Rozdział 9- Proszę, nie mów, że to powiedziałam

1.8K 268 102
                                    


Popełniłaś ogromny błąd. Próbujesz się trochę przesunąć, lecz natychmiast czujesz ostry ból w głowie. Starasz się głęboko oddychać, ale przez zatkany nos zaczynasz kaszleć.

Tak. Jesteś chora. Kuźwa! Powinnaś dziś planować spotkanie ze sponsorem! Twoja głowa opada bezsilnie z jakimkolwiek ruchem, sprawiając, że kręci ci się w głowie. Czujesz pustkę w żołądku. Potrzebujesz wody, idziesz krok po kroku do kuchni. Przejście przez pomieszczenia jest tak samo męczące, jak twój wczorajszy trening, ale warto. Woda gasi pożar w twoim gardle. Desperacko przeglądasz wszystkie szafki. Nie masz żadnego lekarstwa, zupy, ani niczego, czego zwykle używasz, aby się wyleczyć. Kiedyś byłaś przyzwyczajona do dbania o siebie, ale tym razem byłaś nieprzygotowana. Siadasz powoli na krześle, wycierając nos rękawem. Każdy ruch jest torturą. Co robić? Ten mały sklep niedaleko powinien mieć to, czego potrzebujesz, prawda? Idzie się tam około dziesięciu minut. Ubierasz luźne ciuchy i wkładasz buty. Bierzesz jakiś płaszcz i wychodzisz.

Zachowujesz się żałośnie w ten sposób, jeszcze wczoraj rozmawialiście o tym. To musi być od tego biegania w deszczu! Sans z pewnością miałby coś do powiedzenia, gdyby cię teraz zobaczył.

-_____?

O WILKU MOWA. Dlaczego nie jesteś zaskoczona? Masz do takich rzeczy pecha. Powoli odwracasz się od swoich drzwi. Sans stoi w połowie schodów, najwyraźniej gdzieś wychodził. Patrzy na ciebie z niepokojem.

-wszystko w porządku? wyglądasz okropnie.

JEZU DZIĘKI, DLACZEGO NIE ZAPYTASZ SIĘ TYLKO, JAK SIĘ CZUJE? To właśnie próbowałaś powiedzieć, ale udało ci się tylko krótkie „Jezu dzięki", zanim znów zaczniesz kolejny atak kaszlu. Ten jest gorszy od poprzedniego. Przez chwile nie potrafiłaś złapać tchu i oparłaś się o ścianę.

-o mój boże.- Sans zakrywa dłonią dolna polowe twarzy. -nie wierzę w to, naprawdę zachorowałaś.

Kaszlesz jeszcze kilka razy i walczysz, by odzyskać oddech. Nie masz energii, aby odpowiedzieć. Chwiejnym krokiem podchodzisz do schodów. -Uwierz...mi. Nie jestem... szczęśliwa z tego... powodu.

Nagle stoi tuż przy tobie. Mrużysz oczy. Chyba masz omamy. Jak on zniknął i się pojawił, tak bardzo szybko?

-musisz odpoczywać.- odciągnął cię od schodów. -nie powinnaś teraz wychodzić i się przemęczać, dokąd tak wogóle chcesz iść?

-Do sklepu.- szepczesz, bezskutecznie starając się przejść obok niego.
-Potrzebuje leków i zupy.

Delikatnie, ale stanowczo, Sans zaprowadza cię do twojego mieszkania. Otwiera drzwi i prowadzi do środka.
-przyniosę ci te rzeczy, czego dokładnie potrzebujesz?

Czujesz się źle, ale teraz kręci ci się w głowie. Nie chcesz niecnego więcej, niż się położyć.
-Syrop na kaszel, rosół i krakersy.- wyciągasz portfel, aby mu za to zapłacić, ale Sans wyrywa go z twoich półodrętwiałych palców i odkłada na bok.

-coś jeszcze?- pyta, delikatnie pomagając ci wrócić na pufę. Kręcisz głową i krzywisz się z bólu.

-Przepraszam.- mówisz, zamykając oczy. Po minucie czujesz, jak paliczki jego dłoni przeplatają się przez włosy. Jego dotyk jest taki delikatny i kojący, aż głęboko wzdychasz. Czujesz niewielką ulgę w bojącej głowie.
-Hmm, to jest przyjemne.- kontynuuje głaskanie i drugą rękę przykłada do czoła.

-masz wysoką gorączkę.- mówi ponuro.

Otwierasz jedno oko. -Jak możesz to poczuć, skoro nie masz skóry?

-nie tylko z kości zostałem zrobiony.- mówi z uśmiechem. -czuje tak samo, jak ty, a teraz wracaj spać, zaraz wracam.

Lekko wzdychasz, zamykasz oczy i pozwalasz pochłonąć się ciemności.

Nie jest za późno - Sans x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz