Susza

16 1 0
                                    


~(Sorana)~

Co za idiotka z tej Aquin! Jak ona może! Powinnam już dano ją wywalić z stada, ona z pewnością zagraża Vincentusiowi. Czemu od razu tego nie zrobiłam? Eh czemu ta zdzira musi o wszystkim wiedzieć gdyby nie wiedziała łatwiej było by ja wyrzucić stąd. Postanowiłam na chwilę opuścić stado zresztą to mój Vincentuś jest tam panem razem z Malaga powinien sobie poradzić, dobrze, że ona jest mój synek nie poradził by sobie bez niej. Poszłam w stronę lasku, ale tam spotkała mnie bardzo nie miła niespodzianka. Aquin stała na szczęście odwrócona do mnie tyłem i nie zauważyła mnie. Szybko prze teleportowałam się a brzeg morza. Obejrzałam się czy nie widać Vincenta i wypowiedziałam mocne zaklęcie przez co morze uschło, a po nim pozostała tylko popękana ziemia. Vincent nie mógł tego zobaczyć, pomyślał by jeszcze, że jestem czarownicą, po części jestem. 

Popatrzyłam jeszcze a wysuszone morze i wypowiedziałam zaklęcie, dzięki któremu na moim grzbiecie pojawiły się 2 pełne wiadra z wodą. Poszłam do stada razem z wodą.


~( Koral )~

Jadłem spokojnie trawę w zacienionym lasku. Nagle poczułem się słabo, zakręciło i się w głowie po czym zaczęłem czuć ogromny ból, który przeszedł bo całym ciele. Z każdą sekunda zaczęłem zmieniać się w inne zwierzę. Raz jeż raz muchołówka i tak przez 5 minut, chyba przeleciałem całą encyklopedię zwierząt. Zaczełęm czuć szumy w uszach przez co myślałem, że zachwilę złapie nas tsunami. Spojrzałem ledwo żywy na morze, ku mojemu ogromnemu przerażeniu morze było SUCHE!!!!!!! Upadłem i jak zwykle straciłem przytomność. 

Chyba umrę, morze suche!

MASAKRA!


~( Malaga)~

Przestałam jeść  gdyż trwa nagle zrobiła się żółta i wyschnięta, a  mój Vincent zniknął. Nie miałam pojęcia gdzie on jest, ale tak w sumie nie bardzo się o niego martwiła, udawałam tylko przed Soraną, że go kocham i w ogóle te wszystkie denne gadki. Ożeniłam się z nim tylko dla tego, że jest przywódcą i żeby mi inne klacze zazdrościły, chociaż nie wiem czego tu zazdrościć, męża który potrzebuje mamusi by zrobić jeden krok. Fakt też mu pomagam, ale to dla nie poznaki. 

Naglę zobaczyłam pędzącą Soranę z wiadrami wody na grzbiecie, o dziwo woda w ogóle się nie wylewała, choć klacz pędziła nie powtarzalnym pędem.

- Morze wyschło !-

Usłyszałam z oddali. Szybko spojrzałam na wodę i tak karuska miała rację! Morzę kompletnie suche! Przed jeszcze kilkoma sekundami było pełne, a zresztą przed wczoraj padało. Jak to się mogło stać? Dlaczego? Po co? To nie mogła być matka natura, to nie możliwe. Magi przecież nie istnieję... nie? Zaczęłam mieć wątpliwości, tak jakby wszystko w co wierzyłam przez całe moje życie w jednej sekundzie legło w gruzach. Postanowiłam dyskretnie zagłębić jak to się stało, tak by matka Vincenta niczego nie podejżewała.

_Ale jak to się stało? -

-Nie wiem, ale przez to możemy umrzeć!-

Moje życie nagle przeleciało mi przed oczami, nagle poczułam potrzebę, którą mam zawsze w takich sytuacjach, potrzebę ratowania kogoś. szybko poleciałam po Vincenta wiedziałam, że to będzie dobry krok by nie stracić go. Mój Vincent musi coś wymyślić.  Po chyba godzinie poszukiwań nadal go nie znalazłam w dodatku jakby tego było mało zgubiłam się, byłam głodna i spragniona. W okół nie było nikogo, teraz nawet bym chciała Vincentusia, czułam się samotna.


Po dalszych godzinach wędrówki stwierdziłam, że się prześpię gdzieś w pobliżu, a rano poszukam jedzenie. Szybko stworzyłam sobie miejsce  do spania, nie było idealne. Stęskniłam się za tym idiotom, którego rzekomo "kochałam".  Wolałabym wrócić do wygód stada, ale nie mądra ja oczywiście dla zamaskowania prawdy poszłam szukać tego Vincenta. Eh. 

Zasnęłam po dłuższej chwili.


~(Aquin)~

Stałam spokojnie w lasku gdy usłyszałam jak ktoś się do mnie zbliża, niestety była to Sorana. Klacz szybko prze teleportowała się na brzeg morza. Po czym zaczęła się rozglądać i w jednej chwili morze wyschło. O NIE!!! Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego bym się nie spodziewała, zawsze byłam przekonana, że... nie to nie możliwe nie mogła tego zrobić, czy może jednak? Nie nie... przecież... a zresztą, chociaż. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Zobaczyłam jak karuska biegnie z wiadrami na grzbiecie postanowiłam podsłuchać o czym będzie rozmowa.

- Morze wyschło!!!-

Wykrzyknęła karuska jakby to wszystko stało się przypadkiem. Miałam ogromną ochotę by z nią pomówić. To wszystko co teraz robiła Sorana było żałosne.

- Ale jak to się stało?-

- Nie wiem, ale przez to możemy umrzeć!-

I po co ona to mówiła albo inne pytanie po co ona to zrobiła?! Ona chce umrzeć czy zabić innych? Zobaczyłam jak paniusia Vincenta pobiegła gdzieś pewnie go szukać.

Po dwóch godzinach Malaga nadal nie wróciła, na szczęście tego cholernego Vincenta nie było, a mnie zżerała ciekawość czemu idiotka wysuszyła morze, a no tak idioci nie myślą. Poszłam w stronę lasu, a tam napotkała mnie okropna niespodzianka Vincent leżał nie przytomny na ziemi uf im dłużej się nie obudzi będę miała większą pewność, że umrze. Nagle zobaczyłam coś co zbiło mnie z tropu. Zauważyłam, że Vincent miał znamię, a leżący przed mną koń nie miał, czyli to był Koral. 

To w taki razie gdzie był Vincent?


Z głębinWhere stories live. Discover now