Rozdział 11.

2.1K 80 1
                                    

Właśnie skończyłam rozmawiać z Isą. Nie widziałyśmy się dopiero dwa tygodnie, a moja przyjaciółka zachowuje się jakby mnie nie było od wieków. Ja też trochę za nią tęskniłam, ale nie planowałam jeszcze powrotu. Opowiedziała mi co u nich słychać, chwaliła się nowym pomysłem na biznes, mianowicie jako architekt chce poszerzyć swoje horyzonty i zająć się teraz projektowaniem ogrodów. Myślę że to idealna praca dla niej, ona wprost uwielbia naturę i wszelka roślinność. To, zaraz za Liamem, sprawia jej najwięcej radości. Cieszę się, że wszystko jej się układa. Aż tryska radością, co jest czasem zaraźliwe. Teraz też uśmiecham się, bo jej optymizm udzielił się nawet mi. Jest sobota, więc w domu są prawie wszyscy, oprócz Lucasa, który musi pracować także w weekendy. Dziewczyny znalazłam w kuchni, Maddy najwyraźniej próbowała przygotować naleśniki, ale towarzyszył temu gromki śmiech małej Laury, która "podziwiała" matkę w akcji. Faktycznie, kobieta biegała między kuchenka a zlewem z patelnia w ręce, krzycząc i podskakując ze złości, że znowu jej nie wyszło. Nie mogłam się opanować i też uśmiechnęłam się pod nosem. Maddy była tak zaaferowana, że nawet mnie nie zauważyła. Weszłam głębiej i powiedziałam:

- Cześć dziewczyny! Może przyda się Wam moja pomoc? - zaproponowałam, ale moje słowa odniosły zupełnie inny skutek, bo zaskoczona moją obecnością Maddy wrzasnęła i wytrąciła przestraszona z rąk rozgrzaną patelnie, która z hukiem odbiła się od płytek podłogowych. Gdy brzdęk ucichł, nastała cisza, a po niej kolejna fala śmiechu, tym razem jeszcze potężniejsza. Maddy na szczęście nie wydawała się zła a jedynie nieco zawstydzona.

- Teraz to już musisz przyjąć moja pomoc. Ale nie martw się, naleśniki to moja specjalność. Usiądź siebie wygodnie i wypij kawkę, a ja zaraz się wszystkim zajmę. - Pieczenie i gotowanie to mój żywioł, ale tak jak podejrzewałam już wcześniej, funkcjonalność nowoczesnej kuchni była ograniczona. Na szczęście poradziłam sobie i kwadrans później wszystkie trzy zajadałyśmy się puszystymi naleśnikami, ja swoje zestawiłam z waniliowym serkiem i dżemem truskawkowym. Ooooo, tego było mi trzeba.

Po tak wesołym poranku zapowiadał się piękny dzień. Maddy zaproponowała, że chętnie pokaże mi miasto, bo do tej pory nie było jakoś okazji pozwiedzać. Ucieszyłam się. Ubrałam wygodne sandałki, do tego zwiewną sukienkę w kwiaty i okulary, bo słońce mocno przyświecało. Nagle usłyszałam dźwięk mojego dzwoniącego telefonu, ale dochodził z głębi torebki i nie zdążyłam już odebrać. Później sprawdzę kto to, ale pewnie nic ważnego, bo przecież dopiero rozmawiałam z Isą i wszystko było okej.

Zwykle nie lubię zwiedzać obiektów, ale muszę przyznać, że Texas State Capitol robi wrażenie. Ten majestatyczny budynek prezentuje się okazale, ale widok nocą to musi być dopiero coś. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie natłok ciekawskich ludzi z każdej strony, a ja nie cierpię tłumów. Robiło mi się gorąco i nieco opadłam z sił. Maddy zauważyła, co się dzieje i szybko opuściliśmy tamto miejsce, by odpocząć na ławce w cieniu drzew. Gdy mój organizm nieco się uspokoił, znalazłyśmy fajną niewielką restaurację, gdzie zjadłyśmy obiad. Znowu pozwoliłam sobie na większą porcje, ale mój bąbelek ma apetyt. Powoli także zaczynałam zauważać pewne zmiany na moim ciele. Choć brzuch był nadal płaski, to wyraźnie pod bluzka rysowały się nabrzmiałe piersi, które zrobiły się także bardzo nadwrażliwe. Czytałam, że to normalne i póki co muszę się do tego przyzwyczaić. No trudno, dla dziecka wszystko.

Po obiedzie, gdy pełne nowych sił planowaliśmy, co dalej, Laura zaproponowała Zilker Park. Nic mi to nie mówiło, ale zgodziłam się ochoczo.

Na szczęście Zilker Park okazał się olbrzymich rozmiarów parkiem z wieloma atrakcjami. Były tu alejki po których jeździli rowerzyści, rolkarze i inni sportowcy, nie brakowało także biegaczy. Były boiska do gry, miejsca do odpoczynku, czy do rozłożenia się z kocem. Istniała także możliwość uprawiania sportów wodnych. Dla mnie bomba. Chętnie dałabym się skusić na kajaki, ale nie chciałam ryzykować z nadmiernym wysiłkiem. Laura namówiła jednak Maddy, a ja ze śmiechem podziwiałam ich poczynania na wodzie. Wspaniały dzień, pełen wrażeń i radości. Patrząc na te dwie dziewczyny, matkę i córkę, strasznie zazdrościłam im łączącej je relacji. Już nie mogłam się doczekać, aż będę mogła swoje dziecko zabrać na taki wypad. Ale wszystko przede mną.

Do domu wróciliśmy pod wieczór, więc tylko ostatkiem sił wzięłam szybki prysznic i padłam na łóżko, gdzie miękkie poduszki utuliły mnie do snu.

Stałam na zielonej trawie w parku. Między drzewami znikał mi jakiś cień, przypominał mi kogoś, ale nie potrafiłam odgadnąć kogo. Nagle usłyszałam dochodzący zza moich pleców śmiech. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam małą dziewczynkę. Śliczna blondyneczka z niebieskimi oczami i pięknym uśmiechem, na oko 4-letnia, stała w białej sukieneczce kilka kroków ode mnie. Cały czas śmiała się wesoło, po chwili zaczęła uciekać, ale obracała się i patrzyła, czy podążam za nią. Nie wydawała się wystraszona, tylko skora do zabawy, chciała bym ją goniła. Nie mogłam się powstrzymać i pobiegłam za nią. Dziewczynka podskakiwała radośnie, biegając po alejkach i chowając się za drzewami rosnącymi po bokach. Po kilku minutach zatrzymała się, spojrzała na mnie z jakąś iskierka w oczkach i cieniutkim, cichutkim głosikiem powiedziała: " nie martw się, niedługo wszystko będzie dobrze".

Obudziłam się wstrząśnięta. Chwilę zajęło mi zanim zorientowałam się, że to był tylko sen, a ja znajduję się w domu Maddy. Gdy uspokoiłam już oddech, opadłam na poduszki i w myślach zastanawiałam się, co miał znaczyć ten sen? Czy to moja córeczka mi się śniła? Czy to miał być jakiś znak? Och te niebieskie oczy... Jeśli moja mała dziewczynka ma tak wyglądać to już zaczynam się bać tych wszystkich pytań i domysłów... Chociaż muszę przyznać, że wyglądała ślicznie, tylko dlaczego musi być aż tak podobna do tatusia... Och, jakiego tatusia, ona nie ma tatusia. Jej biologiczny ojciec nigdy już nie dowie się że ma dziecko, odrzucił taką możliwość i nie daruję mu tego. O nie. To będzie moje dziecko, tylko moje.

A te słowa? Czy mogę im ufać? Bardzo bym chciała, aby wszystko się ułożyło i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby wszystko poukładać jak najlepiej. Będzie dobrze, wierzę w to.

Przewinienie (cz.2.)Where stories live. Discover now