Rozdział 24

2.2K 235 82
                                    

Obudziłem się w środku nocy z poczuciem, że czegoś mi tu brakuje. Spojrzałem na miejsce obok. Nie mogłem praktycznie nic dostrzec w tej ciemności, ale zdecydowanie nie ma tu Louisa. Dingo tak samo zniknął, bo już nie sapie. Panuje tu okropny zaduch i jest strasznie gorąco. Czyżby zbierało się na kolejną burzę?

Wyszedłem z chatki chwiejnym krokiem i oparłem się o małe zagrodzenie przy domku. Gdzie on może być?

Widziałem w słabym świetle księżyca przedzierającego się przez gęste chmury wgłębienia w kształcie psich łap w miękkiej ziemi, więc ruszyłem za śladami, prosto w kierunku wodospadu. Rzeczywiście byli tam oboje. Louis siedział po prostu w wodzie i zdawał się ledwie kontaktować ze światem, bo nawet nie usłyszał mnie, jak się do niego zbliżyłem.

Ściągnąłem ubrania i starając się być przy tym cicho wszedłem do wody i podpłynąłem od tyłu do niego.

- Nie teraz, Harry - jęknął cicho.

Cholera, co on taki rozpalony? Ta woda jest lodowata, a on jakby płonął!

- Dobrze się czujesz, Lou? - odwróciłem go w swoją stronę.

- Nie. Wszystko mnie boli, jest mi bardzo gorąco i po chwili zimno, i mam wrażenie, że zwymiotuję- westchnął.

Wygląda źle. Nawet bardzo. I ma gorączkę. Kurwa, przecież tu nie ma leków.
Ale Liam ma apteczkę.

- Poczekaj tutaj, zaraz wrócę, dobrze? - zapytałem, szybko wychodząc z wody.

- Nie mam siły wstać - wzruszył ramionami i położył się tak, by leżeć połową ciała w wodzie, ale by móc też oddychać. Przebiegłem się szybko do wioski i wpadłem jak burza do chatki Liama.

- Stary, wstawaj! - rzuciłem się na niego.

- Harry? - jęknął. Och, nie był sam. Zayn tez był w jego łóżku.

- Potrzebuję apteczki, Louis wygląda jak trup - sapnąłem, próbując złapać oddech.

- Nie mam już leków. Skończyły się, Harry - usiadł prosto. Na szczęście miał gatki.

- Mia zachorowała niedawno - odchrząknął Mulat.

- No i? - westchnąłem - jeśli cała wioska pomodli się o zdrowie, to nic to nie da - prychnąłem zrezygnowany.

- Nie zranił się ostatnio czy coś? Może się skaleczył jakoś drobnie? - wymamrotał Liam, podnosząc się z hamaka i podszedł do swojej torby, szukając wszędzie apteczki.

- Krab go uszczypnął - wzruszyłem ramionami - a jeśli nawet, to by było coś innego, to co to jest za choroba?

- Mógł dostać zakażenia - wyciągnął pudełko pierwszej pomocy i wysypał wszystko. - Są tylko tabletki na odporność. Nie mam nic na zbicie gorączki, którą zapewne ma - pokręcił głową i nawet zapalił pochodnię, by lepiej widzieć. - Stary, albo trzeba wysłać Horana do cywilizacji, albo liczyć na cud, że coś wziął ze sobą - zatrzasnął pudełeczko.

- Dobrze, pójdę się go zapytać - ruszyłem do swojego starego domku.

Tam zastałem spokojnie śpiącego Nialla.

- Horan. Wstawaj - zacząłem nim szarpać, aż się obudził.

- Pali się? - jęknął - co chcesz, nie oddam ci tego domku - fuknął.

- Nie o to chodzi. Powiedz, że masz leki na gorączkę - spojrzałem na niego błagalnie.

- Sprawdź, wszystko jest w torbie, szukaj sobie - ziewnął.

Tahiti 🌴 ~ Larry StylinsonWhere stories live. Discover now