Rozdział 2

250 30 23
                                    


W ten a nie inny sposób skończył właśnie Geno. Złapany przez największego zboczeńca, jakiego znał ten świat – może tak mówić, w końcu lekko histeryzował, szczególnie przez sytuację w jakiej był. Wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby i drgnął, gdy nagle światło w sali, w której był, rozbłysło. Oślepiony próbował podnieść dłonie, aby obronić oczodoły przed nagłym światłem, lecz brzęk metalu, jak i brak możliwości poruszania rękoma, tak jakby tego chciał, przypomniało mu w jak beznadziejnej sytuacji był.

Zacisnął mocno oczodoły, zamykając je jak najmocniej tylko mógł. Słysząc kroki, przypomniał sobie jak ten – jeden osioł – policjant władował go do tej celi, przypinając jego kajdanki tak, że był przykuty do pieprzonego stołu. Metalowego i przymocowanego przez potężne śruby do podłoża. Słysząc jednak szuranie krzesła przed sobą napiął swoje kości i uchylił oczodoły, mrugając aby przyzwyczaić źrenice do nagłej jasności. Widok znajomej czaszki spowodował, że od razu znów zapragnął być ślepy, by tylko nie patrzeć na ten wyniosły uśmiech.

– No witaj~

– Spierdalaj.

Na jego jedno słowo szkielet siedzący przed nim, głośno się roześmiał. On sam nie widział w tym nic zabawnego. Szczególnie im dłużej patrzy na szpetną mordę tego niedojebanego w miednicę policjanta. Najchętniej teraz rzuciłby się przez stół i zacisnął swoje dłonie na jego kręgach szyjnych. Zacisnął ręce, aby nie poddać się kuszącej myśli. Przybrał obojętny wyraz twarzy, nie ma szans, aby ten szubrawiec widział,jak bardzo go wkurwia.

– No więc... Powinienem przeczytać ci twoje prawa, czy coś... – mruknął leniwie policjant rozkładając się wygodnie na swoim krześle. Geno niemalże warknął, gdy ten położył przed jego czaszką swoje buty, opierając nogi o stół między nimi. – Szczerze mówiąc mi się nie chce... Po prostu zapoznaj się z tym materiałem – oznajmił i rzucił w niego teczką.

Ta oczywiście – na nieszczęście Geno – trafiła go prosto w czaszkę. Tłumiąc w sobie przekleństwa, które chciały wydostać się z jego szczęk, otworzył otrzymaną brązową papierową teczkę. Ilość kartek spowodowała, że miał ochotę walnąć nimi wszystkimi w tą pustą czaszkę siedzącego przed nim szkieleta. Szczególnie, gdy ten zaczął uśmiechać się w ten swój obleśny sposób. Wzdychając, aby jakoś uspokoić skołatane nerwy, skupił się na teksie i zaczął czytać.

Ot co, nic nowego. Regulamin brzmiał tak samo, jak ten szkolny. Nie wolno tego i sramtego. Trzymać się ustalonych godzin, słuchać i bla bla bla... Moment. Geno natychmiast opuścił teczkę, waląc nią o stół i spojrzał z wściekłością na policjanta.

– Mam pracować w kamieniołomie?! Co my?! W kreskówce jesteśmy?! - wydarł się na niego.

Policjant parsknął na jego słowa śmiechem.

– Ja nie mogę! Czy ty wiesz, że ja nie mogę takich rzeczy robić?! Mam stwierdzenie od lekarza! – zawołał, czując się źle z powodu tego, że był całkowicie „łamliwy". Niestety miał podniszczone kości, a jego stan zdrowia daleki był od normalnych potworów.

W innym wypadku wziąłby kilof i robił to, co mu każą, mając całkowicie wyjebane czy umrze, czy nie. Jednak w tej chwili liczy się zemsta. Miał zamiar zemścić się na zabójcy swojego brata, a żeby to zrobić, musi wyjść żywy z więzienia.

– Wiesz... Mamy wyjebane na twoje papierki. Tu nic takiego się nie liczy – oznajmił bezlitośnie szkielet. Geno zadrżał i spojrzał na niego z szokiem. Po chwili, jakby dłuższego namysłu, ten w końcu nachylił się w jego stronę, spuszczając nogi na podłogę. Wstrzymując oddech Geno czekał na jego słowa, nadzieja musiała być widoczna na jego czaszce, bo policjant uśmiechnął się z samozadowoleniem. – Możemy... Znaleźć dla ciebie inną pracę – zaproponował, mierząc go wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy aby i na to się nadaje.

Afterdeath: Kryminalny światWhere stories live. Discover now