Powrót przeszłości

8 0 1
                                    


~(Aquin)~

Siedziałam około 9 dni przy bardzo osłabionym Koralu. Nie żebym coś z nim teges. Już dawno odzyskał przytomność, ale był na tyle słaby, że z wielkim trudem oddychał.  

- Idę po wodę- 

Powiedziałam po czym odeszłam nie czekając na odpowiedź. Kiedy tylko oddaliłam się od ogiera poczułam się przygnębiona. Nic nie chciało mi się zrobić, miałam dość siedzenia i opiekowania się tym durnym Koralem. Kiedy tylko przyszedł do stada wszystko zaczęło się walić.

Mam go dosyć!

Nie wiedziałam czemu,  zaraz zaraz przecież żaden normalny koń zaraz po wyschnięciu morza nie czuję się tak słabo. Czy to może być nimfador. Dobra, a więc nimfador to pół ryba pół koń. Żyje głównie pod wodą, ale może się zmieniać w inne zwierzęta. Jest też wręcz stworzony do walki, a dlaczego nie cierpię tych stworzeń, to długa historia.

 Zacznijmy od początku.

Kiedyś w odległej galaktyce... tfuuu to nie star wars. W każdym razie gdzieś daleko stąd mieszkałam ja razem z moim mężem Filadorem. Mieszkaliśmy sobie w pałacu z wody i ziemi, bo czemu by nie. Ja byłam jednorożcem on też. On miał swoich sługusów, czyli nimfadorów. Oni służyli też mi i każdy był szczęśliwy. Filador miał swoja armie ja ciszę, spokój i bezpieczeństwo.

Wróć tfuuuuu co ja mówię. O ŻADNYM spokoju i ciszy nie było mowy, dlaczego? Dlatego, że ci cholerni nimfadorzy co chwile coś przewracali, co chwile czegoś chcieli, co chwile biegali w okół mnie. Byli tacy głośni i wszędzie ich było pełno. No i przygnieciona tymi stworzeniami nie miałam ani chwili prywatności. Ciągle chodziłam zła aż do tej pory. Właśnie  z tego powodu Filador mnie zdradził. 

Tam gdzie mieszkaliśmy, czyli na planecie Merser panowały inne zasady. Jeżeli ktoś kogoś zdradził odbywała się wojna małżonków. W tym starciu chodziło to, że kto wygrał, inaczej przeżył zostawał na Merser, a kto przegrał został zesłany na ziemie. Niesprawiedliwe? I to bardzo, a przekonałam się o tym jak walczyłam, bo oczywiście kto przegrał bitwę i gnije na ziemi? No ja. Dlaczego ją przegrałam? Bo wbrew zasadom pomagali mu nimfadorzy. 

Merser była ogólnie jedyną planetą, na której większość spraw rozwiązywano bójką. Była też piękną planetą z tradycjami, na przykład, na szczęście zaraz po zawarciu małżeństwa sadzono w ogródku lune, księżycowy kwiat, który oznaczał szacunek do innych i wspomaganie się w trudnych chwilach. Ponadto każdy miał własny ogródek. Na śmierć kogoś bliskiego sadziło się niezapominajkę, jedyny ziemski kwiat, którego historia jest długa więc opowiadać jej nie będę. Kwiat ten oznacza jednak, pamięć o kimś. No i jest jeszcze masę innych tradycji, o których na każdym kroku trzeba było pamiętać. Merser to była jednak piękna planeta, a przynajmniej tak mi się wydawało bo głupota tych sługusów zasłaniała mi jaśniejszą stronę Merser. 

Kiedyś udało mi się wybrać w samotna wycieczkę bez nikogo do ogrodu Naomi. Naomi to była dzielna walcząca za Merser klacz, która od zawsze była moim aurtorytetem. Z tego też powodu na 2 imię wybrałam Naomi. Jej ogród obsiany był tyloma pięknymi kwiatami. Pokazywał on jej odwagę, ale również dziewczęcą delikatność. Jedne z jej kwiatów naprawdę mnie zachwyciły. nosiły nazwę Ehiktoliptus były koloru niebieskiego przechodzącego w fioletowy, a później w pudrowy róż. To było tyle z moich wspaniałych przeżyć na Merser, było to JEDYNE miłe wspomnienie. 

