10. Prawdy rzucone w twarz.

1.1K 189 130
                                    

Media: Within Temptation - Jillian


Blondyn patrzył na niego, nie odwracając nawet na moment głowy, jednak w jego wzroku zaczął przebijać się wyraźny niepokój. Widział złość w jego spojrzeniu, widział jak marszczą się jego czarne brwi na opalonym obliczu, jak czeka na odpowiedź.

– Miałem zjeść coś przed połknięciem lekarstwa. To jest właśnie to. Nie zabrałem niczego, na co nie miałbym pozwolenia – usprawiedliwiał się.

Czoło Alexandra zmarszczyło się jeszcze bardziej, by zaraz rozluźnić się, a jego twarz przybrała beznamiętny wyraz. Spojrzał na niego z wyraźnie zaakcentowaną w oczach przewagą.

– Więc nie wykonałeś mojego polecenia?

– Nie – przyznał, powstrzymując się przed nasilającą się chęcią przymknięcia powiek. Przecież to aż nazbyt oczywiste, że za moment padnie cios.

Śledził wolne ruchy bruneta. Delikatne napięcie mięśni, gdy unosił dłoń do góry, by zaraz uderzyć nią w półkę. Colin wstrzymał na krótką chwilę oddech wciąż odważnie na niego patrząc. A dzieliły ich teraz centymetry, wypełnione gęstym, pełnym nerwowego napięcia powietrzem.

– Jeśli jeszcze raz do tego dojdzie, bardzo dotkliwie tego pożałujesz – wysyczał, skupiając wzrok na jego jasnych, jakby skąpanych w wodzie tęczówkach.

– Zabijesz mnie – wyrwało mu się ciche stwierdzenie.

Alexander zaśmiał się krótko, w sposób, który sprawił, że blondyn poczuł się jeszcze mniej pewnie, jakby ten zaraz miał rzucić mu się do gardła, co wcale nie wydawało mu się takie niedorzeczne, biorąc pod uwagę ów diabelski błysk w jego czarnych jak węgiel oczach.

– Nawet nie masz pojęcia ile błagań o śmierć już słyszałem. – Znów skupił uwagę na jego bladej twarzy, otoczonej przez cienkie pasma szaropszenicznych włosów.

Widział w jego spojrzeniu tę niepewność, tę zaburzoną odwagę. Niemal czuł każde przyprawiające o mdłości nerwowe drżenie, którym zdawał się być wypełniony, którym emanował, co powinno napawać go satysfakcją.

Jednak nie czuł niczego takiego. Czuł złość, która rozsadzała mu umysł, zaciskała dłoń w pięść. A potęgował ją tylko fakt, że mieszała się z kompletnym niezrozumieniem tak wielu kwestii. Z pewnym rodzajem patowości sytuacji w jaką sam się wpakował.

– Wynoś się – warknął w końcu. Wskazał dłonią na leżącą na podłodze szmatkę z kawałkiem pieczywa. – Zabierz to ze sobą i się wynoś. A od jutra zaczniesz jeść, choćbym miał wpychać to w ciebie na siłę. Nie zamierzam użerać się jeszcze z twoimi omdleniami. Wypierdalaj! – dodał głośniej, jeszcze ostrzej i obserwował, jak młody mężczyzna z pewnym wahaniem zabiera wszystko i otulając w kawałek spranego materiału przyciska do piersi. Jak podnosi się i wychodzi pospiesznie, zamykając za sobą cicho drzwi.

Alexander opadł na łóżko Simona, które było bliżej niż jego własne, jakby całkiem pozbawiony sił. Przesunął silną dłonią po swoich ciemnych kosmykach i odgarnął je do tyłu, by zaraz znów osłoniły jego skronie i po części też czoło. Westchnął ciężko, opierając głowę do tyłu i zmrużył oczy w wyrazie głębokiej analizy dzisiejszego dnia.

Próbował poukładać sobie poszczególne elementy w jakąś logiczną całość, która umożliwi mu podjęcie jakichkolwiek kroków. A sytuacja nie była przesadnie komfortowa. Miał na głowie osobnika, który zdawał się nie pałać powalającymi umiejętnościami w pożądanych na tę chwilę kwestiach. Do tego nie umiał czytać, co również wszystko utrudniało. Co prawda zdawał sobie sprawę z faktu, że w wsiach nie ma szkół, a więc braki w jakiejkolwiek edukacji nie powinny być niczym dziwnym. A jednak go to zaskoczyło. Choć może bardziej na krótką chwilę wypełniło pewnym ciężkim, ale jednak zdecydowanie ciepłym uczuciem... współczucia?

Czerwone makiWhere stories live. Discover now