#38.

642 65 61
                                    

Mur Rose, Pogranicze

       Levi szedł przyspieszonym wściekłością krokiem, czując, jak jego but rytmicznie ugniata miękkie, zawilgotniałe poszycie. Odwrócił głowę w stronę Inez, patrząc na nią z jakimś błyskiem naiwnej wiary w nie wiadomo co. Przez chwilę myślał o tym, by powierzyć jej ten szereg własnych wahań i wątpliwości.

Kurwa...

Kenny Ackerman.

       Miał wrażenie, że stracił grunt pod nogami. Własne rozchwianie wprawiało go w irytację i — po raz pierwszy — nie wiedział, jak powinien to wytłumić. Wypowiedziane przez Żandarma nazwisko Kenny'ego rozpraszało mu wszystkie myśli.

Ackerman?

Zapytać Mikasę?

       Zdawał sobie sprawę, że to wszystko jest nie do pogodzenia — prywatna rozmowa z wydawaniem rozkazów i powrót do siebie samego, którego, na dobrą sprawę, już nie było. Wyhartowane w bezlitosnym świecie pojęcie prostej konsekwencji przestało mu wystarczać. Nie potrafił walczyć, nie rozwiązawszy porachunków z własną tożsamością.

       Żyjąc tyle lat w niewiedzy, przyjmował wszystko twardo, z niemal wojskową dyscypliną, w której wychowywał samego siebie; najpierw po tym, jak Kenny go porzucił, później po śmierci Isabel i Farlana. Wiedział, że to brutalne, ale nie potrafił znaleźć innego rozwiązania. Wydawało mu się, że właśnie dzięki tej brutalności i chłodowi był w stanie zapanować nad żołnierzami i... sobą.

       Przed oczami widział strzępki obrazów, przez które przenikał niski głos Kenny'ego.

Byłem znajomym twojej matki. Miło mi cię poznać, młody. — Pomimo tego, że powiedział wtedy „miło", wydawało mu się, że mężczyznę rozrywał żal, gdy patrzył na zapadnięte ciało martwej Kuchel. Levi nic nie rozumiał; pamiętał tylko tyle, że Kenny wziął go do siebie, a naukę zaczęli od trzymania noża. — Powiem ci wszystko, co musisz wiedzieć, by przetrwać. — Jedyna „zabawa" to ten słynny nóż i pikuty... — Jeśli zechcesz kiedyś wyjść na powierzchnię, to tylko twój wybór. Wtedy już mnie przy tobie nie będzie, mały.

       Wydawało mu się, że brak kompetencji w określeniu samego siebie zaciążył nad jego życiem bolesnym i znienawidzonym piętnem.

Musisz być siłą, mały. Tylko to się liczy.

       Levi nie rozumiał tego zdania do momentu, w którym jego ciało przeszył dziwny impuls, kierujący każdym mięśniem i nerwem. Wydawało mu się, że czuje, jak narasta w nim właśnie siła; siła, jakiej wcześniej nie znał. Nigdy nie potrafił dokładnie opisać tej chwili, choć zawsze, gdy o niej myślał, do głowy przychodziło mu słowo przebudzenie.

       Schował ręce do kieszeni munduru, próbując bronić się pozorną obojętnością. Podszedł do Hanji i nachylił się nad jej twarzą. Zza okularów, jak okrągłe paciorki, błyszczały jej ciemne, przerażające oczy. Kobieta spojrzała na niego tak, jakby od razu odgadła jego podły nastrój.

— Levi, w porządku? — natarła na niego pytaniem, lecz zignorował to.

— Co dokładnie zrobiliście? — Wbił w nią ostry wzrok, który potęgowała wyczekująca postawa i przekrwione od niewyspania się powieki.

       Pułkownik uśmiechnęła się podejrzanie.

— Znalazłam w obrębie Murów paru nowych przyjaciół — odpowiedziała tym charakterystycznym pełnym werwy tonem.

acte gratuit | shingeki no kyojinحيث تعيش القصص. اكتشف الآن