2.14. Umiesz strzelać?

1.1K 83 41
                                    

Odwiozłam Lily do szkoły i pojechałam do mieszkania Nathana, gdzie otworzyła mi jego narzeczona w satynowym szlafroku.

- Hej, Emily. - przytuliła mnie szczerze. - Nate jeszcze śpi, wejdź - zaprosiła mnie ręką.

- Nie no, cały McCartney, mówiłam mu, że biegamy. - przewróciłam oczami i skierowałam się do ich sypialni.

- To ja zrobię kawę - zaśmiała się Rose i poszła do kuchni.

Wskoczyłam na łóżko i zaczęłam dawać plaskacze chłopakowi, krzycząc jego imię.

- Co jest kurwa? - złapał mnie mocno za nadgarstki, otwierając oczy. Niezły refleks, ale i tak leń z ciebie.

- Biegamy, jakbyś zapomniał, masz pięć minut, żeby się pozbierać - powiedziałam.

- Bo co mi zrobisz? - zaśmiał się, a ja uniosłam brew i po chwili chwyciłam przez pościel jego kutasa i pociągnęłam gwałtownie, w tym samym czasie wyciągając zręcznym ruchem nóż zza paska.

- Wykastruje cię - szepnęłam, świdrując go wzrokiem, a on tylko założył ręce za głowę.

- Weź to schowaj i mnie nie gwałć z łaski swojej - powiedział z politowaniem. - Wstanę, wstanę - mruknął od niechcenia i podniósł się do siadu.

- Emily, kawa! - usłyszałam głos dziewczyny z kuchni.

- Pięć minut, Nate. - postukałam w zegarek i wyszłam z ich sypialni, przechodząc do pomieszczenia obok.

- Idziecie biegać? - spytała, a ja przytaknęłam. - Poszłabym z wami, ale jesteście jakimiś pieprzonymi robotami, bo raz zdechłam w jednej dziesiątej drogi - zaśmiała się szczerze, na co zawtórowałam.

Pogadałyśmy jeszcze chwilę i w końcu król zechciał się zebrać, więc dziesięć minut później biegliśmy już obok siebie alejką.

- Gdzie lecimy? - spytał Nate, lekko przyspieszając.

- Stała trasa, tylko robimy przerwę w parku - zdecydowałam, na co przytaknął.

Pół godziny później byliśmy już na miejscu i skierowaliśmy się w dość ustronne miejsce.

- Po co chciałaś tu przyjść? - zapytał, a ja wyciągnęłam broń i w niego wycelowałam. - Co robisz? - spytał całkowicie spokojnie i byłam naprawdę pod wrażeniem tego, że chłopak mi tak zaufał po tych wszystkich latach, że miał wyjebane na mordercę, który do niego mierzy z połowy metra.

- Pistolet jest pusty, walczymy z bronią - powiedziałam, więc podszedł i odebrał mi go, a potem zaczęliśmy wymieniać ciosy i wyrywać sobie wzajemnie gnata.

- Po co ci taki trening? - spytał po piętnastu minutach, kiedy daliśmy sobie spokój. - Ten gościu, on był z rządu, prawda? - dodał ciszej.

- Tak - mruknęłam, leżąc na trawie i wpatrywałam się w chmurę o niezdefiniowanym kształcie.

- Po cholerę ci to, Em? - westchnął, podnosząc się do siadu.

- Nie mam wyboru, Nate. W tym tkwi problem. - popatrzyłam na niego, a on od razu wszystko zrozumiał, widziałam to po jego twarzy. - Dlatego tak bardzo nie chciałam się do nikogo przywiązywać. Jeszcze z Dannym jakoś byśmy to ogarnęli, ale Lily... Rozumiesz?

- Przykro mi - stwierdził, wbijając wzrok w spory kamień pod naszymi nogami. - Ale dasz radę, na pewno. - uśmiechnął się lekko, w akcie pocieszenia, a ja tylko westchnęłam sama się zastanawiając przez kilka minut. - Dobra, koniec leżenia, zostało nam jeszcze kilka kilometrów - powiedział, więc podniosłam się i zaczęłam biec.

Łatwo zabićWhere stories live. Discover now