-O boże. Ochroniarz-powiedział Blake, a ja zamarłam. Nie nie nie. Obawiałam się tego najbardziej. Już po nas. Złapie nas i zadzwoni po policje.
-Rozdzielamy się. Szybko-odparła Megan machając rękami.
-KTO TAM JEST!-usłyszeliśmy krzyk, potem kroki, a później zobaczyliśmy latarkę.
-Wiejemy-szepnął Blake. Ktoś złapał mnie za ręke i zaczął ciągnąć, a ja pędziłam ile sił w nogach dysząc głośno.
-Szybciej-odparł znajomy głos, a ja wiedziałam, że biegnę z Owenem. Po jaką cholerę on mnie wziął?-kurwa, Mia.
-Staram się-wysapałam biegnąc tuż obok niego.
-EJ WY!-usłyszeliśmy tym razem inny głos. Zupełnie inni.
-O co chodzi?-szepnął sam do siebie Owen.-zawsze był tu jeden ochroniarz.
-To znaczy, że...
-Tak-przerwał mi.-w tym roku jest ich dwójka.
-O ja pierdole-powiedziałam szybko, a Owen parsknął śmiechem.
-Grzeczna Mia przeklina?
-Schowajmy się gdzieś-syknęłam, a Owen zaczął mnie gdzieś ciągnąć. Adrenalina buzowała w żyłach, a serce o mało mi nie wyskoczyło z piersi. Słyszeliśmy kroki i ich krzyki. Byłam przerażona. Nogi miałam jak z waty. Nigdy się tak nie bałam.
Owen gwałtownie skręcił przez co prawie się wywróciłam, ale biegłam dalej.
-Musimy się schować-wysapałam.
-Co ty nie powiesz-warknął i pociągnął mnie w stronę jakiegoś pomieszczenia. Zamknął szybko drzwi, a ja oparłam dłonie na kolanach dysząc. Dopiero gdy chłopak zapalił latarkę zauważyłam, że jesteśmy w kantorku woźnego.
-Gdzie wy jesteście!?-usłyszeliśmy krzyk.
-Ciszej-Owen zatkał mi dłonią usta.-nie oddychaj tak głośno.
Wywróciłam oczami i odepchnęłam go od siebie.
-Co z innymi? Roxi, Megan...
-Megan sobie poradzi. Ona teraz nieźle się z nimi bawi, a Roxi na pewno jest z Tomem i teraz pewnie całują się w sali metametycznej.
-Kiedy możemy z tąd wyjść?-zadałam kolejne pytanie.
-Jak będziemy mieć pewność, że poszli-wyjrzał przez małe okienko.-jeszcze chwile. Widze jednego z nich.
Chwile byliśmy w ciszy. Owen stał przy oknie, a ja starałam się unormować oddech.
-Okey, chodź-powiedział i nie czekając na moją reakcje wyciągnął mnie z kantorka. Po woli przemierzaliśmy korytarz słysząc ciężkie kroki, ale gdzieś w oddali.
-Musimy ich znaleźć.
-Jak? Ta szkoła jest wielka.
-Damy radę. Chodź.
-EJ, WY! STÓJCIE!-krzyknął ochroniarz.
-Cholera-warknął Owen, chwycił mnie za ręke i popędził przed siebie, a ja chcąc nie chcąc musiałam biec za nim.
-POLICJA JUŻ TU JEDZIE!-krzyknął.
-Policja? O boże-zaczęłam panikować.-Owen, policja...
-Nim nam nie zrobią-uspokoił mnie i mimo, że było ciemno a korytarz oświetlały tylko latarki z telefonów to jestem pewna, ze wywrócił oczami.-nie takie rzeczy się robiło.
Biegliśmy dalej starając się zgubić drugiego z mężczyzn gdy nagle usłyszeliśmy znajomy głos.
-Puście mnie.
-Policja się wami zajmie-burknął ochroniarz.-jak drugi złapie pozostałą część to nie chciałbym być w waszej skórze.
To był Tom i Roxi! Stali obok grubego ochroniarza który nie spuszczał z nich oka.
-Musimy im pomóc-wyszeptałam.
-Wiem-warknął.-chodź, mam pomysł. Musisz mi pomóc?
-Jak?-spytałam wciąż ciężko dysząc.
-Musisz zrobić dużo hałasu, żeby ten grubas na ciebie spojrzał, a ja zajmę się resztą.
-Co? Zwario...
-Chcesz ich uwolnić?-przerwał mi, a ja pokiwałam głową.-to to zrobisz do cholery.
-Ale...
-Boże-jęknął i przetarł dłonią twarz.-przestań udawać takiej świętej zakonnicy i wreszcie zrób coś przeciw zasadom. Weź się odpręż i zabaw, a nie tylko żyjesz w strachu.
Spojrzałam na niego i pokiwałam głową.
-Okey, jak będziesz gotowa to krzycz, a ja pójdę się schować-rzucił i zniknął w ciemności. Zamknęłam na chwile oczy i wzięłam głęboki oddech.
Boże, co ja tu robię? Przecież to nienormalne!Podeszłam bliżej grubego mężczyzny i krzyknęłam:
-EJ TY!-gdy ochroniarz się odwrócił zaśmiałam się.-o tobie mówię tłusta świnio! Jakim cudem jesteś tu ochroniarzem skoro nie dąłbyś rady złapać nawet pieprzonego robaka?
-CHODŹ TU!-ryknął mężczyzna całkowicie ignorując Roxi i Toma.-policja już jedzie. Nie macie szans.
-Czyżby?-skrzyżowałam ręce, a gdy ochroniarz się odwrócił Roxi i Toma nie było.
-DO JASNEJ CHOLERY!-ryknął i zaczął za mną biec. O nie. Nie jest dobrze. Wzięłąm nogi za pas i zaczęłam pędzić. Sama. Pomagając sobie latarką w telefonie. Słyszałam ciężkie kroki ochroniarza i jak na taką nadwagę to jest dość szybki.
-STÓJ!-krzyczał, ale ja przyśpieszyłam. Serce galopowało w piersi, a oddech ledwo mogłam złapać. Byłam już cała spocona.
Byłam już strasznie zmęczona. W pewnej chwili na kogoś wpadłam i zamarłam myśląc, że to ochroniarz, ale odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam przed sobą Blake.
-Udało ci się zwiać?-spytał, a ja niezdolna do powiedzenia jakiegokolwiek słowa pokiwałam głową.-niezła w to jesteś. Gratki mała-objął mnie w talii, a ja oparłam głowę o jego klatke piersiową starając się wyrównać oddech.
-Gdzie...gdzie wszyscy?-wydyszałam.
-Wyszli. Miałem cie poszukać. Myślałem, że cie złapali. Mamy mało czasu. Policja niedługo tu będzie.
-O cholera.
-Chodź, wszyscy na nas czekają-chwycił mnie za ręke i razem pognaliśmy korytarzem.
Już po chwili znajdowaliśmy się przy otwartym oknie. Blake złapał mnie za biodra i podsadził do góry, a ja wyskoczyłam z okna i opadłam na trawę nie mogąc złapać oddechu. Blake również wyskoczył i stanął obok innych przybijając sobie piątki.
-Nieźle nam poszło.
-Było zajebiście!-pisnęła Roxi i wszyscy się zaśmiali.-Mia, wstawaj.
-Chwila-wysapałam. Poczułam jak ktoś chwyta mnie i podnosi do góry.
-Dzięki-rzuciłam do Blake.
-Niezła w to byłaś-przytulił mnie i pocałował w czubek głowy.-jestem pod wrażeniem.
-Dzięki. Chyba-wysapałam wciąż czując szybkie bicie serca.
-Ej, nie chce psuć wam gołąbeczki, ale psy zaraz się zjadą-rzucił Owen.
-Faktycznie. Szybko do auta-powiedział Blake. Gdy znalazłam się w środku oparłam się o Roxi i zaczęłam głośno dyszeć. To było coś...okropnego. Adrenalina, strach...masakra. Ale jednocześnie fajnie się bawiłam. I nie sądziłam, że to powiem, ale...było nawet fajnie. Jednak wiem, że nie zmrużę oka dzisiejszej nocy.
CZYTASZ
I need you
RomanceMia i Blake to dwa różne przeciwieństwa; Ona jest nieśmiałą, wrażliwą kujonką która jest poddana swoim rodzicom. On jest szalonym, wiecznie imprezującym nastolatkiem dla którego liczy się tylko sex i alkohol. Co się stanie gdy drogi tych dwóch różn...