Rozdział 34.

1.9K 66 3
                                    

Sonia

Dzisiaj poprosiłam Josha żeby towarzyszył mi na weselu. I tak był zaproszony, ale oficjalnie pójdziemy razem. Jako para przyjaciół, ale razem. Od razu jest mi raźniej z myślą, że nie będę sama, gdy nadejdzie czas konfrontacji. Zostały tylko trzy dni, dwa do piątkowej kolacji. Cała chodziłam w nerwach. Na szczęście Pani Sherman zgodziła się zostać na czas wesela z Colem. W piątek zabiorę Go ze sobą, bo Isabell zarzekała się iż to będzie kameralne spotkanie w gronie najbliższych i nie potrwa zbyt długo.

Zastanawiam się jak to będzie, czy Aidan będzie chciał zobaczyć małego, czy nie. Zaczynam mieć wątpliwości, czy On w ogóle wie, że został ojcem. Z początku wszystko wskazywało na to, że tak, ale teraz już nie jestem pewna. Może lepiej odpuścić temat i żyć jak dotychczas, samotnie wychowując synka. No bo co zmieni fakt, że wprost poinformuję Go o tym, że urodziłam Jego dziecko. Przecież nic od Niego nie oczekuję, bez względu na Jego decyzję i tak postanowiłam, że poradzę sobie sama. Nie mówiąc już o tym, że nie jestem pewna, czy Aidan okazałby się dobrym materiałem na ojca. Raczej wątpię...

Ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam prędko by nie obudzić synka, to kurier. Wręczył mi prostokątne pudełko i wyszedł.

Z reguły nie jest fanką prezentów i niespodzianek, bo jakoś nie mam dobrych doświadczeń w tej materii, ale otworzyłam. Kolorowy papier zakrywał zwykłe białe pudełko. Zdjęłam przykrywkę i ujrzałam starannie złożony żółty materiał. Wyjmowałam powoli, ciesząc się miękkością, jak się okazało, sukienki. I to nie byle jakiej. Śliczna suknia wieczorowa, złotożółta z wykończeniem z czarnej koronki. Przepiękna, trochę bajkowa. Dołączony był także liścik.

Soniu,

Zabłyśnij jutro na kolacji, ale pamiętaj - sobota jest moja! Całuję

Isabell

Pierwsza moja myśl to " Wariatka". Chwyciłam telefon i wybrałam numer przyjaciółki.

- Ty zwariowałaś! - krzyknęłam zamiast przywitania.

- Witaj Soniu, sądzę że dostałaś już mój prezent. Jak Ci się podoba? - wesołość dominowała w jej słodkim głosie.

- Przecież ja nie mogę tego przyjąć. Na pewno była strasznie droga, a poza tym już mi kupiłaś jedną kreacje, starczy. - złościłam się.

- To jest prezent, nie możesz odmówić. Poza tym oderwałam już metkę, więc i tak nie przyjmą jej z powrotem. - jawnie śmiała się Isa, niezła spryciara.

- Po co kupiłaś mi taką sukienkę? - drążyłam.

- Bo wpadła mi w oko, ale Tobie bardziej będzie pasować niż mnie. Więc nie marudź tylko przymierz. - rozkazał kobiecy głos w telefonie.

- Jesteś wredna! Nie lubię Cię!

- Też Cię kocham, ale nie mam czasu na te czułości. Ubieraj się, czekam na zdjęcie. I nie ma za co. Całuski. - I już urwała połączenie. No ja przez nią oszaleję...

Nie mogłam się jednak opanować i nałożyłam sukienkę. Widok w lustrze odebrał mi dech. Pstryknęłam szybko fotkę i wysłałam przyjaciółce z podpisem " Dziękuję <3".


Aidan

Robiłem co mogłem by odnaleźć Delongi, ale facet jakby zapadł się pod ziemię. Choć Mia rzuciła nowe światło na jego osobę to jednak nadal było za mało by powiązać go z Bourdo. Ale miałem przeczucie, że jednak coś ich łączy. Najpierw narkotyki, przemyt broni, płatni mordercy, to teraz jeszcze handel żywym towarem. Gościu nie powinien nigdy już ujrzeć światła dziennego. Zresztą oni obaj.

Dzwoniła do mnie Lizzy. Najwyraźniej była po kilku mocniejszych, bo znowu suszyła mi głowę o Sonie.

- Cześć Idioto. Gdzie jesteś? Czyżbyś poszedł po rozum do głowy i zabłądziłeś w labiryncie swoich kłamstw? A może jednak zmądrzałeś i lecisz właśnie z misją ratunkową do Denver, co? - drwił kobiecy głos w telefonie, ale nie bardzo się tym przejąłem. Miałem teraz ważniejsze sprawy na głowie. Trzymałem się postanowienia i skupiłem ostro na pracy. Tyle w temacie.

- Cześć Dzikusko. Znowu rzucasz harpunem? Daruj sobie. Jestem na drugim końcu świata. - szydziłem z koleżanki.

- To nie poleciałeś jeszcze na wesele? - zapytała zaskoczona. Pierwsza moja myśl to " O Kurwa!"

Jest czwartek. Jutro muszę być na przed weselnym przyjęciu. Liam mnie zabije, sam sobie bym zresztą strzelił, bo zapomniałem o ślubie najlepszego przyjaciela. Głos Elizabeth ściągnął mnie na ziemię.

- Aidan! Jesteś tam?

- No jestem. Liz, masz plany na weekend? - improwizowałem, bo wpadł mi do głowy szalony pomysł.

- Nie nie nie. Nawet nie próbuj. Nie ma szans. - zarzekała się blondyna.

- Lizzy, proszę. Pojedź tam ze mną. Co masz do stracenia? Ja za wszystko płacę, chce tylko żebyś mi towarzyszyła na ślubie kuzyna, to tak wiele? - mówiłem z pokorą, bo naprawdę zależało mi na tym, aby tam ze mną pojechała.

- A Sonia? Przecież ona też tam będzie, pewnie od razu pomyśli że my... no wiesz, że jesteśmy parą. Nie zgadzam się. Nie zostanę Twoją kochanka, znowu. – Migała się Lizzy. Musiałem ją jakoś przekonać.

- A chcesz znać szczegóły śledztwa w sprawie Bourdo, czy może wolisz kontaktować się tylko z adwokatem i prokuratorem, co? No bo wiesz, właściwie to ja nie mam prawa Cię wtajemniczać, ale myślałem, że skoro jesteśmy przyjaciółmi to mogę Ci na tyle ufać, że...

- Dobra, już! Cwaniak z Ciebie, wiesz? Zaczynam myśleć, że Ty po prostu nie nadajesz się do stosunków międzyludzkich. Jesteś parszywym intrygantem! Zgadzam się, ale nie licz, że będę grać według Twojego scenariusza. - powiedziała stanowczo obrażona Elizabeth. Z uśmiechem na ustach odrzekłem jej tylko:

- Wyślę Ci maila ze szczegółami, ale muszę uprzedzić, że spotkamy się dopiero na miejscu, nie zdążę już wrócić do Londynu. Zrób się na bóstwo i czekaj na wiadomość. Pa, Słonko!

Przewinienie (cz.2.)Where stories live. Discover now