Rozdział 4

160 20 34
                                    

Ten moment, gdy dotknął jego dłoni, w chwili zetknięcia ich ciał poprzez ten drobny gest, a sprawił coś, czego nic do tej pory nie udało się osiągnąć pracownicom tej placówki. Otworzył oczy i spojrzał wprost w oczodoły szkieleta przed nim. Uśmiech sam pojawił się na jego czaszce, a on przymknął oczodoły, wsłuchując się w cud.

Ciszę.

Nie było krzyków, nie było zwid, które uważały się za jego brata. Nie było głuchych oskarżeń i nie było wyzywania go mianem „wariat". Odetchnął i przesunął swoje dłonie, łapiąc jego. Nie zamierzał go puszczać, lecz wtem poczuł uchwyt, który odciągnął go od jego oazy spokoju. Wystraszony otworzył oczodoły i spojrzał w szarość, którą miał przed sobą. Był taki zabawny!

I wszystko zaczęło się od nowa.

– Nie żeby coś, ale...

Głosy.

Krzyki.

To wszystko przerwało jego umiejętność normalnego funkcjonowania. Złapał się za czaszkę, mamrocząc alfabet szkieletów od tyłu, ten starożytny język był znany tylko dla nich. Niewielu go znało, ale mamrotanie tego pomagało mu złapać równowagę psychiczną, taką aby nie popaść w kompletne szaleństwo i móc słuchać, co się dzieje. Zaśmiał się, widząc miny innych. Oni nie rozumieli jego problemu.

– Cóż... Musimy chyba zakończyć rozmowę, wpadł w jeden ze swoich obłędów – stwierdził mężczyzna, którego on znał. Podniósł nieco głos, nie chciał tego słuchać, nie chciał znów być wyzywanym od wariatów. Oni nie rozumieli. Nikt nie rozumiał.

– Czy wszystko z nim w porządku? Jest naprawdę WAŻNYM świadkiem – powiedział obcy, będący jego oazą spokoju, nieco poirytowany, podkreślając dobitnie słowo „ważny", co dla niego było zabawne.

– Nie wiem – przyznał ten stary chuj, którego tak mocno nienawidził. – To pierwszy raz, gdy zachowywał się w miarę normalnie – Niezadowolenie w głosie tylko on usłyszał, dla tamtego, w miarę zdrowego psychicznie szkieleta - było to niewyczuwalne. – Zajmę się nim, panie detektywie. Może pan przyjść w następnym tygodniu.

– Tsa... – Czuł na sobie jego spojrzenie, ale nie odwzajemnił go. Nie może się wydać, nie może pokazać, że jest świadomy. Wtedy znów zaczną dawać mu te leki. Idioci. – Przyjdę jutro – stwierdził kategorycznie.

– Panie detektywie! – warknął jego osobisty terapeuta. – Mój pacjent nie może się z tobą spotkać! – Otworzył oczodoły by móc obserwować tę przezabawną scenkę. – Słyszałeś?! Asylum potrzebuje spokoju! – Krzyczał lekarz, zirytowany Asy podniósł głos, nie chciał słyszeć krzyków. Jego wzrok powędrował w stronę „pana detektywa".

– Masz coś do ukrycia? – nastąpiła cisza. – Asy, chcesz się ze mną spotkać, prawda?

Spojrzał na szkieleta z pięknymi wzorami na czaszce. Pragnął ich dotknąć. Zjechał wzrokiem na jego szary szal. Tak bardzo dołująco wyglądał. Taka szara rzeczywistość...

– Tak, chcę – powiedział.

To zaskoczyło ich.

– W takim razie do jutra – powiedział pan detektyw i mu pomachał.

Pierwszy raz nie był traktowany jak wariat, nie jak osoba chora psychicznie. Podniósł swoją dłoń i odmachał mu, podczas gdy na jego kości policzkowe zaczęły wkradać się drobne rumieńce. Nie słuchał już tego, co się działo. Zauważając migotanie lampy, spojrzał w górę na nią. Była taka ciekawa!

Nie zauważył nawet, że tamci dwoje zaczęli się sprzeczać.

* * * * *

Westchnął ciężko, poprawiając swoją czarną spódniczkę. Te falbany były wkurwiające jednym słowem! Pokręcił czaszką i wlazł niechętnie na taboret, wyciągając szczotkę do ścierania kurzy i próbował zetrzeć te na górnych pułkach regału Reapera. W końcu musiał skorzystać z tego, że ten wyszedł, bo jak wróci to koniec i znów będzie próbował go podejrzeć.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 26, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Afterdeath: Kryminalny światWhere stories live. Discover now