Tak też zakończyła się moja historia na Merser, a zaczęła tak samo pieprzona na ziemi, wcale nie lepsza od wcześniejszej. Dzieciństwa też najlepszego nie miałam. 

Po długich namyśleniach stwierdziłam, że pójdę Koralowi po tą wodę i to będzie tyle w temacie służenia mu. Doszłam do niego z pełnym wiadrem wody i odłożyłam je blisko ogiera. 

-Masz to, a teraz radź sobie sam bo nie zamierzam Ci na każdym kroku pomagać- Powiedziałam wyniośle.

-a...a   ale...- wydukał powoli.

-Powiedziałam już wszystko co chciałam, a teraz żegnam- Odpowiedziałam. 

Odeszłam zadowolona, ale od razu z pochmurniałam na widok klaczy zebranych w jedną kupę. Czyżby Sorana wróciła? Podeszłam bliżej grona ewidentnie zachwyconych klaczy. Wszystkie są siebie warte, tak samo głupie. 

-Oh Vincent- wykrzyknęła jedna z nich.

Że co, że jak? Kto proszę?! Proszę mi jeszcze raz powtórzyć bo ja pochodzić z nie rozumnych i głupich stworzeń jak to Sorana mówiła, a przecież Sorana być najmądrzejsza.  Hmmm. 

-Vincent!- krzyknęła jedna. No dziękuje. Zaraz co?!! W ogóle jakim cudem on wrócił. Siłą przepchnęłam się przez tłum klaczy z orgazmem na widok Vincenta i rzeczywiście  on tam był. Niestety był niezwykle spostrzegawczy i zauważył, że stoję wprost na przeciwko niego. Wyleciałam z tłumu jak poparzona i zaczęłam mało podejrzanie i powoli uciekać. 

-Aquin!!- Wykrzyknął ogier, ale postanowiłam go zignorować.

-Aquin!!- ponowił żądanie lecz ja nadal uważałam iż go nie słyszę.

Ogier stanął przed mną i popatrzył się swoim typowym wzrokiem z powagą i takimi pretensjami, że aż chciało się powiedzieć "To nie moja wina". Powstrzymałam się od tego, ale zapytałam o cos innego.

-Czego chcesz?- Odniosłam się do niego z pretensjami i skuliłam uszy na znak, że mnie to w ogóle nie obchodzi, i że ma się od mnie odczepić.

- Co zrobiłaś z moją mamusią i Malagą?- Krzyknął na tyle głośno abym usłyszała, ale żeby te  z tyłu niedosłyszały. 

- Mamusia, jak ładnie- Zakpiłam ironicznie.

- Przestań się nabijać i zacznij gadać- Burknął

-ha ha jak ostro- zignorowałam jego ostrzeżenie bo wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Warknął na mnie, a później rzucił się  z obnażonymi zębami i skulonymi uszami. Szybko go jednak                  odepchnęłam on wydał z siebie pisk i szybko zaparł się podłoża by nie stracić równowagi. Byłam od niego silniejsza.

-Jak wróciłeś?- Zapytałam nie odpowiadając  na postawione przez ogiera pytania. 

-pieszo- Burknął szybko, ponaglając mnie do odpowiedzi.

-Nie mam Ci nic w tej sprawie do powiedzenia- powiedziała obojętnie.

-Wszystko co złe to jest zawsze twoja sprawa więc mów, teraz!- wykrzyczał.

- A kto powiedział, że to źle, że Malaga i Sorana zniknęły. To jest wspaniałe wydarzenie- Powiedziałam.

-Cieszmy i radujmy się nim!!!- dodałam jak najbardziej szczerze.

-Mów!- Był już na prawdę  wkurzony.

- Nie wiem, zwiały gdzieś może się przestraszyły, że nagle je nawiedzisz czy coś- Powiedziałam z humorem. 

- Masz mi pokazać gdzie one są- Powiedział i chwycił mnie za grzywkę, a później pociągnął w stronę kryjówki gdzie znajdował się ten Koral.


Ogłoszenia parafialne😂🕍

Wiem, że dawno nie pisałam rozdziałów, ale teraz postaram się to robić częściej. Postaram się też o to aby każdy rozdział miał po 1000 słów, żeby taki krótki nie był bo na 2000 nie mam czasu.

Pamiętajcie, że każdy głos i komentarz motywuje mnie do pisania😘.

Ps. Wiem, że tego nie czytacie😉.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 04, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Z głębinWhere stories live. Discover now