Rozdział 10

383 32 5
                                    


Budzę się rano... z wielkim bólem nosa i - nie wiedzieć czemu - głowy. Wstałam i zachwiałam się na własnych nogach. Oczywiście, jak to ja, musiałam upaść z powrotem na brzuch. Zakopałam się na powrót w kołdrze, zamknęłam oczy i próbowałam jeszcze zasnąć.

- I wonna be in your control, so unmerciful. You can twist me and turn me - uniosłam głowę, nadal pozostając pod pierzyną. - Just don't let me go - sięgnęłam po telefon. - I wonna be your puppet on a string, baby! I'm not holding back, we can do anything - wzięłam go pod kołdrę i sprawdziłam, kto dzwoni. - And even if I am crazy, it's 'cause you make me this way - oczywiście, że jest to moja przyjaciółka... bo kto by inny mógł niszczyć mi życie z samego rana?! - we're as close to love. As we'll ever get... I wonna be your marionette, marionette, marionette! I wonna be your marionette, marionette, marionette! - odebrałam.

- Witaj, Lar! - zaczęłam sarkastycznie. - Co cię napadło, że dzwonisz do mnie tak wcześnie?

- Hej! - odezwała się z telefonu. - Jak z rana? Jest dobrze po jedenastej! - spojrzałam na zegarek.

- Myślałam, że jest wcześniej... - przetarłam oczy, uważając na nos. - Ja zawsze wcześnie wstaję.

- Tak, wiem... Mogłabym dzisiaj u ciebie spać? - zmarszczyłam brwi.

- Raczej tak, a co się stało? - zapytałam, wstając z łóżka.

- Znowu pokłóciłam się z ojcem - przewróciłam oczami.

- Kłócisz się z nim na poważnie, niemal raz w tygodniu... średnio co osiem dni - odetchnęłam. - Naprawdę chcesz znowu uciekać, nie lepiej ci się z nim pogodzić? Przecież i tak po kilku godzinach, albo po tym jak wrócisz, to już nie będzie wściekły.

- Tu nie chodzi o niego, tylko o mnie! - zmarszczyłam brwi. - O mnie i o siostrę!

- Czyli jak zwykle... - stwierdziłam i się rozłączyłam.

Po parunastu minutach dochodzenia do siebie, zjawiłam się w łazience. Przeglądając się w lustrze stwierdziłam, że mój nos nie jest już tak mocno napuchnięty, jak był jeszcze przed nocą. Widzę znaczne zmiany w opuchliźnie, kolorze... konsystencji. Gdy wychodziłam, niechcący otarłam się o staruszkę, zwaną moją babcią.

- Przeklęty bachor! - odkrzyknęła za mną, gdy wracałam do pokoju.

- Mówi to bezrobotna emerytka, która zdziera pieniądze z państwa! - odkrzyknęłam i na powrót zniknęłam za drzwiami własnego pokoju.

W końcu musiałam wyjść. Wyjść, by kupić coś na przyjście Larissy. Ona zwykle nie toleruje, gdy nie ma nic do zjedzenia... Nie toleruje tego, że ja nie dotykam niczego słodkiego... Że nie dotykam żadnego jedzenia.

Ja... nie mogę jeść. Muszę tylko lekko od czasu do czasu zasilać żołądek. Nikt oprócz Larissy i moich rodziców nie ma o tym pojęcia. Moi szkolni rówieśnicy nigdy nie widzieli, żebym chociaż brała przekąskę do ust... Rówieśnicy, ponieważ przyjaciół nie posiadam. Lar nie chodzi do mojej szkoły... dostała się wyżej. Jej rodzice są świetnymi prawnikami... Ale są osoby, które po prostu mają ze startu łatwiej.

Jakby to powiedzieć... osoby, z którymi na co dzień przebywam, po prostu nie są tymi, z którymi chciałabym się widywać. Mam szczęście, że są wakacje... Przynajmniej nie muszę oglądać jasnej głowy... nie muszę martwić się o swoje własne bezpieczeństwo, jak robiłam to kiedyś. Miło też, że w następnej szkole prawdopodobnie nie spotkam Zoe, ani Megan... ani Karen. Już nie będą mogły nic mi zrobić... Nie, ponieważ ich nie będzie. I nie zobaczę ich także na tych wakacjach... Nie.

Perfect for Each Other (zakończone)Where stories live. Discover now