Rozdział 3

3.2K 145 3
                                    

„Rozpoczęło się od przypadku, od pewnego zupełnie przypadkowego przypadku, który w najwyższym stopniu mógł być i mogło go nie być."

***

Zmarznięta Hermiona wstąpiła do najbliższej kawiarni. Nie podobała jej się perspektywa powrotu do mieszkania. Wiedziała, że jest tam tylko o kilka stopni cieplej niż na dworze. Zamówiła kawę i zajęła stolik na prosto ogromnego okna wychodzącego na ulicę. Powoli zaczynało się ściemniać.Pierwsze grube krople deszczu znaczyły chodniki ciemnymi plamkami. Wkrótce rozpadało się na dobre. Hermiona westchnęła zrezygnowana. Do domu miała jakiś kilometr, ale spacer w deszczu nie przypadł jej do gustu. Usłyszała dzwoneczek oznajmiający przybycie nowych gości i odruchowo spojrzała w tamtą stronę.Mężczyzna przytrzymywał drzwi dla wchodzącej kobiety. Ta uśmiechnęła się z wdzięcznością ukazując rząd śnieżnobiałych, prostych zębów wyraźnie odróżniających się od mocno czerwonych ust. Kobieta miała na sobie czarny golf,długą do kolan, elegancką, szarą spódnicę i taki sam żakiet. Mężczyzna natomiast był ubrany w grafitowy garnitur, czarną, niedopiętą koszulę i popielaty płaszcz z postawionym kołnierzem. Hermiona dyskretnie zaczęła śledzić parę. Wywarli na niej duże wrażenie. Już od dawna nikt nie przykuł jej uwagi.Od śmierci Rona postawiła na izolację, samoumartwienie i otępienie, ale teraz musiała przyznać, że mężczyzna ten był człowiekiem, wobec którego nie można było przejść obojętnie. Sprawiał wrażenie dumnego i wyniosłego, ale w stosunku do partnerki zachowywał się uprzejmie i opiekuńczo. Grzecznie odsunął jej krzesło i sam zajął miejsce naprzeciwko niej tak, że Hermiona miała na niego doskonały widok. Para zajęła się rozmową. Mężczyzna powoli przysuwał swoją twarz do kobiety opowiadając coś,a ta raz po raz wybuchała śmiechem. Nagle jego oczy zboczyły z kierunku i spojrzały prosto na Hermionę tak, jakby wiedział, że ich obserwuje. Wyprostował się szybko w dalszym ciągu na nią patrząc. Kobieta zauważyła to i odwróciła się szukając źródła zainteresowania swojego towarzysza. Spojrzawszy na Hermionę prychnęła i uśmiechnęła się drwiąco, z wyższością. Zarumieniła się. Hermiona wyraźnie poczuła się zawstydzona faktem, że ktoś przyłapał ją na obserwacji. Wbiła wzrok w stojącą przed nią na stoliku kawę, wciąż świadoma tego, że mężczyzna przygląda jej się badawczo. Po jakimś czasie odważyła się podnieść wzrok: para rozmawiała ze sobą, ale on od czasu do czasu rzucał ukradkowe, zdawałoby się,że całkiem przypadkowe spojrzenia w kierunku Hermiony. Wpatrzyła się w strugi deszczu za oknem. Westchnęła zrezygnowana i w postanowieniu, że nie będzie dłużej odwlekać nieuniknionego, podniosła się z miejsca. Mężczyzna zrobił to samo, a zdziwiona kobieta poszła w jego ślady. Hermiona ubrała płaszcz i wyszła.

***

Postanowił, że musi działać właśnie teraz. Już wychodziła.Podniósł się z miejsca, zmuszając do tego również swoją partnerkę. Chwilowo zapomniał jakie było jej imię, ale to nie istotne. Teraz liczyła się wychodząca z kawiarni blondynka. Coś w jej osobie zainteresowało go. Tom Riddle nie był przyzwyczajony do porażek, dlatego postanowił zadziałać w pełni przekonany, że wszystko pójdzie po jego myśli. Pomógł swojej partnerce założyć płaszcz i poprowadził ją do drzwi. Z kieszeni wyjął kartkę przygotowaną dosłownie przed sekundą. Gdy mijał blondynkę, dyskretnie włożył do kieszeni jej płaszcza zmięty kawałek papieru. Nie podpisał się, ale to nie było ważne. I tak nie wiedziała jak ma na imię. Był pewny, że mimo wszystko będzie wiedziała o kogo chodzi.Upatrzył sobie kolejną ofiarę. Nie musiał się zastanawiać czym będzie się zajmował kolejnej nocy. Teraz było to oczywiste. Poczuł chłodną dłoń chwytającą jego własną. Kobieta, która przytomnie przypomniała mu, że ma na imię Caroline splotła jego palce z własnymi. Coś mówiła, ale puszczał jej słowa mimo uszu. Wyglądało na to, że kobieta marznie więc teraz zajął się tylko i wyłącznie próbami rozgrzania jej. Nie było to trudne: w jej mieszkaniu temperatura skutecznie się podniosła.

