Naiwny pies

851 43 43
                                    

Przekroczyłem próg magazynu, obracając kluczyki do samochodu na palcu. Nie wiem, czy lubiłem tu przebywać, ale na pewno można stwierdzić, że się przyzwyczaiłem. No i w tym całym zgiełku, wiecznej gonitwy, ucieczki, to była moja mała oaza, miejsce, w którym czas zwalniał i czerpałem z tego chociaż trochę przyjemności.

Ruszyłem do małego pomieszczenia, które służyło za mój mały kantorek, biuro, sam nie wiem jak to nazwać. Wziąłem małe zawiniątko i zostawiłem swoją kurtkę, a potem pewnym krokiem przeszedłem do sąsiedniej sali.

- Dzień dobry, widzę, że ktoś już się obudził, za mało cię naćpali, co? - zacząłem gadać do chłopaka, nie zwracając uwagi na szczęk łańcuchów, które oplatały jego nadgarstki. - Nie trać sił na próby uwolnienia się i tak stąd już nie wyjdziesz żywy.

Usłyszałem lament dwudziestoparolatka i kolejne odgłosy szamotania się.

- Ja mówię serio, no bo pomyśl logicznie. Ja i tak zadam ci tyle bólu, ile będę chciał, więc po pierwsze naprawdę nic ci to nie da, a po drugie sam przysparzasz sobie więcej cierpień - powiedziałem zajęty ogarnianiem pomieszczenia.

Wkurzało mnie, kiedy Harry i reszta przynosili tu kogoś, albo zabierali, przy okazji robiąc w około tyle syfu.

I kto to później musi sprzątać?

- Dobra, chyba możemy zaczynać - rzuciłem, kładąc stolik w zasięgu wzroku chłopaka i rozkładając na nim rożne narzędzia. Szczerze większość z nich była tylko na pokaz i dla wzbudzenia strachu, bo nawet nie wiedziałem jak ich używać.

Podszedłem do blondyna i oderwałem jednym szybkim ruchem taśmę z jego ust, na co krzyknął.

- Oj, powody do krzyku to dopiero będziesz miał - westchnąłem.

- Ja naprawdę nic nie zrobiłem, to nie jest moja wina, wypuść mnie! - zaczął się drzeć.

- Stop. Od początku, bo w ogóle nie jestem w temacie, ja tu tylko pracuję. Przedstaw się - powiedziałem stanowczo, ale o dziwo, chłopak milczał. 

Uderzyłem go w brzuch z niemałą siłą.

- Naprawdę muszę tłumaczyć ci zasady? Chyba jesteś na tyle inteligentny, że wiesz, że konsekwencją milczenia jest ból, tak? - spytałem cierpliwie, a potem znów go uderzyłem. - Współpracuj, to może się zlituję i dostaniesz tylko kulkę w łeb.

- Skoro i tak mam umrzeć, to nic ci nie powiem - odparł, a ja przewróciłem oczami.

- Wszyscy wychodzą z takiego założenia, ale jeszcze przekonam cię do zmiany stanowiska.

Podszedłem do chłopaka i wyciągnąłem nóż. W jego oczach błysnęło przerażenie, ale ja tylko rozciąłem mu koszulkę, bo chciałem patrzyć na swoje dzieło. Ku mojemu zdziwieniu delikwent był już trochę obity.

- Widzę, że nie jestem pierwszy, ale spokojnie, na pewno ostatni. - wykrzywiłem twarz z psychicznym uśmiechu.

Wyszedłem bez słowa z pomieszczenia i udałem się do biura. Na stoliku leżała teczka z kilkoma "skazanymi", więc szybko znalazłem odpowiedniego chłopaka i przeczytałem informacje o nim. Kiedy wszystko zapamiętałem, wróciłem do mojej ofiary.

- Przemyślałeś moją propozycję?Porozmawiamy jak ludzie? - zapytałem.

- Tak, powiem wszystko - rzucił, co naprawdę mnie zdziwiło, ale nie dałem tego po sobie poznać, tylko wziąłem krzesło i usiadłem, kładąc przedramiona na oparciu.

- Zamieniam się w słuch.

- Nazywam się Sam Farrell, mam dwadzieścia pięć lat, byłem dilerem dla Scorpiona, ale straciłem ostatnio dużo towaru, dlatego tu jestem. Proszę wypuść mnie i daj dwadzieścia cztery godziny, a przyniosę kasę w zębach. Obiecuję.

Covered In BloodWhere stories live. Discover now