałej kłótni.

Harry został z nimi jeszcze długi czas. Rozmawiali o błahostkach, wspominali dawne czasy. Pojawił się śmiech i łzy. Tom wyłączył się pod koniec rozmowy. Do jego serca nieproszona wkradła się cicha nadzieja, że być może już niedługo spotka się z Anne. Nie powinien teraz o tym rozmyślać. Przecież kocha Hermionę. No właśnie, czy aby na pewno? Czy kocha ją, skoro teraz odczuwa taką euforię na myśl, że za kilka godzin może zobaczyć swoją martwą byłą? Czy rzeczywiście nie postąpił zbyt pochopnie decydując się na ślub i dając dziewczynie złudną nadzieję? Wierzyła w jego miłość, ale czy on ją kochał? Czy kiedykolwiek był zdolny kochać kogokolwiek oprócz Anne? W takim razie wystawił Hermionę na niebezpieczeństwo bezpodstawnie? Pocieszało go to, że dziewczyna nigdy się o tym nie dowie. Na pewno nie powie jej o swoich wątpliwościach. Niech umrze w przekonaniu,że on ją kocha i byłby gotów zrobić dla niej wszystko. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że gdyby pojawiła się tutaj Anne, bez znaczenia czy żywa czy jako duch, bez namysłu zostawiłby dla niej Hermionę. Wydawało mu się, że ją kocha. Cóż, z pewnością coś do niej czuł, ale czy to była miłość? Ta jedna, jedyna,do końca? Tego nie był pewien. Z zamyślenia wyrwał go głos strażnika.

- Wyjdź, Potter. Już 11. Musimy zabrać ich do Hogsmeade.

Hermiona zbladła. Harry mocno ją przytulił i ukrył swoje łzy w jej włosach. Stali tak przez dłuższą chwilę.

- Będę tęsknić, Miona. Kocham cię.

- Ja ciebie też, Harry.

Chłopak nieoczekiwanie wyciągnął rękę w stronę Riddla.

- Miło było cię poznać. Tego lepszego ciebie, Tom.

- Taaa... Sam się dziwię, że ci na to pozwoliłem, ale nie żałuję. – Czarny Pan mocno uścisnął jego dłoń.

- Do zobaczenia.

- Tak, Harry. Do zobaczenia.

Chłopak pospiesznie wyszedł z celi. W drzwiach minął się z dziesięcioma strażnikami. Wszedł Kingsley.

- Już czas.

Oczy Twe tak pragnęły czułościWhere stories live. Discover now