***

Hermiona włożyła ręce do kieszeni, by je rozgrzać. Temperatura nie była wyższa niż 10 stopni. Poczuła, że w płaszczu ma kartkę, której z pewnością wcześniej tam nie było. Niecierpliwie rozłożyła papier i zobaczyła krótką wiadomość napisaną pochyłym, ale eleganckim i czytelnym pismem:

Będę jutro na Ciebie czekał w tym samym miejscu i o tej samej porze. Pozwól się zaprosić na kawę.

Mimo, że liścik nie był podpisany, od razu wiedziała kto jest nadawcą. Miała dziś bliższą styczność tylko z jedną osobą. Mężczyzna,którego obserwowała w kawiarni „przypadkowo" dotknął jej przy wychodzeniu. Musiał wtedy włożyć jej tą wiadomość do kieszeni. Cóż, wyglądało na to, że miał dziewczynę więc nie było sensu dłużej zaprzątać sobie tym głowy. Wyrzuciła ten incydent z pamięci skupiając się na suszeniu włosów. Była już w swoim mieszkaniu. Nagle zadzwonił telefon. Powoli podeszła do aparatu i podniosła słuchawkę.

- Halo?

- Dobry wieczór, pani Weasley. Z tej strony Emily Brown. Dzwonię do pani, by przypomnieć, że jutro mija termin opłaty czynszu.

- Tak, wiem.

Emily Brown, sześćdziesięciopięcioletnia kobieta wynajmowała Hermionie mieszkanie w swoim bloku.

- I chciałam poinformować, że w związku z ostatnimi podwyżkami musiałam podnieść czynsz.

- Znowu? – Hermiona była zbulwersowana i przestraszona. I tak miała mało pieniędzy. Kobieta podnosiła jej opłaty średnio co 2-3 miesiące.

- Przykro mi...

- Jasne. Ile kosztuje teraz?

- 150 funtów.

- Co?! 150 funtów za 30 metrów kwadratowych? Pani chyba żartuje.

- Wie pani, ja naprawdę nie mogę pozwalać mieszkać tutaj obcym ludziom za bezcen. Jeśli nie ma pani zamiaru zapłacić czynszu, proszę poszukać sobie innego mieszkania. Do widzenia.

Rozłączyła się bez pożegnania. Hermiona westchnęła zrezygnowana. Miała jeszcze tylko 320 funtów, a wiedziała, że jeśli nie zapłaci czynszu, kobieta ją wyrzuci. Gdyby miała szukać nowego mieszkania musiałaby się narazić na dodatkowe koszty. Gdy ureguluje wszystkie rachunki i spłaci raty zostanie jej marne 50 funtów, za które musi przeżyć do końca miesiąca, a nie ma jeszcze nawet połowy. Nie ukończyła mugolskich studiów więc nie mogła liczyć na żadną pracę. Zresztą jak miałaby je skończyć, skoro opłacenie wpisowego do najtańszej uczelni i koszty pierwszego semestru zwaliłyby ją z nóg. Westchnęła raz jeszcze i weszła do kuchni. Z szafki wyjęła portfel, by odliczyć konieczną sumę. Zastanawiała się jak przeżyje do końca miesiąca. Musi znaleźć jakiekolwiek źródło dochodów. Emily Brown na pewno nie podaruje jej czynszu ze względu na trudną sytuację. Kolejny kredyt też nie wchodził w grę. Telefon rozdzwonił się po raz kolejny.

- Halo?

- Pani Hermiona Weasley?

- Tak... – jej głos był niepewny. Z doświadczenia wiedziała,że taki początek rozmowy nie wróży nic dobrego.

- Nazywam się Marc Johnson. Dzwonię do pani w sprawie męża.

- Mój mąż nie żyje od dwóch lat.

- Tak, wiem, ale to nie zmienia faktu, że był mi dłużny 5tysięcy funtów.

- S-słucham?

- Dla pani własnego dobra, proszę o zwrócenie mi tych pieniędzy jak najszybciej. Chyba, że woli pani porozmawiać ze mną inaczej. Skontaktuję się jeszcze z panią. Do widzenia.

Rozłączył się, ale Hermiona wciąż miała słuchawkę przytkniętą do ucha. 5 tysięcy funtów... Nie miała nawet pieniędzy na życie, a co dopiero na spłacenie kolejnego wierzyciela. I do tego tak duża suma... Powoli osunęła się po ścianie i usiadła wpatrując się tępo w podłogę.

Jesteś moim przeznaczeniemNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