Dlaczego ja?!

21 2 0
                                    

~Koral~

Zwierzęta niepokojąco warczały. Widziałem jak napięły nogi by zaraz ruszyć w moją stronę. Byłem przygotowany jak koń wyścigowy na start, lecz nadal patrzyłem się na likaony, a one na mnie. I ruszyłem, nie było już odwrotu, drobne zwierzęta pobiegły za mną, lecz widać było, że nie są w stanie mnie dogonić. Czułem jak drobiny piachu kurzą się za mną nie dawając rywalom dostrzec wyraźnie mojego zarysu, dawało mi to nie wielką przewagę, ale był kłopot ja również nie wiele widziałem. Biegłem wzdłuż plaży i wydawało mi się, że to się nigdy nie skończy gdy nagle kątem oka ujrzałem piękny wyłaniający się kształt złotego... KONIA! Co do jasnej ciasnej tu robił jakiś koń! 

Może i mam słuch wspaniały, ale najwidoczniej mój proces myślowy działa bardzo wolno. Wpadłem prosto na złotego rumaka i wywaliłem się jak długi przed postacią.

Usłyszałem przecudny, ale rozzłszczony głos klaczy i przerażone głosiki likaonów, a z czasem zaczęło mi szmerać w uszach. Znów straciłem przytomność! To dzieję się tylko mi!

Ciepły blask słońca obudził mnie, powoli otwarłem oczy a nad mną stała znajoma mi złoto-szampańska klacz. No nie wyglądała na szczęśliwą sądząc po jej grymasie. Bardzo powoli wstałem i otrzepałem się z piasku.

-Ile spałem?-

Zapytałem klaczy, a ona spojrzała się na mnie z miną mówiącą "idiota z ciebie", ale postanowiła mi powiedzieć

-  5 minut, powiedz co tobie przyszło do tego pustego łba żeby się ganiać za tymi kretynami. Idiota.-

Wykrzyczała po czym żwawo zaczęła iść ku stadu.

- Idziesz panie wielki Vincencie-

- Nie mam na imię Vincent!-

- Tak tak, nieważne-

Klacz mi się strasznie podobała, ale kurcze teraz było to wkurzające. Co takiego zrobił jej ten Vincent, że teraz się wyżywa tak nad nim, a w sumie na mną. Poszedłem grzecznie za złoto-szampańską klaczą w stronę nieznajomego stada.  Z oddali usłyszałem przerażony głos karej klaczy.

- Gdzie jest mój Vincentuś, na pewno umiera z strachu-

- Nie martw się nie długo się pojawi on nie oddala się za daleko-

Postanowiłem nie dawać o sobie znać lecz natrętna gniadoszka wykrzyknęła w moją stronę.

- Vincent!!-

No to po mnie czy ja naprawdę jestem aż tak podobny do tego cholernego Vincenta! Zaraz grono klaczy zbiegło się koło mnie, Karuska spojrzała gniewnym wzrokiem na cudną złoto szampańską klacz, a ta odeszła. Zaraz klacze zaczęły mi się dopytywać co się stało, ale ja nie chciałem im nic opowiadać. z tego też powodu odszedłem dalej na tą samą polankę.


~(Aquin)~

Przyprowadziłam tego kretyna Vincenta do stada, a jego mamuśka  królowa idiotów wyskoczyła mi z swoimi pretensjami, wow dotknęłam syna Sorany ratunku ona mnie zabiję!! O nie to straszne! A tak naprawdę mam całą tą powaloną rodzinkę no... wiadomo gdzie. Odeszłam od gromady podwładnych Sorany by nie patrzeć jak użalają się na tym kretynem. Swoją drogą Vincent się zmienił, a to dziwne, ale z pewnością dla tego, że kilka razy dostał w głowę. Dobrze mu tak! W tedy zobaczyłam jak zbliża się do mnie Mamuśka Vincenta. To pewnie on ją nasłał albo sama stwierdziła, że podejmie się interwencji. 

- Chyba jasno się wyraziłam, że masz zakaz zbliżania się do mojego synka!-

Wykrzyczała, ale mnie nie ruszały  jej gadki.

- Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te zakazy! Do dupy! Nie jesteś JUŻ moją matką!-

Specjalnie wyakcentowałam słowo już i najwyraźniej podziałało bo klacz wkurzona odeszła w stronę stada. 

Z głębinWhere stories live. Discover now