Rozdział 25

1.7K 95 1
                                    

To taki cios, gdy własny ojciec postanowił być dla ciebie obcym człowiekiem i usunął się z Twojego życia, zanim nauczyłeś się mówić: „tata". Słowo, które uczynił pustym frazesem, pozbawionym adresata."

***

Tom Riddle siedział w fotelu w swoim gabinecie z kieliszkiem czerwonego wina. Mimo późnej godziny nie spał. Mniej więcej co kilka minut z pokoju Hermiony dochodziły głośne krzyki. Czy tamta kobieta mówiła, że dziecko nie płacze? Zirytowany odłożył trunek i wyszedł trzaskając drzwiami. Hermiona trzymała chłopca na rękach i starała się go uspokoić, ale krzyczał coraz głośniej.

- Ciii... Przecież nic się nie dzieje. Uspokój się, proszę. – szeptała gorączkowo do Nicholasa, który nic sobie z tego nie robił.

- Mówiłem ci: to dziecko nie może tutaj zostać! – krzyk dziecka słyszany z bliska zirytował go jeszcze bardziej. Chłopiec zaalarmowany dodatkowym głosem obrócił się w ramionach Hermiony. Jego płacz stopniowo cichł, gdy patrzył w oczy Czarnego Pana. Kobieta odetchnęła z ulgą. Zaczynała boleć ją głowa.

- Dziękuję... – wyszeptała z wdzięcznością.

- Za co?

- Gdy tylko wszedłeś, mały się uspokoił.

- Bzdura! Pewnie po prostu zmęczyły go te ciągłe wrzaski. Jeśli nie umiesz nad nim zapanować, szybko się pożegnacie.

- Jak mam nad nim zapanować, skoro nie mogę go przekrzyczeć?! To ty powinieneś to robić, jesteś jego ojcem!

- Powiedziałem, że nie chcę tego dzieciaka!

Oczka chłopca wypełniły się łzami, zupełnie jakby rozumiał wszystko, co mówili dorośli. Gwałtownie objął Hermionę za szyję, patrząc wzrokiem pełnym strachu na Riddla.

- Nie bój się, nikt tutaj cię nie skrzywdzi... – Hermiona pogłaskała go uspokajająco po plecach i przytuliła odrobinę mocniej. Voldemort westchnął zirytowany.

- Pozbądź się go jak najszybciej.

- Co niby mam z nim zrobić?

- Nie wiem. Zabij go, wyrzuć na śmietnik, oddaj do domu dziecka, sprzedaj, cokolwiek. Nie chcę go więcej widzieć.

- Nie zrobię tego. Jeśli tak bardzo przeszkadza ci nasze towarzystwo, pozwól mi wrócić do mojego mieszkania.

- Nie ma mowy!

Tom Riddle podszedł blisko do kobiety. Dziecko puściło jej szyję i wyciągnęło rączki w stronę ojca. Hermiona roześmiała się.

- Chce, żebyś wziął go na ręce.

- Nigdy w życiu. Nie chcę mieć nic wspólnego z tym dzieciakiem!

Hermiona mimo protestów mężczyzny przysunęła się do niego bliżej, by Nicholas miał łatwiejszy dostęp. Chłopiec dotknął drżącą rączką szyi mężczyzny, ale nie po to, by się do niego przytulić. Dostrzegł na jego szyi błyszczący, złoty łańcuszek. Wyciągnął go i zaczął oglądać zawieszony na nim medalion. Riddle szybko wyrwał go chłopcu i szepcząc pod nosem przekleństwa, wyszedł z pokoju żegnany smutnym wzrokiem Hermiony i stłumionym łkaniem dziecka.

***

- Bezczelny dzieciak! – mamrotał pod nosem, głaszcząc Nagini i obracając w palcach medalion. – Dotykać mojego horkruksa! Mojej nieśmiertelności! – prychnął oburzony, a po chwili zamarł wpatrując się to w Nagini, to w złoty medalion ze szmaragdowym S, symbolizujący jego przodka, Salazara Slytherina. To jest to! Jak mógł wcześniej o tym nie pomyśleć? Lekarstwo dla Hermiony miał cały czas przy sobie, wcale o tym nie myśląc. A rozwiązanie było tak blisko! Hermiona wyzdrowieje, był tego pewien. Musi tylko zrobić jedną, niewielką, mało znaczącą rzecz. Zabić człowieka i stworzyć dla siebie horkruksa.

Jesteś moim przeznaczeniemWo Geschichten leben. Entdecke jetzt