Rozdział III

3.8K 261 46
                                    

Magnus

      Już dawno Magnus nie był w tak podłym nastroju. Dopiero pokłócił się z Camille, a chwilę później spadła na niego kolejna bomba. Już drugi raz w przeciągu kilku dni, policja zapukała do jego drzwi. Druga wizyta wcale nie była przyjemniejsza od pierwszej, może dlatego, że dotyczyła tej samej sprawy. Bowiem policjanci podejrzewali, że ktoś pomógł jego mamie odejść z tego świata. Magnus doprawdy nie mógł uwierzyć w te bzdury. No bo kto, o zdrowych zmysłach, chciałby zabić tak cudowną kobietę, jaką była jego matka? W prawdzie nie mieli wielu znajomych, ale z wszystkimi żyli w dobrych stosunkach.
Azjata nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby się do tego posunąć.
      Kroczył ciemnymi ulicami Nowego Yorku. Podobno to miasto nigdy nie śpi. - Pomyślał. - Więc, gdzie ci wszyscy ludzie?
     Myślami cały czas wracał do wieści, z jakimi przyszli dziś do niego funkcjonariusze policji. Zastanawiał się nad ich słowami i nie mógł dojść do żadnego sensownego rozwiązania. Jeśli ktoś rzeczywiście pomógł jego mamie odejść z tego świata, ze stu procentową pewnością mógł wykreślić z listy podejrzanych, swoich i mamy przyjaciół. Ci mamy byli zbyt ludzcy, by zdobyć się na taką rzecz, a ci jego, zbyt głupi, by choćby o czymś takim pomyśleć. No z wyjątkiem Raphaela. On za bardzo lubił jego mamę. Tylko jego uważał  za prawdziwego przyjaciela. Znali się od wielu lat. Byli dla siebie jak bracia. Raphael zastępował mu właściwie całą rodzinę. W końcu Magnus nie miał nawet ojca...
Zatrzymał się w miejscu, zszokowany tym, o czym własnie pomyślał.
Nie znał ojca. Nigdy nawet nie słyszał o nim. Matka nie chciała powiedzieć mu czy w ogóle żyje, kim jest i dlaczego nie chce mieć z nim nic wspólnego. Tak właściwie, nie wiedział o nim kompletnie nic. Mógłby go minąć na ulicy i nawet by go nie poznał.
A co jeśli to on stoi za śmiercią mamy? -  
Pomyślał, a chwilę później przeszedł go zimy dreszcz. Zapobiegawczo rozejrzał się po ciemnej ulicy, którą własnie szedł. Z przerażeniem stwierdził, że znajduje się daleko od domu. Dodatkowo w ferworze wszystkiego czego się dzisiaj dowiedział, nie wziął ze sobą nawet telefonu.
- Uspokój się. - Szepnął do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Nie dość, że mówię do siebie, to jeszcze popadam w paranoję.
Skoro ojciec nie interesował się nim przez tyle lat, wątpliwe by było, by teraz nagle postanowił ich pozabijać. Z resztą Magnus uważał, że jego ojciec jest jakimś zwykłym facetem, który nie miał odwagi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Przecież jego mama nie mogła spłodzić go z kryminalistą. To było dla azjaty niedorzeczne.

Alexander

    Poruszał się najciszej jak potrafił, tak by idący przed nim chłopak nie zdołał go usłyszeć.
Zastanawiał się co tak właściwie robi Magnus. Mało kto miałby odwagę, tak po prostu spacerować w nocy po ulicach Nowego Yorku. Dodatkowo, świadomie lub nie, Magnus wybierał ulice, kompletnie opuszczone.
      Alec cieszył się, że nogi same zaniosły go pod mieszkanie chłopaka. Na samą myśl, o tym, że chłopak miałby spacerować, w tak niebezpiecznej okolicy, sam, przechodziły go ciarki.
W końcu mógł, choć trochę, przyjrzeć się swojemu kolejnemu zadaniu, a raczej pewnemu, ale jakże ważnemu, elementowi tegoż zadania.
     Chłopak na pierwszy rzut oka wydawał się mu być bardzo pewnym siebie człowiekiem. Wskazywał na to choćby jego ubiór. Na pogrzebie, Magnus wydał mu się zupełnie nie wyróżniający się z tłumu. Teraz, dzięki światłu ulicznych latarni, które mijali, Alec dostrzegł jego niecodzienny styl. Obcisłe spodnie i dopasowana koszula w azteckie wzory z rozpiętym guzikiem przy kołnierzyku. Co jakiś czas słyszał też pobrzękiwanie naszyjników, które miał zawieszone na szyi.
Nie widział wszystkiego dokładnie, gdyż cały czas starał się zachowywać dystans od zamyślonego chłopaka, ale był prawie pewien, że te błyszczące elementy w jego włosach, to brokat.
       W pewnym momencie, gdy azjata zatrzymał się na chodniku, Alec przeląkł się. Zastanawiał się, czy ten zauważył coś czego Alec nie zdołał? Był gotowy na ewentualne zagrożenie, jednak już po chwili Magnus ruszył dalej, więc i on podjął na powrót marsz. Tym razem postanowił skoncentrować się bardziej na otaczającym go świecie, niż na wyglądzie chłopaka.
      Magnus zdecydował się  wrócić do siebie, gdy księżyc ustępował miejsca słońcu, także łowca do domu wrócił, gdy na zewnątrz było już zupełnie jasno. Najpierw, jednak, upewnił się, że brokatowemu, jak go w myślach nazwał, nic nie jest.
     Jedyne o czym marzył, gdy tylko przekroczył próg swojego domu, to gorąca kąpiel i długi sen. 
Odkąd pamiętał, wiecznie chodził niewyspany, za bardzo lubił żyć, by marnować czas na sen, jednak tym razem to właśnie snu było mu trzeba.
Niestety człowiek rzadko dostaje to, czego chce. W korytarzu wpadł na mamę, która gestem ręki nakazała mu, by udał się za nią do gabinetu.
Rozsiadł się w wygodnym fotelu, naprzeciw jej biurka, a gdy i ona spoczęła, zagadnął o co chodzi.
Pokrótce wyjaśniła mu co wie na temat ojca Magnusa. Przekazała mu teczkę z jego danymi i  w końcu zlitowała się nad nim, puszczając go do siebie.
     Nie miał siły na przeglądanie świeżo dostarczonych informacji. Zdecydował, że zrobi to, gdy się wyśpi. I tak nie mógł pracować, kiedy oczy same mu się zamykały. 

When hope and love has been lost // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz