Rozdział 74.

2.1K 76 14
                                    

Sonia

Pierwsze promienie słońca nieśmiało przebijały się przez zasłony. Rozglądałam się po nieznanym otoczeniu i dopiero po chwili przypomniałam sobie, gdzie jestem. Na samą myśl uśmiech wypłynął mi na usta, lecz znikł równie szybko, gdy zorientowałam się, że w łóżku leżę sama, a po Aidanie został jedynie odciśnięty ślad na poduszce. Zdenerwowana i nieco wystraszona zerwałam się z łóżka, w locie narzucając na nagie ramiona porzuconą na podłodze koszulę. Boso kroczyłam po wciąż nieznanych kątach nowego domu w poszukiwaniu ukochanego i wreszcie Go odnalazłam. Na wpół leżał na białej kanapie, a na Jego piersi smacznie spał Cole. Z wrażenia aż zaparło mi dech. Dopiero po chwili dotarły do mnie słowa dobiegające z dużego płaskiego telewizora wiszącego na ścianie.

"... Były agent tajnych służb zostanie oskarżony o wielokrotne nadużycie władzy, a także o kontakty mafijne. Z tego, co dowiedział się nasz reporter wynika, że mężczyzna odpowiedzialny jest także za zabójstwo swojego wspólnika, zamordowanego przed kilkoma miesiącami, Briana Bourdo oraz zlecenie kilku zabójstw, w tym również agentów, za co grozi mu nawet dożywocie. Postawienie zarzutów jest możliwe, dzięki zeznaniom nowego świadka, który zgromadził i dostarczył do prokuratury potrzebne dowody. Dla dobra śledztwa wszelkie szczegóły tej akcji są jednak utajnione. O nowych faktach w tej sprawie będziemy informować na bieżąco..."

Czułam, że to nie przez przypadek Aidan tak uważnie wgapia się w telewizor. Podświadomie zaciska palce na pilocie, aż knykcie zrobiły się całkowicie białe. Ponownie spojrzałam na świecący ekran i zrozumiałam, że już widziałam tę twarz. To właśnie ten facet udzielał wywiadu, gdy informował o śmierci Aidana. To on udawał przyjaciela, a okazał się zdrajcą. W kilka sekund ogarnęła mnie złość tak wielka, że miałam ochotę coś zniszczyć. Nie chciałam jednak obudzić synka, więc podeszłam cicho do kanapy i wtuliłam się w mojego mężczyznę. Aidan ciężko oddychał, wręcz drżał i sapał, lecz bez słowa zagarnął mnie w ramiona i złożył pocałunek na mojej skroni.
- Opowiesz mi, co tak właściwie się stało? - poprosiłam szeptem. Dłonią głaskałam nagą skórę na piersi Aidana, przez co wyraźnie się uspokajał. Chciałam spojrzeć w te niebieskie oczyska, lecz on nie patrzył wcale na mnie, a na Cole'a. Nie oderwał od niego wzroku ani na moment. Dopiero po dłuższej chwili się odezwał.
- Kończyłem studia w Londynie. To tam poznałem Sama. Był moim najlepszym przyjacielem i kompanem w podróżach. Zwiedziliśmy razem pół świata, był mi jak brat. Kiedyś uznał jednak, że nie chce dłużej marnować swojego życia, lecz pragnie robić coś ważnego. Tym sposobem trafił do MI6. Potem jednak poznał Annabelle, zakochał się, i gdy wkrótce miała urodzić się Alice, zrezygnował. Walka z terroryzmem to niekoniecznie odpowiedni etat dla ojca rodziny. NCA miało być bezpieczniejsze, a jednocześnie nadal mógł robić coś dobrego dla ludzkości. To On mnie w to wciągnął. Wkrótce jednak wszystko się posypało. Sam dostał sprawę Bourdo, kilka długich miesięcy nad tym siedział, a gdy odkrył za dużo, ludzie z mafii zaczęli mu grozić. On był jednak uparty i nie dał za wygraną. Bourdo i, jak się potem okazało, także Stanley, zabili Annabelle i Alice. Sam się załamał i popełnił samobójstwo. - wzdrygnełam się, a wykorzystując przerwę, jaką zrobił Aidan, chwyciłam Go za dłoń i pocałowałam w zaciśnięte w pięść palce. Chciałam Go jakoś pocieszyć, widziałam, jaki ból sprawia Mu samo mówienie o tym. - Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by powstrzymać ten proceder. Tak trafiłem do Stanley'a, choć jeszcze nie miałem pojęcia, że on też w tym siedzi. Wszystko się skomplikowało, gdy poznałem Ciebie. Bałem się zaangażować, bo nie chciałem narażać Cię na niebezpieczeństwo. Tamtego dnia na pomoście byłem cholernie przerażony, bo jakimś cudem dowiedzieli się o Tobie i Cole'u i zagrozili, że zrobią Wam krzywdę. Umarłbym gdyby coś Wam się stało. Wykorzystałem okazję, przez co ten diabeł wcielony, Stanley, pomyślał, że się mnie pozbył. Upozorowanie własnej śmierci i udawanie martwego było trudne, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłem się odezwać nawet do Ciebie, zwłaszcza do Ciebie. Tak piekielnie za Tobą tęskniłem. Marzyłem by móc Cię przytulić, pocałować. To było najgorsze... - westchnął wspominając ten ciężki dla Nas wszystkich czas.
- Ale jak udało Ci się ujść z życiem? Jak uciekłeś? - brakowało mi jeszcze kilku elementów tej układanki.
- Miałem dużo szczęścia, trochę mniej rozumu. Byłem nieźle poobijany, to fakt, w dodatku zarobiłem kulkę, ale byłem na to przygotowany, w końcu do tego mnie szkolono. Najśmieszniejsze w tym wszystkim okazało się to, że moje przykrywkowe studia okazały się pomocne, bo jako inżynier wiem co nieco na temat wszelkich mostów. No i wykorzystałem trochę tę wiedzę by się ukryć. Pogoda była okropna, więc nawet nie trudzili się by mnie szukać, założyli, że silny prąd porwał moje ciało.
- O mój Boże... - wymskneło mi się na samą myśl o tym, co Mu się przydarzyło.
- Spokojnie, później było tylko lepiej. - pocałował mnie w skroń dodając mi otuchy, choć to właśnie ja chciałam dać wsparcie Jemu, nie odwrotnie. - Gdy wynurzyłem się na brzeg, byłem przemarznięty i wyczerpany. Pewnie bym tam umarł, ale Bóg był mi łaskawy i zesłał do mnie dobrego Samarytanina, albo raczej Samarytanke. Tiffany okazała się wspaniałym człowiekiem, a w dodatku lekarzem. Po powrocie z Afryki szukała zacisznego miejsca i kupiła mały domek w tamtej okolicy. Znalazła mnie i pomogła dojść do siebie. Poprzysięgłem zemstę. Wszyscy uznali mnie za zmarłego, więc czasem działało to na moją korzyść, ale w innych sytuacjach bywało przeszkodą nie do przejścia. Tak czy siak, przez wiele tygodni zbierałem dowody by sprawiedliwości stało się zadość. I bym wreszcie mógł do Ciebie wrócić. - teraz już cała moja twarz tonęła w łzach, a Aidan tulił mnie do swojego boku. Nie spodziewałam się, że mój ukochany jest takim bohaterem.
- Kocham Cię. - powtarzałam się, ale uwielbiałam patrzeć przez te błękitne oceany wprost do Jego duszy i widzieć to ogromne morze miłości.
- Ja Ciebie bardziej. - to był koniec rozmowy. Aidan ułożył Cole'a na Jego posłaniu, przykrył ulubionym kocykiem w pieski i wtedy dopiero dołączył do mnie w łóżku. Nie mogłam się Nim nacieszyć, a jak tylko przypominałam sobie jak niewiele brakowało bym straciła Go na dobre, miałam ochotę nigdy nie wypuszczać Go z ramion. Był mój, a ja należałam do Niego. Już na zawsze.

************
Cześć wszystkim ;)
Dodaję właśnie ostatni rozdział, będzie jeszcze epilog. Dziękuję za każdy głos, komentarz i Waszą obecność. To naprawdę fajne uczucie, że komuś się podoba moja "twórczość". Jeszcze się jednak nie żegnam, tylko zachęcam do dalszego czytania ;D pozdrawiam ;*

Przewinienie (cz.2.)Where stories live. Discover now