Pół życia

42 2 0
                                    

--(Koral)--

Moje życie pod wodą toczyło się jak zwykle normalnie przez miliony lat wciąż tkwie na dnie morza. Był zwyczajny poranek aja jako ochroniarz raf koralowych poszedłem zobaczyć czy nic ciekawego się nie dzieje. Zwykle na powierzchni krąży legenda iż podwodą znajduj się piękna dziewczyna z rybim ogonem lecz ja nigdy takiej nie spotkałem. Jestem pół koniem i pół rybą czyli, że łeb mam koński a ogon rybi. Po całym świecie porozsypywane są  różne przedmioty i stworznia. Na mnie przypadło pół koń pół ryba.



Woda była ciepła co oznaczało, że zima przeszła po płynełem wzdłuż koralowca i miło przywitałem się z rybami tam żyjącymi. Tu w wodzie nie mam wrogów gdyż nikt mnie nie pokona. Osadziłem się niżej roślin będących domami i zabrałem się za konsumowanie trawy morskiej. Jak zwykle słona woda dodała słonego smaku do rośliny. Moja niebieska barwa lśniła w słońcu przebijającemu tafle wody. Po zjedzeniu śniadania postanowiłem wypłynąć na powierzchnie i zażyć odrobinę wiosennego słońca. Tak też zrobiłem. Od lat nic się nie działo od czasu do czasu przypływali nurkowie i swą łodzią zasłaniali słońce. spojrzałem na mój niebieski ogon po czym z lekkim wahaniem popłynołem w stronę klifu. Chwile zastanawiałem się nad moim życiem po czym do szedłem do wniosku iż przeżyłem pół mojego życia, a dziś są moje milionowe urodziny. Nagle kontem oka zobaczyłem rybę ale jakąś dziwną. Zdążyłem ujrzeć tylko jej rybi ogon gdyż po chwili zaczełem czuć słabo i spadłem z klifu. Po woli opadałem na głębokie dno morza. Po dłuższej chwili nużącego spadania zamknełem moje oczy.






Nagle otworzyłem powieki i zamrugałem nimi nerwowo. Gdy tylko zorientowałem się gdzzie tak naprawdę jestem pojawiła się przed mną biała nicość i wtedy stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Mój ogon zaczoł zamieniać się w nogi, a niebieska maść w myszaty przebłysk koloru carmello. Moja maść przypominała trochę perlino lecz różniła się od tej. Znowu zamknełem oczy i poczułem jak lekko opadam na trawę.





Usłyszałem nad sobą pisk klaczy, której nigdy w życiu nie słyszałem. Zapamiętuje dźwięki bardzo dobrze choć pod wodą było to mało przydatne.

-Vincent!-

Usłyszałem przerażony, piskliwy głos. Wszystko świetnie, ale do jasnej ciasnej nie mam na imię Vincent! Koral TO MOJE IMIĘ! Postanowiłem otworzyć oczy, zanim jeszcze mój wzrok się wyostrzył usłyszałem głosy kilku klaczy.

-On wstaje-

-Co z jego maścią!-

-Nie jest już perlino-

-Perlinowaty?-

-Mój Vincent-

Wzrok wyostrzył się, a ja ujrzałem smukłe ciała 8 klaczy. Jedna chuchała mi w szyje swoim ciepłym powietrzem, miała karą maść i białą plamę na prawej chrapie oraz skarpetkę na lewej tylniej nodze. Druga była gniada z skarpetką na prawej tylniej nodze, patrzyła na mnie swoimi piwnymi tęczówkami zatroskanym wzrokiem. Reszta klaczy patrzyła się z zaciekawieniem. Jednak jedna wyjątkowo rzuciła mi się w oczy. Jej lśniąca sierść koloru złotoszampańskiej lśniła w słońcu, a jej szmaragdowe oczy patrzyły się w prost na moje błękitne . Wstałem ociężale, a klacze odsuneły się od mnie lekko. Karuska wtuliła się w moją sierść szepcząc  nie moje imię, którym od samego początku mnie tu nazywano. Odeszłem o krok w tył i zrobiłem lekko zdziwioną minę na co kara klacz nie ukryła zaskoczenie jednak po chwili uśmiechneła się lekko w moją strone.

-Nie nazywam się Vincent tylko Koral-

Rzekłem z wielką powagą na co klacz posłała w moją stronę ogromne zdziwienie.

-Ależ Vincencie...-

-Nie jestem Vincent-

- Mówiłam Ci byś nie chodził nad morze. Tam jest ślisko.-

- Nie...-

-Ale ja jeszcze nie skończyłam. Vincent pamiętasz co tam się stało?-

Zapytała mnie troskliwym głosem lecz nie miałem ochoty na to by kto kolwiek się nad mną użalał.

-KORAL!!!!! TAK MAM NA IMIĘ!!!!!!!!-

Wykrzyknełem wkurzony po czym ciężko wypuściłem powietrze, aż w końcu odeszłem od stadka i ruszyłem w stronę wielkiej polany.

Z głębinOnde as histórias ganham vida. Descobre agora