Rozdział 49.

2.6K 162 19
                                    

Kolejne dni mijały dość szybko, a my zbytnio nie ruszyliśmy się do przodu. Poza kilkoma nowymi informacjami, które okazały się gówno warte, udało nam się jedynie założyć podsłuchy na telefonach Grive'a i Grubego. Jednego z płotek w organizacji. 

Siedzieliśmy właśnie z Nathanem w jego pokoju, próbując coś w końcu wymyślić, bo cała sytuacja zaczęła być mocno irytująca. Kiedy siedziałam z zamkniętymi oczami oparta o wezgłowie łóżka, ktoś wszedł do pomieszczenia.

- Chwilę zastanawiałem się czy wejść, bo chłopak i dziewczyna w waszym wieku, sami w pokoju, mogą robić różne nieprzyzwoite rzeczy - zarechotał Scorpion. - Ale widzę, że jedynie tu wegetujecie.

- Chyba humor ci dziś dopisuje... - odparł obojętnie Nathan.

- Szkoda, że tylko tobie - dodałam.

- A co wy tak jak na pogrzebie? - zdziwił się. - Jeszcze dwudziestu lat nie mają i tacy to poważni - znów się zaśmiał.

- Chciałeś coś? Czy przyszedłeś pieprzyć o głupotach - prawie warknęłam.

- Tak, muszę pogadać z Nate'm. A ty nie powinnaś dzisiaj ogarnąć swoich podopiecznych? 

Miał na myśli oczywiście dilerów, których rekrutowałam, więc posłusznie wstałam z głośnym westchnieniem i udałam się do drzwi.

- Nate, w miarę możliwości siedź na podsłuchu - rzuciłam wychodząc, a chłopak mi przytaknął.

Scorpion co prawda wiedział, że zajmujemy się swoimi sprawami związanymi z wojskiem, ale nie znał szczegółów, bo ufał synowi.

Co do ostatniej akcji z Sashą, to ja dostałam opieprz, no i oczywiście tą pieprzoną karę. Scorpion był zły, ale Nate mu wszystko wytłumaczył. Każdy wiedział, po której stronie była wina, a narkotykowy boss tylko poprosił swoją wybrankę, żeby nie odwalała więcej takich akcji bez jego wiedzy. To się właśnie nazywa pieprzona ironia losu.

I miłości... Zapatrzony w nią jak w diament, a to zwykła szumowina jest przecież.

Ugh.

To ona powinna wisieć w tym magazynie.

I najlepiej tam zdechnąć.

Tak, owszem. Nie lubiłam jej.

Ruszyłam do pierwszego z liceów. Miałam nadzieje, że dzisiaj wszyscy będą mieli hajs, bo naprawdę nie byłam w cudownym humorze. Na szczęście, dla Ricka oczywiście, utarg z pierwszej szkoły się zgadzał. W kolejnych również nie było większych problemów, maksymalnie brakowało małych sum za kilka gramów, więc skończyło się na groźbach. Po dwóch godzinach roboty, stałam już przed ostatnim budynkiem. Na spotkanie wyszła mi moja ulubiona Daggie.

- Cześć Sue - zaczęła, ale była lekko zdenerwowana, co mnie zdziwiło.

- Hej - odparłam, bo była jeszcze za daleko, żeby przejść do interesów. Po kilku sekundach przystanęła w dość bezpiecznej odległości. - Powiedz, że nie chodzi o to o czym myślę, bo mam dziś naprawdę parszywy humor.

- Jak bardzo mam przejebane? - spytała lekko przestraszona. - Nie chcę trafić do magazynu, nie chce umrzeć. Zlitujesz się nade mną? - spytała poważnie. 

- Ugh - westchnęłam. - Najpierw się wytłumacz.

- Ostatnio gliny zrobiły nalot na szkołę. Na szczęście byłam chora. Musiałam wprowadzić nowe środki ostrożności i zmienić miejscówki i nie miałam aż tyle czasu...

- Ile hajsu ci brakuję?

- Prawie połowy - westchnęła. - Ale mam ten towar i sprzedam go jak najszybciej.

Łatwo zabićWhere stories live. Discover now